Gdy tylko ze swojego skromnego, choć, moim zdaniem, przytulnego, mieszkania, wylądowałam na miejskiej ulicy, od razu skierowałam się do zajmujących, swoim cudownym i łagodnym zapachem, powietrze bułeczek. Świeżo wyjętych z pieca, których twórca - piekarz imieniem Ronaldo, jakże ładne imię, nieprawdaż(?), od razu, widząc mnie wychodzącą zza progu, uśmiechnął się radośnie bo wie, że za moment zarobi kilka pierwszych tego dnia Piętników. Dojście do jego stoiska zajęło mi zaledwie chwilę, a gdy stanęłam przed nim, powitał mnie radosny i przyjazny głos Ronalda, czyli jednej z tych niewielu starców tego miasta, którzy są dla mnie mili niezależnie od wszystkiego pory dnia czy pogody. Innymi słowy - zawsze.
- Witaj, Scarly - Tylko on nazywa mnie w ten sposób, ale jednoznaczny z tym jest fakt iż jest on chyba jedynym mężczyzną w okolicy, który zna nazwę koloru Szkarłatnego. - Jak zawsze z samego rana, jeszcze nim ptaszki ranne wstały. - Lekko chrypieje. Czas nie działa na jego korzyść, niestety, ale mimo to wciąż brzmi jakby młodo, choć może to moje złudzenie spowodowane moją sympatią do niego? Zapewne. Ale przecież jego nie da się nie lubić!
- To co zwykle, proszę. - Powiedziałam, a po chwili w mojej dłoni znajdowała się już jedna z tych przepysznych bułeczek posypanych bliżej nieokreślonymi ziarnami, nie znam się na roślinach, ale wiem, że te bułki nie maja sobie równych. Zapłaciłam Ronaldowi i podziękowałam z uśmiechem, po czym ruszyłam dalej, wypatrując swojego ulubionego "psiaka" wśród kilku biegających po ulicach Vulfixów - Rely'ego. Zna mnie on już na tyle, by wyczuć mój zapach i podążać w jego stronę na kilometr ode mnie - zadziwiająco niezawodny jest węch tych słodkich zwierzaków. Oczywiście nie każdego dnia ma ochotę na spotkania ze mną, czasem zdarzają się mu dni, w których zdaje się mnie nie poznawać - udawać, że mnie nie zna, ale to u dzikich zwierząt właściwie normalne. Tym razem jednak minęło kilka minut, a mój biały, zaopatrzony w czarno-zielone pióra, przyjaciel już biegł ku mi wydając z pyszczka charakterystyczne dla siebie piskliwo-szczekliwe dźwięki.
Kiedy zbliżył się do mnie dostatecznie blisko, zaczęłam tarmosić jego miękką, przyjemną w dotyku, sierść.
- Hej, Raily. Jak się masz? - Szkoda, że nie może mi odpowiedzieć niczym więcej, jak kolejnym piskliwym szczeknięciem. Wtedy ktoś z tyłu szturchnął lekko moje lewe ramię, od razu się więc odwróciłam, zagryzając przy tym chwilę temu zakupioną bułkę.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz