Nie ważne, jak to zrobił, wiedziałem, że musiałem iść tym tropem. Nie zdradził, jak wygląda, ani jak się nazywa, jednak telepatia ma to do siebie, że zdradza prawdziwy głos telepatyka. To były moje jedyne poszlaki, którymi nawet nie powinienem się teraz zajmować. Chodziły mi po głowie cały czas i jedyne co mogłem, to stłumić je. Od kilku dni nie umiałem się całkowicie skupić. Przepełniała mnie chęć wydarcia z oprawcy flaków i wywieszenie jego wypatroszonego ciała na publiczne pośmiewisko.
Musiałem się wydostać z miasta, jednak jak dotąd nie znalazłem sposobu, aby nie zwrócić na siebie uwagi i skutecznie wywieść konia. Mury, pomimo, że były w fatalnym stanie, nie miały żadnej wyrwy, przez którą przecisnęłoby się zwierzę. Popaprana sprawa, przeszło mi przez myśl, gdy z ukrycia spoglądałem na wschodnią bramę. Żołnierz był wysoki, miał czarne, kędzierzawe włosy i charakterystyczne wąsiki zakręcone ku górze i całkiem sympatyczną twarz. Może sprawiałby wrażenie miłego, gdyby wciąż nie trzymał dłoni na rękojeści miecza i nie patrzył na każdego podchodzącego jak na potencjalnego wroga.
Obserwowałem go pod osłoną nocy około dwóch godzin, kontrolując, czy niema jakiś niedopatrzeń w jego kontroli. Ludzi do miasta wpuszczał, jednak wypuścić już nie dał, grożąc mieczem. Rusher było jak kiepska pułapka, z której uczciwi ludzie się po prostu nie wydostaną. Pułapka, która była dla mnie żadnym wyzwaniem. Czyż nie mogłem po prostu przeskoczyć muru i uciec?
W gruncie rzeczy...
Powiało chłodem, a zza rogu, skąd przyglądałem się strażnikowi, przyszedł wysoki mężczyzna o chudej, pociągłej twarzy. Mogłem przysiąc, że gdzieś już go widziałem. W ciemności wyglądał jak mroczna parodia duchownego. Zmierzyłem go ostrym spojrzeniem.
- Ci którzy od dłuższego czasu patrzą w jeden punkt, najczęściej nie patrzą bez powodu - odezwał się. Jego głos idealnie pasował do mrocznego wizerunku.
Uśmiechnąłem się szkaradnie, lecz twarz księdza nie drgnęła. Nadal starałem się przypomnieć.
- Ludzie, którzy pytają o takie rzeczy najczęściej nie pytają bez powodu - odburknąłem sucho.
- To ciebie szuka pół miasta - stwierdził zbyt pewnie, jak na osobę, która coś wie.
Moja dłoń drgnęła, ledwo powstrzymałem morderczy odruch.
Cholera.
Nie ruszyłem się, choć puls przyspieszył.
- Nikt nie będzie za tobą tęsknił - zagroziłem najgroźniejszym tonem, jaki przez lata maskarady wyćwiczyłem, nie wierząc, że muszę znowu kogoś zabić. Nie miałem na to najmniejszej ochoty.
- Spokojnie - mój głos chyba nie zrobił wrażenia na księdzu. Posłał mi chytry uśmiech z cieniem triumfu. Nie lubię go - uznałem bez chwili namysłu. Zmarszczyłem brwi.
- Ty chyba nie wiesz, kogo ściga pół miasta, księże - warknąłem.
- Owszem wiem - odparł niepokojącym tonem - Syjon się stęsknił. Nawet nie próbuj.
Nie próbowałem. Rzucenie się do gardła w tym miejscu zwróciłaby uwagę żołnierza, a tym - Cirilli. Nie chciałem kłaść więcej trupów, niż to było konieczne. Zabicie żołnierza sprowadziłoby na mnie gniew Armonii i całej gwardii Cirilli. Swoją drogą, byłem niemal pewien, że już nadała informację o swoim położeniu. Być może już posiłki były w drodze.
- Ferdynand zamierzał zdradzić już od dawna, poza tym... - skrzywił się okropniej niż ja - ...Należało się sukinsynowi. Juria wprowadził żelazne zasady i poprawił sytuację w regionie, gdzie namieszałeś. Zaczynają się wybijać.
- Więc dlaczego mnie ścigacie?
- Dla zabawy.
Parsknąłem. Parsknięcie przerodziło się w cichy, złowieszczy chichot, a potem się urwał.
- Jesteście popieprzeni - skomentowałem tylko.
- Więc chyba coś cię z Syjonem łączy prócz przeszłości - odparł.
- Czego chcesz? Wydać mnie straży Armońskiej?
- Gdybym tego chciał, już dawno powiedziałbym o tobie Cirilli i byłbyś pojmany już w karczmie wczorajszego wieczora.
- Czyli masz dla mnie jakiś interes.
Widziałem go już. To jego kilka dni temu minąłem w drzwiach karczmy. Chodząca śmierć. Gdybym wtedy wiedział, że należy do Syjonu, dawno leżałby martwy. Nie zależało mi na tym zakonie, lecz, jak widać im zależało na mnie.
Wysłał mi chciwy, blady uśmiech.
- Przysługa za przysługę. Jeśli nam pomożesz, my pomożemy tobie. A wiem, że jej potrzebujesz.
Prychnąłem pogardliwie.
- Prędzej utonę, niż będę łapał się brzytwy. Daruj sobie.
- Nie masz większego wyboru - nagle uniósł głos. Przy bramie nikogo nie było, a strażnik niespodziewanie zwrócił uwagę w naszym kierunku. Zacisnąłem wargi. Nie, nie teraz...
- Niech będzie - zgodziłem się - Ale koleś przy bramie ma o mnie nie wiedzieć.
- Więc go zabij.
- Inni się zorientują - rzekłem cicho, odchodząc na bok - Nie chcę im dawać nawet tropu. Muszę wyprowadzić konia.
- Nie ukradniesz jakiegoś?
- Żadnych. Śladów. - warknąłem, akcentując oba słowa.
Ksiądz nie poruszył żadnym mięśniem twarzy. Patrzył na mnie jak na robaka. Nie mogłem się doczekać, kiedy poderżnę mu gardło.
Oddaliliśmy się z tamtego miejsca w ciszy. Nie spuszczałem go z oczu. Był podejrzany, nigdy nie widziałem jego twarzy, nie znałem jego imienia. Był dla mnie duchem.
Usłyszałem niedaleko szczęk zbroi i pisk drapieżnego ptaka.
- Sokoły nie latają w tych stronach - rzekł ksiądz.
Powstrzymałem chęć spojrzenia w górę i spojrzenia na zwierzę. Wtedy i mój towarzysz usłyszał czyjś szybki krok. Cirilla wypadła z obnażonym mieczem i wpadła na księdza, na szczęście mnie nie zauważając. Zauważył jej barwy, ale nie dał tego po sobie poznać. Nie okazał strachu.
Ukryłem się w cieniu, poza zasięgiem jej wzroku. Zza rękawa wyciągnąłem nóż do rzucania. Na wszelki wypadek.
Chwyciła staruszka za połę jego czarnego płaszcza i przycisnęła ostrze do gardła z grymasem nienawiści i wściekłości. Gdy jednak przyjrzała się jego twarzy, grymas zniknął. Rozluźniła uchwyt i opanowała panikę.
- Prze... przepraszam... - wydyszała oddalając ostrze - Pomyliłam cię z kimś.
Ze mną.
Mężczyzna nie odezwał się, gdy go puściła, wpatrując się w nią intensywnie, co miało zapewne obudzić w niej poczucie winy.
Kobieta jednak się nie zraziła, a odchrząknęła. Była młoda jak na sierżant, jak zauważyłem. Jej obecność tutaj była mi wielce nie na rękę. Nie wiedziałem, jak sprawić, aby obejść ją bez śladów, gdy patrzyła wszędzie uważnie, szukając jakiegokolwiek ruchu. Liche światło lamp docierało aż tutaj, przez co mogła to dostrzec. Musiałem się jej pozbyć z Rusher, aby nie znalazła nawet śladów mojej obecności. Pokazywanie się ludziom w moim zwykłym stroju nie wchodziło w grę. Plotki były tutaj najpotężniejszą bronią.
Nie mogłabyś po prostu zniknąć, szanowna pani sierżant? - zadrwiłem w myślach.
- Czemu skradacie się o tej porze w takich miejscach? - spytała podejrzliwie. Zaczęła się rozglądać.
Czyżby coś zauważyła?
Zmieniłem pozycję, gdy ksiądz jej odpowiedział, zagłuszając ewentualny hałas z mojej strony. Mogłem zaryzykować i spróbować się z nią dogadać. Jednak to sprowadziłoby na mnie jeszcze większe kłopoty. I konsekwencje na Rusher. Nie miałem złych zamiarów. Tu się wychowałem. To był mój pierwszy dom. Choć tak naprawdę nigdy nim nie był.
- Znasz, moje dziecko, historię tego miasta? - odrzekł pouczającym tonem. Nieźle grał, gdybym go nie znał, wziąłbym go naprawdę za księdza. Syjon nie uznawał jednak chrześcijaństwa.
- Nie mam na to czasu - odparła zniecierpliwiona - Odpowiedz mi na pytanie.
Armonijczycy zwykle obnosili się jak bogowie, jeśli się im stawiało warunki, odnosili się do nich sceptycznie i uparcie trzymali się swoich racji. Sprawiedliwość była ślepa, niedopatrzenie i nagięcie prawa - przestępstwem.
Podjąłem decyzję.
- Każda chata budowana była w chaosie, do momentu, aż miasto zamieniło się w wielki, drewniany labirynt. Drogi, w których można się zagubić - odparł cierpliwie.
- A więc się zgubiłeś? - spojrzała wreszcie na niego. Wreszcie uspokoiła oddech. Użyłem Przejścia, aby zakraść się za jej plecy. Uniosłem nożyk, gdy byłem jakieś dwa metry od niej.
- Ależ nie, moje dziecko - posłał jej lisi uśmiech. Uniósł na chwilę oczy w górę, domyślając się moich zamiarów - Jesteśmy dokładnie w miejscu, gdzie on chce.
- Jaki 'on'..? - zdziwiła się Cirilla. Za późno usłyszała kroki, za późno uniosła miecz. Przyspieszyłem swoją reakcję aby złapać ją za nadgarstek i wykręcić do tyłu, lecz wtedy...
Jej krzyk pełen bólu uniósł się po okolicy i odbił echem od chat i małych kamiennych wierz. Ona padła na kolana, a ja puściłem jej ręce jak oparzony.
Za szybko... Zbyt szybko...
Straciłem kontrolę nad własną mocą, zbyt mocno ciągnąc jej dłoń ku górze. Kość wyskoczyła z jej stawu, a mój biceps palił jak sto piekieł. Poczułem ciepło. Nie mogłem utrzymać go w górze, więc opadło bezwładnie.
Koszmary przeszłości dopadły mnie w tym momencie, jak uderzenie piorunem. Zatoczyłem się i oparłem lewą ręką o ścianę. Broń wypadła mi z rąk, próbowałem złapać oddech, jednak powietrze stało się ciężkie, nie do złapania. Zakręciło mi się w głowie.
Ostatnio miało to miejsce szesnaście lat temu. W tym mieście. Zbyt szybkie przemieszczanie się. Zbyt szybka reakcja, zbyt szybkie zmysły, które odbierają bodźce zbyt szybko. Dziesięć lat potem zdążyłem zapomnieć o strachu i bólu, który temu towarzyszył. A teraz wróciło. Ból był taki sam, a nawet silniejszy. Ruch który wykonałem był tak szybki, że nie zauważyłem kiedy i w jaki sposób to zrobiłem. To było mniej, niż ułamek sekundy..!
Zrobiło mi się słabo. Cirilla opadła na ziemię, zwijając się z bólu i trzymając się za zwichnięte ramię. Miesiącami walczyłem z ciałem, aby opanować to, co obudziło się we mnie, gdy byłem szczylem. Krew odpłynęła z moje twarzy, gdy uświadamiałem sobie, że znowu będę musiał przez to przechodzić.
- Zabierz... nas stąd... - wydusiłem słabym głosem - Szybko...
***
Nie wiedziałem, jak to możliwe, ale ksiądz mnie nie zdradził. Miał dar przekonywania. Sprawił, że jej ludzie nie zwracali na chwilę uwagi na jej niedyspozycję i zaszyła się w domu niedaleko siedziby Radnego, starając się zaleczyć uraz. Zakuła mnie w kajdany, ale nie wydała, jak na razie. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem, co jej Filip (bo tak miał na imię mężczyzna) powiedział, jednak jeszcze przez jeden dzień miałem pozostać w ukryciu. Jutro w nocy mijał termin poszukiwań. Dlaczego czekała?
Nienawidzę, jak coś wymyka mi się spod kontroli. Starzeję się chyba.
Ramię nadal paliło, choć nie tak nasilone jak wcześniej. Filip okazał się świetnym uzdrowicielem i magicznym talencie, choć nie aż tak rozwiniętym. Nie skomentował mojego posunięcia, za co byłem mu wdzięczny. Nie wiem, czy umiałbym się z tego wytłumaczyć.
Drzwi do mojej skromnej izdebki otworzyły się ze zgrzytnięciem zamka. Podniosłem głowę z podłogi.
Moimi gośćmi okazali się Filip i Cirilla. Ręka była w chuście usztywnionej magicznie. Filip stwierdził, że przez dwa tygodnie będzie musiała odstawić na bok jej używanie. Mi dał mniej czasu. Stwierdził, że po tygodniu naderwany mięsień powinien się zrosnąć.
- W takim razie, życzę miłej konwersacji - rzekł Filip. Na nowo go znienawidziłem.
Gdy zostaliśmy sami, pierwszy raz uważnie przyjrzałem się mojemu prześladowcy. Była młoda, urodziwa, choć na jej twarzy malowało się doświadczenie. Może było fałszywe? Wszystko dookoła mnie działo się dziwnie wolno.
Długo mi się przyglądała, najprawdopodobniej równie uważnie, co ja jej. Nie usiadła. Chciała mieć nade mną przewagę.
- Twoje zbrodnie są godne czegoś gorszego niż śmierć przez powieszenie - rzekła cicho i sucho, aż zatrzeszczało - Wyruszyłam, aby cię przechwycić, choć przyznaję, że nie było wcale łatwo. Zabiłeś niewinnego ważnego człowieka, pozbawiłeś żony męża, dzieci ojca, zasiałeś ziarno strachu w Amazji. Jesteś bohaterem, zdrajcą, niegodziwcem, mordercą, zamachowcem, wybawicielem, w zależności od plotek, choć tak naprawdę jesteś tylko kanalią i to dość nieudolną. A teraz jesteś w moich rękach... - słyszałem w jej głosie satysfakcję - ...skuty, złamany, uwięziony, pozbawiony broni...
Nie każdej...
- ...a człowiek, który nas troskliwie opatrzył twierdzi, że świat wiele by stracił, gdybyś zawisnął na stryczku... - zrobiła niemą przerwę, oceniając moją reakcję - ...i że twoje działania miały motyw, o którym nawet sobie nie umiem wyobrazić.
Osłanianie dziwki jest dobrym motywem?
- I teraz zadam i pytanie, które zadecyduje o twoim marnym losie, Zefirze Lazare... - nachyliła się nade mną. Jej głos brzmiał jak wściekły wąż - Dlaczego miałabym ci przebaczyć i puścić wolno? Żebyś nadal zabijał?
Odpowiedziałem jej milczeniem i bezwstydnym spojrzeniem zimnych oczu. Zauważyłem niebezpieczny błysk.
- Odpowiedz! - podniosła głos.
Spuściłem wzrok i westchnąłem ciężko. Patrzenie na jej bandaże przypominało mi o rażącym moje myśli fakcie.
- Jeśli powiem, że zabiłem, aby ratować, pewnie mi nie uwierzysz, czyż nie?
Cirilla zmarszczyła brwi.
- Zgadłeś.
- Ale to jest prawda - rzekłem beztrosko. Rzadko zdarza mi się mówić prawdę w celu oszukania kogoś. Z tym ułatwieniem, że to była prawda - Poza tym, ktoś mi za to zapłacił zaliczkę.
Zmierzyła mnie bezwzględnym wzrokiem.
- Marny z ciebie dyplomata. Ile?
Roześmiałem się, szczerząc zęby w pogardliwym uśmiechu.
- To, co mi dał, jest wielokrotnie cenniejsze od każdego nominału, jaki istnieje na tym świecie. Nominał ten nie jest wymyślony przez ludzi. Istnieje od zawsze. I ja go otrzymałem. Jadę po drugi.
- Czyli dwa? - uniosła brwi - Niewiele, jak za głowę arystokraty. Dlaczego się ujawniłeś? Nie mogłeś tego zrobić po cichu?
- Byłoby nudno - odpowiedziałem jej z ironicznym uśmiechem.
Nie odpowiadała mi przez dłuższą chwilę. Byłem skończony na tę chwilę. Moje życie to była ciągła ucieczka.
- Nie dość, że marny dyplomata, to głupi i beznadziejny zabójca... Aire zawsze było niedokładne we wszystkim. - zrobiła pauzę - Zefirze Lazare. W imieniu prawa, aresztuję cię za zabójstwo popełnione podczas turnieju na oczach licznych świadków... - zamknąłem oczy, wciągając powietrze - ... oraz za inne popełnione przestępstwa, w tym okaleczenie państwowego przedstawiciela i skazuję na...
Nagle zza uchylonego okna rozległ się pisk. Ten sam, co wcześniej, tamtej nocy. Poranek był piękny, na niebie nie było ani jednj chmury, gdy spojrzałem na zewnątrz. Nawet nie zauważyłem, kiedy wstał dzień...
Szkło poszło w niewielkie kawałki, gdy drapieżny ptak z impetem wpadł przez okno i zatrzymał się na przeciwległej ścianie. Cirilla wydała okrzyk zaskoczenia, ja schyliłem głowę. W mojej głowie rozległ się kobiecy krzyk protestu. Następnie zamachał dwa razy skrzydłami i wylądował na podłodze naprzeciwko mnie, niedaleko Cirilli. Na naszych oczach zaczął się... zmieniać. Zaczął rosnąć, ciało zaczęło przybierać ludzkie, kobiece kształty, skrzydła zamieniły się w dłonie, pióra zanikły pod jasną skórą, szpony w paznokcie i stopy, aż przed nami stanęła... całkiem urodziwa dziewczyna. W jej oczach płonęła determinacja.
Spoglądałem w jej szare oczy. Był w nich błysk dzikości, ale przysiągłbym, że gdzieś już takie widziałem. Potem błysk zniknął, a mój krytyczny wzrok przelotnie opadł w dół. Musiałem przyznać, że była nawet... ładna.
- Nikt tu nie zginie - powiedziała dumnie, chociaż stanęła przed nami całkiem naga - Nie, dopóki ja się nie zgadzam.
- Księżniczka Lyrinn - Cirilla upadła na kolano.
Księżniczka..?!
<Wasza wysokość, Cirillo. Pozwólcie, proszę c:>
|Wykorzystuję Mocny Miecz (Zwiększenie szybkości)|
Drogie Panie, musimy uzgodnić kolejność. Proponuję, aby to Lyrinn zabrała teraz głos. Co wy na to?
OdpowiedzUsuńDostosuje się.
UsuńLyrinn, chyba masz wolną rękę. c:
UsuńPotem przekażemy Tobie, Ciri.
Z tą końcówką to zaszalałaś :D Przyznaj, że po prostu chcesz dodać Zefirowi trochę ładnych widoków :3
OdpowiedzUsuńTo był wspólny pomysł z Lyr (podany przeze mnie, ale co tam XD).
UsuńUmywam ręce XDD
Przeczytałam całość, teraz mogę powiedzieć swpje zdanie.
OdpowiedzUsuńAha. XD
Przepraszam, że wyłamałam ci rękę, to było niechcący xD
UsuńWyłamanie ręki to niechcący, a jak ja chce go stale lekko okaleczyc to nieeeeee :P
UsuńJesteś noobem w tej grze, poza tym, to ty mnie prosisz o kurs otwierania zamków i zbierania łatwych kili xD
UsuńPoza tym to nie ma sensu
Ale zawsze to jakiś początek znajomości :P Pozbawić kogoś nogi... :3
UsuńJaki to ma sens?
UsuńCzepiasz się!
Usuń