Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

6 września 2015

Od Anthony'ego - CD. Elizabeth

Elisabeth. Elisabeth. Elisabeth. Śniła mi  się kiedy zasnąłem, a moje ciało zaczęło odpoczywać. Jej złote włosy rozłożone na ramionach, a ona na dworze z altany ogląda jego błazenerskie przyśpiewki. To jednak nie taki typ kobiet. Sądziłem, że nie lubi sukien i woli lekkie zbroje niż strojenie się jak damy. Poniekąd każda kobieta lubi takie ubieranie się, czasami muszą przypomnieć sobie jak to jest być piękną i beztroską nie - chłopczycą. Oczywiście nie w głowie myślenie mi, że taką jest właśnie ona. To sen, dużo spędzonego czasu z Elisabeth go stworzyło. Czułem nocą okalający mnie co jakiś czas chłód, niemniej jednak potem znów zapadałem w mocniejszą drzemkę i robiło się to nieistotne. Nocne marzenia urwały się prędko mimo tego, że nadal tkwiłem w odmętach ciemnych, ale ciepłych ramion snu.
Dopiero nad ranem uchyliłem powieki, moje płomienne oczy rozejrzały się, by pojąć gdzie się znajduję. Pewien czas byłem zdezorientowany, kiedy mózg uświadomił sobie i przypomniał poprzednie zdarzenia. Spojrzawszy na siebie, syknąłem. Nie potrzebowałem blizn na ciele, a po takich obrażeniach jakie udało mi się odnieść, to niemal równało się z cudem. Kobietki nie było w komnacie, za to czułem zapach jakiegoś jedzenia. Oczy zwróciły się w stronę okna, słońce przebijało się przez nie. Śpiew ptaków koił uszy, co teraz robił mój przyjaciel? Tego dnia musiałem już do niego iść, nie rozstawaliśmy się na tyle długo. Nie obwiniałem El Dia Octavo za brak pomocy przy bójce. To tylko koń, a jeśli stałoby się coś i jemu? Nie, tego bym sobie już nie wybaczył. Oni byli nieprzewidywalni i nader niebezpieczni. Plus jest taki, że ucierpiałem tylko ja.
Drzwi komnaty rozwarły się przerywając moje rozmyślenia, do środka weszła Elisabeth z talerzem jajecznicy i kromką chleba. Ten zapach był wspaniały. Dawno nie jadłem takiego śniadania, choć na dworze zdarzało mi się otrzymać wytrawniejsze jedzenie. Podała mi talerz i usiadła na fotelu. Grzecznie podziękowałem i zabrawszy się do jedzenia, nie zważałem na ból niekiedy temu towarzyszący. Podobało mi się takie życie. Kobieta dbająca i gotująca. Mógłbym tu z chęcią zostać, gdybym był takim pasożytem. To jednak nie w moim stylu więc stwierdziłem, że do siebie wrócę dziś lub ewentualnie jutro. Oczywiście nie zacierając kontaktu ze złotowłosą.
- Pani, mieszkasz tu sama? - zapytałem miło po zakończeniu jedzenia.
Uśmiechnąłem się nieco lubieżnie.

Elisabeth?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz