Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

13 września 2015

Od Shadoe

Otworzyłam oczy, obudziwszy się za sprawą, wpadającego przez moje okno, światła. Powieki jeszcze parę razy skryły moje szkarłatne oczy, tak wyjątkowe. W parze z tym przetarłam je delikatnie dłońmi i odetchnęłam powietrzem. Jedno z okien jest otwarte, zapewne zapomniałam je zamknąć przed snem. Trudno, teraz wychodzi mi to na dobre, bo wpada przezeń zapach świeżo upieczonych bułeczek. Niewiele osób budzi się tak wcześnie, co ja. Tak więc jeszcze nie muszę martwić się ulicznym gwarem, bo takowego nie ma o w tak wczesnych porach... słońce dopiero wychyla się zza horyzontu. Sekundy zaledwie dzielą je od przekroczenia granicy mojego okna, a już zdołało mnie obudzić, ale ja nie jestem zła... celowo postawiłam tu swoje łóżko, ranem Vulfiixy biegają na ulicach bardziej swobodnie niż koło południa czy wieczorem, dlatego też prędko poderwałam się z łoża i narzuciłam na siebie ubrania wcześniej już przygotowane do wyjścia. Jeszcze szminka, ułożyć włosy - co zajmuje nie więcej niż dwie minuty razem - i gotowe, przed wyjściem starczy wsunąć stopki do bucików, przekroczyć próg i zatrzasnąć za sobą drzwi. Nikt i tak nie okrada zwykłych mieszkańców, nie mamy nic na tyle cennego, by warto było marnować jakże cenny czas złodzieja.
Gdy tylko ze swojego skromnego, choć, moim zdaniem, przytulnego, mieszkania, wylądowałam na miejskiej ulicy, od razu skierowałam się do zajmujących, swoim cudownym i łagodnym zapachem, powietrze bułeczek. Świeżo wyjętych z pieca, których twórca - piekarz imieniem Ronaldo, jakże ładne imię, nieprawdaż(?), od razu, widząc mnie wychodzącą zza progu, uśmiechnął się radośnie bo wie, że za moment zarobi kilka pierwszych tego dnia Piętników. Dojście do jego stoiska zajęło mi zaledwie chwilę, a gdy stanęłam przed nim, powitał mnie radosny i przyjazny głos Ronalda, czyli jednej z tych niewielu starców tego miasta, którzy są dla mnie mili niezależnie od wszystkiego pory dnia czy pogody. Innymi słowy - zawsze.
- Witaj, Scarly - Tylko on nazywa mnie w ten sposób, ale jednoznaczny z tym jest fakt iż jest on chyba jedynym mężczyzną w okolicy, który zna nazwę koloru Szkarłatnego. - Jak zawsze z samego rana, jeszcze nim ptaszki ranne wstały. - Lekko chrypieje. Czas nie działa na jego korzyść, niestety, ale mimo to wciąż brzmi jakby młodo, choć może to moje złudzenie spowodowane moją sympatią do niego? Zapewne. Ale przecież jego nie da się nie lubić!
- To co zwykle, proszę. - Powiedziałam, a po chwili w mojej dłoni znajdowała się już jedna z tych przepysznych bułeczek posypanych bliżej nieokreślonymi ziarnami, nie znam się na roślinach, ale wiem, że te bułki nie maja sobie równych. Zapłaciłam Ronaldowi i podziękowałam z uśmiechem, po czym ruszyłam dalej, wypatrując swojego ulubionego "psiaka" wśród kilku biegających po ulicach Vulfixów - Rely'ego. Zna mnie on już na tyle, by wyczuć mój zapach i podążać w jego stronę na kilometr ode mnie - zadziwiająco niezawodny jest węch tych słodkich zwierzaków. Oczywiście nie każdego dnia ma ochotę na spotkania ze mną, czasem zdarzają się mu dni, w których zdaje się mnie nie poznawać - udawać, że mnie nie zna, ale to u dzikich zwierząt właściwie normalne. Tym razem jednak minęło kilka minut, a mój biały, zaopatrzony w czarno-zielone pióra, przyjaciel już biegł ku mi wydając z pyszczka charakterystyczne dla siebie piskliwo-szczekliwe dźwięki.
Kiedy zbliżył się do mnie dostatecznie blisko, zaczęłam tarmosić jego miękką, przyjemną w dotyku, sierść.
- Hej, Raily. Jak się masz? - Szkoda, że nie może mi odpowiedzieć niczym więcej, jak kolejnym piskliwym szczeknięciem. Wtedy ktoś z tyłu szturchnął lekko moje lewe ramię, od razu się więc odwróciłam, zagryzając przy tym chwilę temu zakupioną bułkę.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz