Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

9 września 2015

Opowiadanie turniejowe - Cirila

Zbliżałam się coraz bardziej do miejsca, w którym miał się odbyć finał turnieju. Ku mojemu zdziwieniu dostałam się do finału przechodząc przez eliminacje i półfinał, jednakże nie potrafię przyznać, czy strzelam z łuku na tyle dobrze, aby spotkał mnie ten zaszczyt. Zbytnio nigdy nie nastawiam się na jakieś miejsce – zawsze lepiej wbić sobie do głowy gorszą wersję, niż później być rozczarowanym. Nie zamierzam jednak kryć zaskoczenia, które miało miejsce po poznaniu wyników półfinału.
Dobiegały mnie już coraz to wyraźniejsze prychnięcia i stukanie kopytami, donośne głosy sprzedawców, wciskających ludziom ich śmieci. Na takim turnieju zawsze się od nich roiło, więc można było kupić wszystko - od koloru do wyboru, poczynając od kwiatów i ozdób kończąc na sprzęcie jeździeckim. Niemal natychmiast usłyszałam cięciwy, odbijające się od strzały w momencie jej wypuszczenia. Charakteryzował je trzask, a niekiedy syk lub krótkie „aua!” ze strony strzelającego, kiedy to naciągnięta skóra odbije się na ramieniu czy policzku. Trudno było zgadnąć, kto trenował, ponieważ mimo, iż jesteśmy tylko we trzech nie będę wnioskować zbyt pochopnie. Wiadomo, że przy takim turnieju dzieci za 1 PT mogą strzelić sobie strzałę, o ile będą umiały naciągnąć cięciwę. Zwykle jednak nie ruszały jej nawet o centymetr dalej niż w jej pierwotnej postaci, dlatego też strzała daleko nie leci. Łasi na pieniądze sprzedawcy nigdy nie zwracali na to uwagi – jeżeli cięciwa puściła drzewce, strzał został wystrzelony. I tak było zawsze. Pamiętam jeszcze za życia rodziców swój smutek, kiedy to nie zdążyłam naciągnąć cięciwy, a strzała spadła i łuk mi odebrano.
Pierwsze miejsce, gdzie się udałam było oczywiste: stajnia. Nie chętnie oddałam Kickera w ręce stajennych zajmującymi się końmi podczas turnieju i wiem, że mój ogierek również nie miał na takie przywileje ochoty. Kicker nie lubi siedzieć w stajni, nie raz zdarzyło mi się płacić za zepsuty boks z powodu, że mój ukochany konik chciał się przejść i zepsuł zamknięcie od boksu. Mam nadzieję jednak, że w dzisiejszym dniu nie czeka mnie dużo przykrych niespodzianek.
Podeszłam do boksu, chcąc ujrzeć mojego przyjaciela. Siedział dokładnie w boksie czwartym, postawionym w stajni drugiej po lewej stronie. Na drzwiczkach był napis „Kicker”, a mniejszymi literami „Koń Andaluzyjski…” i reszta rzeczy, które nigdy się nie przydadzą dla przechodnia. Zwłaszcza, gdy ku mojemu zdziwieniu boks był pusty. Zanim zdążyłam się przestraszyć i zestresować, zadając sobie pytanie „Gdzie jest mój koń?” za mną wyrósł mężczyzna, a zaraz po tym usłyszałam głos.
- Pani, twojego ogierka rano przeniosłem na pastwisko. Strasznie wierzgał. – powiedział mi nagle jeden ze stajennych, dość młody, ale starszy ode mnie. Mówiąc to z zakłopotaniem złapał się za głowę. Chyba nie był pewny jak na to zareaguję, więc było mu chyba trochę wstyd, dlatego, że przeniósł Kickera bez mojej zgody. Ja się jednak uśmiechnęłam.
- Nic się nie stało. Proszę, zaprowadź mnie. – powiedziałam miło, a ten od razu odetchnął z ulgą. Odłożył widły, którymi wkładał siano i chłopak odwzajemnił uśmiech.
- Zapraszam za mną – powiedział i zaraz ruszył w stronę pastwisk turniejowych. Ku mojemu zdziwieniu nie było to jedno czy dwa pastwiska, lecz każdy ogier był w osobnej przedziałce, a Kicker był jedynym o tej godzinie wypuszczonym. Nie wiele czasu zajęło mi więc zauważenie mojego przyjaciela. Kicker sam, gdy zapewne poczuł mój zapach zarżał przeciągle, zarzucił czarną grzywą i z galopu przeskoczył belkę, zamykającą pastwisko. Stajenny stanął i widziałam tyle, że jego wielkie i przerażone oczy wpatrywały się w ogiera. Ja się zaśmiałam serdecznie i przeprosiłam za niego i zaproponowałam, że sama zaprowadzę go do czyszczenia.
- Nie ma sprawy. To ja już panią zostawię. – odpowiedział i nadzwyczaj prędko poszedł do swojej pracy.
Ja w tym samym czasie zaprowadziłam, a dokładniej patrzyłam, czy Kicker idzie za mną, ponieważ kantaru nie miał, a ja uwiązu nie wzięłam. Nie było żadnych problemów z Kickerem, więc szybko dotarłam do czyszczenia. Zaczęło się od ściągnięcia z niego kurzu zgrzebłem, poprawienie tego miękką szczotką. Kopystką wyciągnęłam zbędne brudy ze strzałki, a na koniec dokładnie rozczesałam grzywę i ogon. Nie było sensu robić mu specjalnych ozdób, koreczków i innych, ponieważ ogier sam w sobie się pięknie prezentował. Przynajmniej moim zdaniem.
Założyłam siodło, ogłowie i zaprowadziłam Kickera do boksu.
- Bądź grzeczny. Nie będziesz tutaj długo siedział. – powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam się w stronę wyjścia. Usłyszałam znajome mi rżenie, kiedy wychodziłam ze stajni do mojego namiotu.
***
- Powodzenia w turnieju. – powiedziałam cicho, lecz na tyle głośno, aby Zefir i Elisabeth usłyszeli moje słowa. Mężczyzna bez słowa skinął głową w moją stronę, najwyraźniej życząc mi również pomyślności – nie musiał jednak używać słów. Kobieta natomiast również okazała się małomówna, więc odpowiedziała krótko i zwięźle.
- Wzajemnie.
Tylko tyle mogłam usłyszeć od obu moich towarzyszy. Zarówno oni jak i ja, byliśmy małomówni, co więc miało się dziać, gdy siedzieliśmy razem? Na pewno nie dzieliliśmy swoich przeżyć między sobą. Każdy zapatrzony siedział i z opuszczoną głową.
Elisabeth dorwała jakiś kawałek drewna i nie odzywając się, zaczęła go formować według własnego uznania swoim nożem, który trzymała obok pasa. Zefir wpatrywał się w jeden punkt, intensywnie myśląc, a ja zaczęłam bawić się swoją białą sukienką, plotąc z jej skrawka różne wzorki.
„A teraz swoje umiejętności zaprezentuje Cirilla Riannon na andaluzyjskim ogierze imieniem Kicker!” rozległ się głos. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam się, a wzrok Elisabeth i Zefira powędrował za mną. Wyszłam przed namiot, a Kicker już był gotowy do działania. Na mój widok zarżał krótko i podniósł lewe kopyto do góry, energicznie je później opuszczając, a potem podnosząc prawe kopyto i poprawił rytuał. Był to dziwny znak, jednak ogier tak zawsze robił, kiedy wiedział, że jest to dla mnie ważne przeżycie. Było to coś w rodzaju otuchy.
- No to zaczynamy. – powiedziałam do konika łapiąc wodze i ostatni raz głaszcząc go po końskim nosie.
Zastukały podkute kopyta, wchodząc na arenę rozległ się głos wiwatów.

1 komentarz:

  1. Również życzę powodzenia. c:
    Fajnie się czytało, mam nadzieję, że uzyska to niemałą liczbę głosów ;)

    OdpowiedzUsuń