- Dlaczego to zrobiłeś? - rzuciłam do chłopaka, wciąż wpatrując się w twarz dziewczyny. Była młoda. Młodsza nawet ode mnie. Mimowolnie zaczęłam zastanawiać się, co takiego wydarzyło się w jej życiu, że upadła tak nisko. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jaka była. Na samym dole marginesu społecznego. Nie potrafiłam sama o siebie zadbać, ale też nie mogłam liczyć na niczyją pomoc.
- Spokojnie. Czy możemy usiąść i o tym porozmawiać? - powiedział chłopak i choć nie widziałam jego twarzy, byłam pewna, że znów się uśmiecha. Jak za każdym razem. Jak piękne musi mieć życie ktoś, komu uśmiech nie schodzi z twarzy? Poczułam nagłą falę zazdrości i żalu. Przypuszczałam, że ja już nigdy się nie uśmiechnę, nigdy nic nie rozśmieszy mnie na tyle, by wybuchnąć śmiechem. A on to robił bez problemu. Jakby to było coś oczywistego. Jego życie bez żadnych problemów, bez bólu, w jakimś pięknym, kolorowym domu z równie wesołą rodziną.
Chciał rozmawiać? Niby o czym? Byłam mu wdzięczna za uratowanie przed strażnikiem, ale po co brał odpowiedzialność również za nią? Okradła go, próbowała szantażować. Widziałam jego minę, gdy wspominała o Octavio. Dlaczego więc był tak delikatny i łatwowierny w stosunku do niej?
- O czym? - krzyknęłam odwracając się w jego stronę. Miałam już gdzieś dziewczynę, była w takim samym życiowym bagnie co ja, ale on? On miał wszystko i tak jak cała reszta uważał, że może zbawić świat. - O czym chcesz rozmawiać, bo nie rozumiem. O tym, że już drugi raz się dla ciebie narażałam, choć kompletnie cię nie znam? A może o tym, że postanowiłeś okłamać strażnika tylko dlatego, że ślinisz się na sam widok tej dziewczyny?
Wyraźnie nie wiedział co odpowiedzieć, więc po prostu usiadł na łóżku i wpatrywał się we mnie swoimi czerwonymi oczami. W żaden sposób nie mogłam odgadnąć czy zgadza się ze mną, czy uraziłam go swoimi słowami? W ogólnym rozrachunku jednak to najmniej mnie interesowało. Musiałam zająć się jego ranami i zaopiekować się koniem. Wolałam nie myśleć, jak sama wyglądam. Ze znoszonym, pomiętym ubraniem i splątanymi, napuszonymi włosami zapewne prezentowałam się o wiele gorzej niż dziewczyna stojąca pod ścianą.
- Uspokoiłaś się już, czy chcesz się jeszcze na mnie powyżywać? Bo jeśli tak, to raczej nie będzie widok odpowiedni dla nieletnich - powiedział chłopak podnosząc się z łóżka, co wyraźnie sprawiało mu ból. Doceniłam jednak próbę żartu uśmiechem - a raczej jego cieniem - i cichym prychnięciem.
- Nie powinieneś wstawać. Ile razy jeszcze mam cię kłaść z powrotem? - powiedziałam już spokojniej, podchodząc do chłopaka i pomagając mu utrzymać się na nogach.
- Chyba dopóki nie zostaniesz w łóżku razem ze mną - odparł z szerokim uśmiechem - Miło, że wraca ci humor, niebieskooka.
Pomagałam chłopakowi ułożyć się na materacu, kiedy zza moich pleców odezwała się dziewczyna.
- Wyglądacie razem naprawdę słodko, ale czy mogę już iść? - spytała znudzonym głosem. Moja złość wymieszana ze zmęczeniem powróciła z nową siłą. Może i życie tej dziewczyny było kompletnie spaprane, jednak nie było w niej za grosz wdzięczności. Gdyby to ode mnie zależało, trafiłaby do więzienia z prędkością rozpędzonego do granic możliwości konia.
- Nie - warknęłam znów na nią spoglądając - Nigdzie nie pójdziesz. Przeprosisz grzecznie za kradzież konia, podziękujesz, że nie wydaliśmy cię strażnikowi i pomożesz mi znaleźć jakiegoś medyka. Rozumiesz?
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i westchnęła głośno, co jeszcze bardziej mnie zirytowało. Zmieniłam zdanie co do niej. Nie byłyśmy do siebie w niczym podobne i dziękować za to bogom. Siknęła w końcu głową z naburmuszoną miną i ruszyła w stronę krzesła, na którym rozłożyła się opierając nogi na ramie łóżka.
- Więc, co mam robic? - spytała zdecydowanie zbyt zuchwale, jak na mój gust. Może tylko nadrabiała miną, tak jak ja? A może miała za nic fakt, że wciąż nie wbiłam jednego ze sztyletów prosto w jej śliczne gardło.
Zerknęłam na leżącego w łóżku chłopaka, wpatrującego się w nas z głupawym uśmieszkiem, zupełnie, jakby bawiła go cała ta sytuacja. Może z resztą tak właśnie było? Oto miał u swego boku dwie dziewczyny, które miały się nim opiekować. Któremu mężczyźnie nie podobałaby się taka sytuacja?
Wzruszyłam ramionami zbyt zmęczona, by wymyślić jakąkolwiek sensowną odpowiedź. Zaczęło do mnie docierać, jak zaspana jestem po gwałtownej pobudce i wszystkimi wydarzeniami poranka. Jedyne, o czym marzyłam to kąpiel i czyste ubranie.
- Spytaj się jego. To on najwyraźniej potrzebuje twojej pomocy.
Ruszyłam na drugą stronę pokoju po swoje rzeczy, po czym zniknęłam w części pokoju - oddzielonej od reszty wysokim parawanem - służącej jako łazienka. Wciąż mogłam bardzo wyraźnie słyszeć jakąkolwiek rozmowę w pokoju, choć zdecydowanie wolałabym pozostać w końcu sama ze sobą.
< Sygna? Anthony? Proszę tylko nie podglądać Daphne, kiedy się kąpie. Dziękuje :) >
Moja kolej ;)
OdpowiedzUsuń