Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

5 listopada 2015

Od Nastii - CD. Winter'a

Mimo dobrej opieki ze strony lekarza, ja czułam się coraz to gorzej. Wstrząsały mną zimne dreszcze, a zaraz potem, miałam ochotę odkryć się całkowicie, z powodu gorąca. Na nodze miałam odpowiedni opatrunek, a i tak czułam, jak rana mnie piecze. Czułam, jakby trucizna wnikała do mnie, powodując ból w każdej części ciała, paraliżując mnie kompletnie. Chciałam powiedzieć Winetrowi, że ze mną bardzo źle, ale nie mogłam krzyknąć, a jego nie było aktualnie w okolicy. Czułam, iż Mystery się bardzo martwi, ale też, że jest na wyciągnięcie mojej ręki. Czułam to, ponieważ nas dwie łączyła niesamowita więź nie tylko przyjacielska, ale również magiczna. Tej więzi nie mógł nikt zakłócić, nawet sama śmierć. A mimo to czułam się, jakbym miała umrzeć lada chwila. Dźwignęłam się na rękach i byłam teraz w pozycji półsiedzącej. Nienawidzę być taka bezsilna. Oparłam głowę o ścianę groty i zamknęłam oczy. Piekły mnie one, a w moim gardle rosła klucha. Od tak dawna nie płakałam, a teraz z moich oczu poleciały dwa kryształki. Natychmiast poczułam, że klacz również płacze, jakkolwiek by to nie brzmiało. W głowie huczało mi, jakby ktoś włączył głośną melodyjkę w mojej głowie. Opadłam ponownie na poduszkę i wbiłam wzrok w sufit. Tak bardzo chciało mi się spać, a nie mogłam. Gdy tylko zamykałam na dłużej powieki, wszystkie moje dolegliwości nasilały się. Nagle zdałam sobie sprawę ze strasznej rzeczy. Nie wiedziałam o jaką roślinę sobie to zrobiłam, ani w jaki sposób, ale wiedziałam jedno- zmiennokształtni mają gorzej, pod względem zdrowia. Nie chodzi o to, że umierają od zwykłego przeziębienia, ale niektóre trujące gatunki roślin bardzo źle wpływają na zmiennokształtnych. I ja to wiedziałam. Zdałam sobie również sprawę, iż nic mnie nie uratuje.
- Nie… Ja nie chcę umrzeć… - wychrypiałam do siebie.
Nagle, zza drzwi wyłoniła się postawna sylwetka Wintera. Widać było, że próbuje ukryć przede mną to, że bardzo ze mną źle i że się o mnie martwi, ale oczy go zdradzały. Gdy usiadł obok mnie na łóżku, popatrzyłam w nie głębiej. On się nie zamartwiał o mnie tylko jako lekarz. Czułam, że moja obecność sprawia mu wewnętrzny ból. Odwróciłam wzrok i przytuliłam kołdrę, odwracając się tyłem do mężczyzny. Czułam, ze patrzy na moje plecy ze współczuciem.
- Słuchaj… - zaczął.
- Wiem. Umieram - przerwałam słabym głosem.
Winter położył mi rękę na ramieniu, ale ja strząsnęłam ją agresywnie. Chociaż w oczach miałam łzy, nie dałam tego po sobie poznać. Wiedziałam, że mężczyzna próbuje znaleźć odpowiednie słowa. Zamknęłam oczy. Tyle pięknych chwil. Tyle wspomnień. Nie opuszczę Mystery. Gdy pierwsze mokre krople spadały na poduszkę, olśniło mnie. Przecież ,ja wraz z Mystery, jestem nieśmiertelna. My do siebie należymy i nawet śmierć nas nie rozłączy.
-Wiem! Ja wiem co robić!- prawie krzyknęłam.
Winter popatrzył się na mnie ze współczuciem w oczach i pokręcił głową przecząco. Machnęłam ręką i zaczęłam swoją wypowiedź:
-Mystery. Tylko ona jest w stanie mnie uratować i ja wiem jak. Ona też wie. Czuję to! Posłuchaj, gdy będziesz widział, że ze mną naprawdę źle, zanieś mnie do niej, a ja zrobię swoje. - Ledwo dałam radę dokończyć.
- A skąd wiesz, że ona tu będzie? - zapytał.
Skarciłam go spojrzeniem.
- Ja to czuję… - mruknęłam.
Byłam praktycznie pewna, iż on tego nie zrozumie i kolejna osoba, będzie mnie uważać za wariatkę. Teraz muszę sobie przypomnieć, jak szło to zaklęcie. Jak, ono szło, jak ono szło… Nie, nie to się nie rymowało… Eh… „Ta więź, niepokonana. Serca złączone na zawsze. Sama śmierć nie jest w stanie rozłączyć mocy chwalebnej Selene.” BINGO! Radość we mnie buzowała, ale z każdą minutą i tak miała ochotę zemdleć. I w końcu… Zrobiłam to…

*
- Nastia! Dawaj!
Krzyk, zamęt, huk w głowie. Niesamowity ból... Wszystkiego. Dopiero po chwili widziałam Mystery, która cierpi jak ja. Otworzyłam szerzej oczy. Wygramoliłam się z rąk Wintera i dopadłam do Mystery.
- Damy… radę… - powiedziałam ostatkami sił.
Oplotłam rękoma szyję klaczy. Czułam moc. Moc, która łączy mnie i ciemnogniadą. Zamknęłyśmy oczy.
- Ta więź, niepokonana. Serca złączone na zawsze. Sama śmierć nie jest w stanie rozłączyć mocy chwalebnej Selene - powiedziałyśmy wraz z Mystery.
I wtedy... Oddzieliło mnie od Mystery i uniosło nas obie w górę. Wokół nas było białe, oślepiające światło. Unosiłam się w powietrzu. Czułam lekkość, chciałam śmiać się w głos i tańczyć. Przez ułamek sekundy ujrzałam piękną Selene, a potem Mystery i ja opadłyśmy na ziemię. Po chwili, uświadamiania sobie co się stało, podbiegłam do klaczy. Mocno wtuliłam się w jej szyję i nie chciałam puścić.
- Ja cię tak kocham… - powiedziałam ze łzami w oczach.
Po kilku minutach, odłączyłyśmy się od siebie. Natychmiast poczułam, jak ktoś przytula mnie. Okazało się, iż był to Winter. Wyswobodziłam się szybko z uścisku i zagotowało się we mnie, ale nie odezwałam się.

[Winter? Minimalne BW :/]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz