Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

9 września 2015

Opowiadanie turniejowe - Zefir

<Informacja do czytelników na samym dole, PO przeczytaniu (Hehe, powodzenia xD)>
- Jak zawsze w szczytowej formie, co?
Głos magi wyrwał mnie z odrętwiałego zamyślenia. Spojrzałem w kierunku otwartego wejścia do namiotu, przez które nagle wpuściła chłodny dzisiaj wiatr. Wiatr, który mógł zadecydować o potoczeniu się losów finału. Nie zamierzali tego odkładać, traktując go jak dodatkową przeszkodę między strzelcem a tarczą. Najprawdopodobniej po prostu nieznacznie zbliżą cel, w nadziei, że i tak zrywy zmniejszą celność o przynajmniej 30%.
W środki paliła się tylko jedna świeca, jednak postać magi nadal była tylko smukłym cienistym kształtem o słabych konturach na tle ścieżki głównej przy kwaterach zawodników, innych namiotów, części drewnianych trybun i żywych zielonych łąk, targanych podmuchami wiatru. Wszystko to grzało się w popołudniowym słońcu.
Było około godziny 13:00, jeśli się nie myliłem. Eliminacyjne zawody myśliwskie skończyły się jakieś pół godziny temu. Liczyła się w nich nie tylko skuteczność strzelecka. Wypuszczone zwierzęta na dużym polu otoczonym magiczną były szybkie, spłoszone, dobrze ukryte, zdjęte strachem przed śmiercią. Liczyły się ciche kroki, bystre zmysły i łud szczęścia w losowaniu. Przechodził każdy, kto upolował trzy z czterech wyznaczonych zwierząt w jak najkrótszym czasie.
Zefir wylosował szarzacze ucho. Zające były wyjątkowo spłoszone i szybkie.
Chwilę potem przyłapałem się na tym, że w zamyśleniu zawiesiłem wzrok na piersiach magi, co zwróciła mi uwagę głośnym chrząknięciem. Uniosłem wzrok.
- Taki fach - odparłem - Jeśli choć w małym stopniu to zaniedbam, stracę reputację.
Odpowiedziała mi drwiącym śmiechem, wciąż przypominając mi, jak bardzo mnie drażni. Rozpiąłem kaftan.
- Jesteś, jak zwykle wiernie oddany pracy. Zabijanie sprawia ci pewnie wiele satysfakcji, prawda?
- Nie wiem o czym mówisz - rzekłem szybko - Jestem tylko całkiem doinformowanym informatorem.
Uśmiech zniknął z jej twarzy. Weszła w głąb namiotu, gdy ja ściągałem z siebie wiązaną koszulę. Kątem oka zauważyłem jej baczne spojrzenie.
- A Roland? - zapytała podejrzliwie - Daniel? Roth?
Były to imiona moich alter ego, moich masek, tych, którzy siali terror w moim imieniu, którzy kryli Zefira pod płaszczem kłamstwa i obłudy przed strażami. Wiele lat starałem się utrzymać ten zakłamany styl życia, po kilku już opanowałem tą sztukę do absolutnej perfekcji. Byłem z siebie dumny.
- Zefir - rzekłem wyzywająco, kłaniając się niedbale - Zefir Lazare.
Oszukując wciąż wszystkich dookoła powoli zatracałem się w swoim własnym kłamstwie, gubiąc to, co jest ważne. Czasami zapominałem o moim prawdziwym nazwisku - czystym i uczciwym... A przynajmniej czystrza i uczciwsza niż moje fałszywe przebrania.
- Sądzisz, że jeżeli zrobisz coś, co robiłby uczciwy człowiek, uciekniesz od...
- Nie - przerwałem jej. Wcale tak nie myślałem.
- Zefir - położyła dłonie na moich nagich ramionach pokrytych bliznami - Coś ty narobił?
Nie odpowiedziałem. Jej dłonie były delikatne, o gładkiej, zimnej skórze i idealnie wypielęgnowanymi paznokciami, spiłowanymi na półelipsę.
Do tej pory myślałem, że mam wszystko pod kontrolą. Wraz z wejściem magi moje serce przyspieszyło, i to nie tylko przez jej urodę, wdzięk, jej głos tak denerwujący, że aż urzekający. Wraz z jej wejściem wiedziałem, że coś niedobrego wisi w powietrzu. Nie przyszłaby tu tylko po to, aby popatrzyć.
Poczułem się nieswojo.
- Wolno ci tu być? - spytałem chyba zbyt ostro.
- Rzuciłam czar na ochronę - odparła. Przejechała po moich ramionach, powodując przyjemne mrowienie i ściągnęła je. Poczułem chłód.
- Nie przyszłaś mi życzyć powodzenia, Ren - to nie było pytanie.
- Nie - odparła - Wręcz przeciwnie.
Zrobiła krótką pauzę. Rozpiąłem pasek spodni.
- Chcę, abyś przegrał.
To mnie zaskoczyło. Cwana kobieta.
- Dlaczego?
- Nie jesteś podatne na moje czary, przez co nie mogłabym tobą pokierować podczas finału. Ty reprezentujesz barona Dreanyl, z którym założyłam się o pewną rzecz...
- Kolejny magiczny składnik? - rzuciłem z ironią, odwracając się gwałtownie - Ren, ty się jeszcze nie poddałaś?
To był mój błąd. Jej oczy napełniły się płonącą furią.
- Jeśli nie obchodzi cię jego los, możesz to zrobić tylko dla mojej satysfakcji i pieniędzy, czym plugawisz swoją zawodową karierę. Ja chcę odzyskać swoje dziecko.
- Roth przepadł, Ren...
- Milcz! - wrzasnęła. Usłuchałem. Zawsze tak reagowała, wiedziałem nie powinienem drążyć tego tematu. Nie znałem jednak desperacji matki, która straciła syna. Nigdy nie miałem swoich dzieci.
Szybko usunęła wściekłość ze swojej twarzy, zastępując ją wyrazem bezlitosnym, zimnym jak lód.
- Przegrasz - rzekła.
- Nie mam powodu.
- Tysiąc dwieście piętników.
- Jestem tylko prostym informatorem - miałem powoli dość tej waśni.
- Jesteś najemnikiem, kretynie - warknęła - Kiedy do ciebie dotrze, że nie możesz na siłę zmienić się w kogoś lepszego, niż jesteś. Myślisz, że jeżeli chcesz, możesz od tak porzucić swoje dotychczasowe życie? Śmierć za tobą idzie krok w krok, nie uwolnisz się od niej.
- Nie jesteś najlepsza w przekonywaniu, wiesz? - warknąłem.
- Zefir - powiedziała nieco cirplejszym tonem - Ta gra jest niebezpieczna. Nie wiem, jakie szaleństwo popchnęło cię do udziału w tym cyrku, ale...
- Ale co?
- Ty dobrze wiesz, co. Ty wiesz, dlaczego przez tyle lat kryłeś się pod tymi wszystkimi kłamstwami, dlaczego wciąż starałeś się, aby nikt nie poznał twojej prawdziwej tożsamości. Wiedziałeś, jakie będą konsekwencje ujawnieniem prawdy przed światem, Zefir. Możesz jeszcze uciec. Przegraj. O przegranych nikt nie pamięta.
Usiadłem na polowym krześle, starając się zachować kamienny wyraz twarzy. Jednak ona czytała ze mnie jak z otwartej księgi, nie wiem, jak, ale już wiedziała, że dotknęły mnie jej słowa.
- A jeśli Zefir Lazare także jest kłamstwem?
- Flavia była prawdziwa.
Szlag by ją.
- Nie przyjmę tego zlecenia.
- Jeśli tego nie zrobisz, zmuszę cię.
Spojrzałem jej prosto w oczy. Ciemność nie przeszkadzała mi, żebym ujrzał jej determinację.
- Nie możesz mnie kontrolować - stwierdziłem.
- Twoja wola jest silna, to fakt - przytaknęła - Jednak tylko teoretycznie nie mogę cię kontrolować. Zrób to sam, a pozbawisz mnie wyrzutów sumienia, że pokierowałam twoimi strzałami nieco na wschód.
- Umiesz coś takiego? - spytałem.
Nie odpowiedziała.
- Nie umiesz - wyczytałem z jej drżenia pełnych warg.
Odwróciła się. Cholera jasna, czy ja zobaczyłem łzę?
- Zrobisz to. Proszę - powiedziała wyjątkowo opanowanym głosem. Nie załamał się ani razu - Choćby dlatego, że ten chłopiec traktował cię jak ojca.

***

- Rozpoczynamy Finał Turnieju Pięciu Królestw! - ogłosił z niezwykłym entuzjazmem herold - Panie i panowie, zapraszamy na trybuny, aby podziwiać największych łuczników naszego pięknego kontynentu pełnego wielkich wojowników! Wymienię ich jeszcze raz: Sierżant Cirilla Riannon, reprezentantka królestwa Armonii, która w poprzedniej rundzie przebiła serca wszystkim czterem lisom, i przyniosła ich łby przed oblicze władców. Równie piękna, co niebezpieczna.
Drugim finalistą jest, jakże tajemniczy strzelec, informator z królestwa Aire'a, zakapturzony Zefir Lazare, który utorował sobie drogę do finału trzema celnymi strzałami przeszywającymi ciała małych, zwinnych zajęcy, zdobywając tym samym dodatkowe punkty za trudność polowania! Kto wie, co kryje się w cieniu kaptura tajemniczego reprezentanta królestwa Aire'a? Czy gdy zwycięży, pokaże swoją twarz?
No i ostatnia! Gwiazda naszego półfinału! Cicha, beznamiętna piękność o włosach złotych jak łany dojrzałych zbóż w zachodzącym słońcu, o twarzy nieprzeniknionej i skupionej, zawodowej łuczniczki wielkiego wojska Tierra'y. W wielkim stylu i z niesamowitą gracją zestrzeliła latające w powietrzu na arenie trzy z czterech kukułek, zdobywając tym samym dodatkowe punkty! Brawa dla nich!
Finał rozpocznie się za kwadrans, nie wstajcie ze swoich miejsc!
Niesamowite, w jaki sposób ten człowiek zapowiadał ludzi z talentem. Z zwykłych łuczników zrobił bohaterów, i jedynie nieliczni z widzów wiedzieli, iż ich prezentacja wcale nie prezentuje się tak kolorowo.
Po pierwsze - oszukiwałem. Jednak to zdolność wrodzona, nikt się nie zorientował, a ja działałem instynktownie, niespecjalnie starając się rezygnować z wygód.
Po drugie - wszystkie zwierzęta były podzielone na dwie grupy po dwa: nafaszerowane trucizną osłabiającą i pobudzającą. Tylko dla nich się liczyło, które zabijesz. W ten sposób oceniano strzelców. Wszystkie zwierzaki czekała śmierć.
Szedłem między namiotami, kierując się na główne pole, gdzie miał odbyć się finał. Polegał na podrzucanych 5 jabłkach na ponad 25 sążni. Strzelec, który trafi więcej, zanim te upadną, wygrywa. Gdyby zdarzyłby się remiz, oceniana była celność. Im bliżej środka jabłka tym lepsza ocena.
"Twoje wybory popychają zwykłych ludzi do głupich czynów, Cieniu."
Zamarłem. Nie wiedziałem skąd dochodzi głos, jednakże był przerażający, suchy, zimny i trzeszczał mi w głowie. Zupełnie jak mróz.
Co do cholery...
"Nie 'co' tylko 'kto', Cieniu" nieznajomy delikatnie wytłumaczył, że czyta mi w myślach. Dobrze wiedzieć.
"Nie wygrasz tych zawodów, Cieniu. Nie pozwolę ci na to."
Czy i ty jesteś od Reneste?
"Nie. Nie chcę tylko, abyś przegrał w sposób taki, jaki ci się umyślił. Nie. Chcę, abyś został zdyskwalifikowany."
Dyskwalifikacja? W jaki sposób?
Szukałem dyskretnie postaci, która wdarła się do mojego umysłu. Znałem się nieco na telepatii, wiedziałem, że wymaga specjalnego daru i wzrokowego kontaktu, jednak istnieli i tacy, którzy potrafili wedrzeć się do umysłu poprzez samo patrzenie na tą osobę. Miałem w głowie mistrza telepatii.
"Masz rację, wiele lat powiększałem swój talent. Można mnie nawet nazwać mistrzem. Wyobraź sobie, że stoję teraz w zasięgu twoich sztyletów, ale nawet nie wiesz gdzie. Bawi mnie twoja niewiedza."
Co zamierzasz?
Starałem się wyczyścić umysł z wszelkich myśli, co jednak teraz było tak trudne, że aż niemożliwe. Przeklęta Reneste.
"Ta maga jest dla mnie niebezpieczna." rzekł "Jeśli dostanie to, o co się założyła, stracę coś. Bezpowrotnie."
Myślisz, że mnie to obchodzi?
"Och, jestem tego pewien." Niemal potrafiłem sobie wyobrazić jego minę, gdy to mówił "Ona zginie, jeśli wygrasz, lub spełnisz jej prośbę."
Grozisz?
Nad moim ramieniem ze świstem przeleciało ostrze i zadygotało, gdy wbiło się w jeden z pali namiotów, niedaleko mnie. Odwróciłem się, wykorzystując przejście, lecz... Niczego nie zobaczyłem.
"Tak."
Czego chcesz?
"Żebyś zrobił to, co robisz najlepiej, Cieniu."
Kogo?
"Barona Dreanyl."
Dlaczego?
"Powiedzmy, ten zakład jest dla mnie niebezpieczny."
'Wiedziałeś, jakie będą konsekwencje ujawnieniem prawdy przed światem, Zefir.' - tak powiedziała Reneste jeszcze przed godziną. Cholera jasna. 'Śmierć za tobą idzie krok w krok, nie uwolnisz się od niej.'
"Nie uwolnisz się od niej" powtórzył jej słowa "Oszukujesz się, myśląc, że możesz żyć jak zwykły obywatel, oszukujesz się, zbaczając ze ścieżki krwi, z drogi zabójcy. Tobie płacą za śmierć. Nie za robienie min. Jesteś zabójcą, Zefirze. Zawsze nim byłeś. Nic tego nie zmieni."
Szlag z tobą.
"Twoja ukochana jest w zasięgu moich ostrzy, a ty nie masz wiele czasu. Nie powstrzymasz mnie, jeśli podczas swojego występu nie ugodzisz barona w oczy dwiema strzałami. Chyba to potrafisz, prawda? Twój żałosny talent ci chyba na to pozwala, hm?"
Nastąpiła cisza, w której moje myśli piętrzyły się i gnały przez mój umysł. Mógł wyczytać wszystko. Dosłownie. Ale nie mogło to trwać długo, wszystkie magiczne talenty wyczerpywały.
"Jeśli ci na nich zależy..." to były ostatnie słowa telepaty. Potem ucichł.
Na "nich". Cholera, on wiedział wszystko.

***

Cirilla oddała już swoje strzały.
Nadeszła moja kolej.
Z mocno bijącym sercem podszedłem do linii wyznaczającej miejsce, z którego strzelali zawodnicy. Sierżant trafiła w trzy jabłka. Nieźle.
W mojej głowie toczył się konflikt. Zamachowiec nie był głupcem. Nie pokazał swojej twarzy, ale mnie znał doskonale, a ja jego nie. Przez moje rozproszone myśli wdarł się do mojego umysłu, stwarzając w nim chaos. Zabójstwo barona na oczach wszystkich skazywało mnie na wieczną ucieczkę, straż na ogonie. Nigdy więcej nie zaznałbym spokoju. Może po kilku latach wszyscy by o mnie zapomnieli. Może.
Gdzie bym uciekł?
Herold wykrzykiwał coś z entuzjazmem, jednak ja go nie słyszałem. Znalazłem wzrokiem magę. Krucze włosy mieniły się w słońcu, upięte w misterny, idealny kok, a biała, jedwabna suknia dodawała jej urodzie blasku. Rozmawiała z moim baronem. Krew z oczu ubrudziłaby jej ubranie.
Nie wiedziałem, kto jest potencjalnym zamachowcem. Nie wiedziałem, w kogo mierzyć, aby ją uratować. Wiedziałem, że nie otrzyma tego, czego chce. Może uchroniłbym ją przed nabieraniem nadziei, jak powietrza do mydlanej bańki, która miała w końcu pęknąć i przepaść.
Ona się nie poddawała. Zakochała się w oczach tego bystrego chłopca. Były jak jej. Chciała go z powrotem. Nie wiem, czy w nadziei, że i ja wtedy wrócę, choć wiem, że o tym marzyła. Nie. To marzenie jest nieosiągalne, Ren.
- Gotowy? - zapytał mnie technik.
Z trudem oderwałem od niej wzrok, choć nie przestałem badać otoczenia. Może bym zdołał jeszcze kogoś...
Uniosłem łuk. Między wolnymi palcami miałem jeszcze cztery strzały.
- Wyrzucaj - nakazałem.
Owoce, przy akompaniamencie głuchego trzasku małej katapulty wyleciały powietrze. Moje oczy jednak nie były skupione na nich, a na oczach człowieka, który mnie kupił.
Wybrałem miejsze zło.

<Rozumiem, jeżeli nie zrozumieliście z tego nic. Sama ledwo ogarnęłam swoje życie, a co dopiero Zefira. Rozumiem też, jeżeli nje zdobędę głosów i szczerze, nie będę tym faktem załamana. Ludzie tu mnie za bardzo nie znają, choć i tak będę rozczarowana, jeśli będziecie głosować pod taktem - 'O, lubię ją, znam ją, chcę, żeby wygrała, to na nią zagłosuję.' Ej, bądźmy poważni. Nie zależy mi na nagrodzie w żadnym wypadku (i pewnie dla tego spisałam Zefira na straty), ale liczę na waszą uczciwość. Życzę powodzenia rywalkom i z góry gratuluję zajętych miejsc ^^
Pozdrowienia, Talon>

4 komentarze:

  1. Co ty taki pesymistyczny Talon XD Ja tu połowy ludzi nie znam wiec C :

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca pesymistyczny. Skromny i z dystansem podchodzący do sprawy. XD
      Realistyczny, że tak powiem. Ale serio - niech wygra najlepszy. c:

      Usuń
  2. Skoro niezależy Ci na nagrodzie, to czemu wzięłaś udział w turnieju?
    Anita.

    OdpowiedzUsuń