Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

9 września 2015

Opowiadanie turniejowe - Elisabeth

Z błogiej drzemki wyrwało mnie głośne łomotanie do drzwi. Czego oni ***** ode mnie chcą o tej porze? Jest dopiero 5:45. RANO. Chcąc niechcąc wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je jednym mocnym szarpnięciem. Po drugiej stronie stał niespełna dziesięcioletni chłopiec na posyłki.
-Czego?- spytałam lekko zirytowanym tonem.
Dzieciak podał mi ładną kopertę i czym prędzej zbiegł ze schodów. Zamknęłam ciężkie, dębowe drzwi i usiadłam na fotelu. Wtedy zauważyłam, że list zapieczętowany jest królewską pieczęcią. Uniosłam brwi i otworzyłam kopertę. Oto co w niej znalazłam:

Elisabeth!
Z dumą chciałam poinformować cię iż za dokładnie trzy dni odbędzie się finał zawodów łuczniczych, na który serdecznie zapraszam cię w charakterze uczestnika.
Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
Władczyni Królestwa Tierra'y
Lyrinn Scuttenbach

Ze zdumieniem przeczytałam list parę razy cały czas nie wierząc własnym uszom. To znaczy oczom. Przeszłam do finału! A przecież wcale się nie starałam. Znowu spojrzałam na kartkę. Mam dwa dni na ćwiczenia, ponieważ jeden dzień muszę poświęcić na dojazd do Armonii. Rzuciłam okiem na mój łuk. Był brudny w błocie po mojej ostatniej wyprawie do lasu - muszę go oddać do czyszczenia. Przysięgłam sobie, że od tej chwili cały czas będę ćwiczyła, aż do osiągnięcia perfekcji. Mam na to, co prawda, tylko dwa dni, ale dam radę.

~Dwa dni później~

Ze snu ponownie wyrwało mnie pukanie.
-Tak? - zawołałam i zerknęłam na zegar naścienny. Wskazywał dokładnie 4:00 rano.
-Panienka kazała mi panienkę obudzić - odparła Mandy, moja pokojówka.
-Dzięki - powiedziałam i wstałam z łóżka. Dziś był Wielki Dzień. Miałam pojechać do Armonii
i wygrać turniej. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moją najlepszą zbroję. Założyłam ją i wzięłam torbę z prowiantem na drogę, który wczoraj kazałam zapakować kuchni. Wzięłam łuk, kołczan i zapas strzał po czym wyszłam z komnaty i zamknęłam drzwi. Ruszyłam fo stajni. Crystal, gdy tylko mnie zobaczyła, zarżała i trąciła nosem moją torbę. To znaczy, że było w niej jedzenie dla klaczy, o które prosiłam. Osiodłałam ją i porządnie karmiłam. Gdy skończyła jeść skoczyłam na nią i wyjechałyśmy z zamku. Mijając bramę słyszałam jak strażnik woła za mną, że życzy mi powodzenia i w ogóle. Gdy wyjechałam z zabudowań popędziłam Crystal do cwału. I tak, niezmordowanie, jechałyśmy przez cały dzień by na wieczór dotrzeć do Zamku Królestwa Armonii. Gdy tylko dojechałam do bramy na drogę wyskoczyło dwóch strażników.
-Czego tu szukasz? - spytał jeden, a drugi dodał:
-I kim jesteś?
Pokazałam im przepustkę na zawody i wpuścili mņįė bez większych problemów. Zawołali jakiegoś chłopca, który zaprowadził mnie do mojej komnaty. Była niewielka, ale ro mi wystarczyło. Rzuciłam swoje.rzeczy na podłogę i wróciłam do Crystal, by przekazać stajennym jak się nią opiekować. Potem jeden że strażników, na moją prośbę, zaprowadził mnie do Księżniczki Anny. Nie wydarzyło się wtedy nic szczególnego i spokojnie wróciłam do komnaty.

~Pare godzin później~

Ta noc upłynęła spokojnie - nic mi się nie śniło. Rankiem wstałam wesoła i z radością poszłam na śniadanie. Po nim, równo o godzinie 12:00, miał odbyć się finał turnieju. Gdy sobie ro uświadomiłam ledwo mogłam coś przełknąć. Zmusiłam się do zjedzenia paru kawałków mięsa i parę owoców. Poszłam do komnaty i usiadłam na łóżku. Z kieszeni płaszcza wyjęłam talizman, który dostałam na urodziny i włożyłam go na szyję. Może przyniesie mi choć odrobinę szczęścia. Wtedy spojrzałam na zegar i oniemiałam. Było za dwadzieścia dwunasta. Złapałam łuk w rękę i zarzuciłam kołczan na plecy. Ile.siły w nogach popędziłam na arenę. Udało się- zdążyłam na czas. Okazało się, że strzelam jako ostatnia, więc mogłam spokojnie oglądać jak inni strzelają. Czułam się przy nich jakaś taka... beznadziejna? Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos komentatora:
-A teraz nasza ostatnia finalistka! Elisabeth Black!
Wstałam z miejsca i.ruszyłam na środek areny. Gdy doszłam na miejsce, tłum na prawo ode mnie zaczął wiwatować. Domyśliłam się, że to widzowie z Tierra'y. Nie miałam jednak odwagi spojrzeć na nich, więc tylko uniosłam dłoń w geście powitania. Potem złapałam łuk i strzeliłam w sam środek tarczy. Tłum przyjął to brawami. Wzięłam drugą strzałę i nałożyłam ją na cięciwę. Dokładnie wycelowałam i znowu środek. Następne strzały również.były udane. Gdy ostatnia strzała wylądowała w samym środku tarczy, i nawet w części przeszła na drugą stronę, widzowie zaczęli owację na stojąco. Grzecznie ukłoniłam się i usiadłam na swoim miejscu. Po paru minutach sędziowie dali znak byśmy stanęli przed nimi. To znaczy wszyscy finaliści. Po mojej prawej stanęła Cirilla, a po lewej Zefir. Przygryzłam wargę i zacisnęłam pięści. Chyba musiało wyglądać to nieco jakbym była ranna czy coś, bo Cirilla spytała mnie szeptem:
-Wszystko dobrze?
Pokiwałam głową. W tym momencie sędzia wstał. Cały tłum ucichł, bo teraz miała się odbyć decydująca chwila. Moje serce waliło jak oszalałe. Mężczyzna odchrząknął i powiedział:
-Zwycięzcą dzisiejszego turnieju zostaje..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz