Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

31 sierpnia 2015

Od Arona - CD. Caroline

Przyjęcie, bal czy jakkolwiek by tego nie nazwać trwało w najlepsze.  Bogato urządzona sala wypełniona ludźmi kołysała się w rytm rozbrzmiewającej muzyki. Po parkiecie wirowały w tańcu kolorowe suknie, a co bardziej ociężali goście obstawiali niby Cerbery stoły z jedzenie, uszczuplając suto zastawione talerze, półmiski i tace. Z zainteresowaniem przyglądałem się elegancko ubranym damom, nie oszczędzając się na uśmiechach i przymilnych spojrzeniach. Mattias, opierający się o ścianę obok mnie, znużonym wzrokiem wodził po pomieszczeniu, wzdychając cicho do siebie. Nudziło mu się, nie da się zaprzeczyć. Biedaczysko nie mógł nawet poczytać, bo uno oświetlenie sali jak piękne by nie było, kiepsko nadawało się do czytania, secundo nie mógł zabrać ze sobą żadnej lektury. Rozkaz ojca, który ponownie próbuje rozpaczliwie przystosować Matta do życia w społeczeństwie, choć efekt będzie zapewne taki sam jak zawsze. Czyli żaden. Choć mój brat nigdy nie sprawiał problemów wychowawczych, tak tej jednej rzeczy rodzice nie są w stanie mu wpoić. Chociaż czy "wpoić" jest dobry określeniem? Raczej zmusić, wmusić? Po prostu zaprzyjaźnić go z innymi mimo jego woli, tak bym to ujął. Tak czy owak dwadzieścia lat starań spełzły na niczym i papa powoli sobie odpuszcza, choć porywami znów budzi się w nim chęć wprowadzenia zmian w życiu młodszego syna. Troszkę to smutne, jakby nie patrzeć. Ale cóż próbowałem mu to przetłumaczyć, mama próbowała, nawet dalsza rodzina próbowała, ale widać upartość Matta nie bierze się znikąd i ojciec równie skutecznie ignoruje nasze prośby, co Mattias jego starania. No zdarza się.
Spojrzałem na brata z troską, zwracając tym samym na siebie jego uwagę. Zerknął na mnie spod przymrużonych powiek zadając mi niemo pytanie czego od niego chcę. Uśmiechnąłem się, i popychając go lekko w ramię, kazałem mu podążać za sobą. Nieśpiesznym krokiem ruszyłem na drugą stronę sali, kierując się pod zdobiony karnisz ze świecami. Było tam więcej światła niż w miejscu gdzie wcześniej staliśmy, i jakoś tak się złożyło, że nikt w okolicy tego kąta nie stał ani się nie kręcił. Idealne warunki dla Mattiasa.
Chłopak po chwili gapienia mi się w plecy podbiegł, i wyrównał ze mną krok, nie spuszczając ze mnie pytającego spojrzenia. Nie zwracając na niego większej uwagi podszedłem do wypatrzonej miejscówki, po czym odwróciłem się do brata, wyszczerzając zęby. Mattias zmarszczył lekko brwi, w ciągu dalszym nie wiedząc do czego zmierzam. Nie chciałem go już dłużej trzymać w niepewności, więc bez dalszych wstępów wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni niewielką książeczkę. Opatrzona w czarną okładkę, złotym pismem dumnie głosiła, że jest bestiariuszem autorstwa Wilkasa Uszatego, wydaniem pierwszym i tym samym najrzadszym. Przekazałem ją w ręce szczerze zaskoczonego Mattiasa, puszczając do niego pawie oczko.
- Tylko nie mów tacie, że krzyżuję mu plany - powiedziałem wesoło - Mam nadzieję, że ta lektura jakoś ci pomoże znieść ten wieczór. Niestety żadna inna nie zmieściłaby się do kieszeni, wybacz, bracie. Tak czy owak baw się dobrze.
Rudzielec uśmiechnął się do mnie leciutko, w podziękowaniu. Nie przeszkadzając mu dłużej wróciłem na środek sali, zastanawiając się czy mogę jeszcze komuś pomóc czy może mogę zająć się zagospodarowaniem swojego własnego czasu, najlepiej zapewniając sobie jakieś miłe towarzystwo. Dopiero po chwili przypomniałem sobie o tej dziewczynie, która tak sukcesywnie przekręciła moje imię. Na to wspomnienia zachciało mi się śmiać. Zagryzając dolną wargę, wyszedłem z sali nie chcąc wybuchnąć śmiechem w samym środku tłumu, choć i tak zdołałem zwrócić na siebie uwagę kilku osób. Dopiero za zamkniętymi drzwiami pozwoliłem sobie na śmieszki, a przy okazji zainteresowałem się gdzie ów dziewczyna się  podziewa. Jak jej tam szło.. Car.. Caroline, no tak. Czy  nie miała wyjść na zewnątrz? Tak mi się wydaje. Nie zaszkodzi sprawdzić.
Wartkim krokiem wyszedłem z zamku, mijając po drodze innych gości, którzy również postanowili na chwilę oderwać się od zabawy. Niestety, ale nie udało mi się napotkać żadnych samotnych dam, niech to. Szkoda, szkoda, wieczór mógł zlecieć mi o wiele szybciej. ale cóż. Może przynajmniej poznam nieco bliżej Caroline. Jakby się zastanowić, to całkiem niezły pomysł. Hmf. Uśmiechnąłem się delikatnie do siebie i, z wesołością wyruszyłem na dalsze jej poszukiwania,
Dziewczyna przywitała mnie skupionym spojrzeniem, odrywając się od lektury. Patrzcie, patrzcie, mól książkowy niczym Mattias. Zamieniłem z nią kilka średnio ważnych uwag, a na zadane pytania wzruszyłem lekko ramionami.
- Wierz na słowo, że dostarczyłaś mi zabawy na cały ten wieczór, złotko - uśmiechnąłem się szeroko - Nie tylko mi zresztą. Ale odpowiadając na twoje pytanie przyszedłem się przewietrzyć i sprawdzić co w sumie u ciebie słychać. Nie widziałem cię nigdzie na sali. Nie jesteś zbyt wielką fanką takich przyjęć, co? - spojrzałem na nią przekornie.

<Caroline?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz