"Jak zdobyłam Night'a"
Był ciepły dzień, słońce blado świeciło, a po niebie przesuwały się pojedyncze chmury. Wybierałam się właśnie na wyprawę po terenach Aqua`y. Byłam ciekawa, jakie tajemnice kryje to miejsce i jakie osoby tu mieszkają. Musiałem też zdobyć parę "kontaktów" oraz rzeczy. Czyli przyjemne z pożytecznym. W razie co, wzięłam ze sobą małą apteczkę, trochę jedzenia i wody, i broń z którą prawie nigdy się nie rozstawałam. Dziwne, ale to wszystko zmieściło się do torby przepasanej przez ramię. No... poza zaklętą bronią, którą tymczasowo przemieniłam w amulet. Poszłam więc na północny zachód. Niestety, nie znalazłam nic ciekawego. No... spotkałam tylko dwie osoby. Jedną, która próbowała wcisnąć mi...uwaga...zieloną trawę. Druga osoba natomiast, była nieco ciekawsza i za kość jelenia, wymieniła się na patent, by móc zbierać chmury. Potem zabrałam się za poszukiwanie schronienia na noc. A że byłam w lesie baobabów to...
* w nocy *
Była dość ciepła i spokojna noc. Siedziałam w wydrążonym drzewie (Baobabie), czyli moim tymczasowym domu. Zmieniając temat... nie mogłam spać, więc patrzyłam na postacie przesuwające się koło mego schronienia. Ta noc wydawała mi się dość dziwna i niespokojna, gdyż ciągle coś chodziło po lesie. Głównie elfy gdzieś szły, całą gromadą. Nagle, przestrzeń wokół mnie wypełniło niespokojne rżenie. Wyszłam. Spostrzegłam, że w pułapkę zastawioną przez myśliwych, złapał się koń. Cały czarny, no...z dość jasną grzywą. Wierzgał niespokojnie. Po cichu, tak by mnie nie zauważył, wydostałam się z drzewa. Wspięłam się na drzewo. Na gałąź, będącą jakieś dwa metry nad powierzchnią ziemi. Przyglądałam mu się. Wydawał się taki...zniewolony. Widać było, że kochał wolność. W końcu zeszłam na ziemię jakiś metr od konia.
- Cześć mały - mówiłam cichym, spokojnym głosem, tak by się nie wystraszył. - Pomogę Ci się wydostać. Tylko nie wierzgaj - mówiłam dalej.
Patrzył na mnie spłoszonymi oczami. Jednak zdecydowałam mu się pomóc, nie mogłam zostawić go samego. Rozbroiłam więc pułapkę w którą wpadł. Ogier wstał. Jednak po odejściu jakiś dwóch metrów, upadł. Wtedy zauważyłam, że miał rany na nogach.
- Zaczekaj - zatrzymałam ogiera. - Opatrzę ci ranę - dodałam.
Koń choć niechętnie, pozwolił mi się zbliżyć. Wyjęłam apteczkę. Wyciągnęłam gazik, bandaże elastyczne i wodę utlenioną. Gazik nasączyłam wodą utlenioną i przemyłam krew. Następnie wzięłam bandaż elastyczny i zabandażowałam mu ranę. Spojrzał na mnie chyba z...wdzięcznością? Chyba tak. Odwzajemniłam mu to uśmiechem. Wtedy dostrzegłam, że...jego oczy...jedno było czerwone, natomiast drugie niebieskie. Patrzyliśmy na siebie, dziwne, ale polubiłam tego konia.
- Masz ochotę się przejść? - spytałam retorycznie, gdyż zwierzęta nie umieją mówić.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo się myliłam. Koń skinął głową, wstał i dał mi do zrozumienia, że idziemy. Patrzyłam na to zjawisko osłupiała. Koń szedł obok mnie. Szliśmy dobrą godzinę, nagle zaczął się niespokojnie zachowywać. Wtem schylił się...przeszedł mi pod nogami, wstał i zaczął galopować. Zmusił mnie do jazdy konnej. Trzymałam się jego pięknej grzywy. Chwilę potem wbiegł pod wodę, tę w której można oddychać. Byliśmy na dnie. Ciężko dyszał. Zeszłam z niego. Patrzyliśmy na siebie. Chwilę potem oddychał już normalnie. Przygryzłam lekko dolną wargę. Wtedy spostrzegłam, że woda zrobiła się dziwnie jasna i nastał ranek. Wyszliśmy z wody. Pytanie które chciałam zadać ogierowi było trudniejsze, niż się spodziewałam. Wzięłam głęboki wdech i...:
- Czy chciałbyś być moim koniem?
Zwierzak spojrzał na mnie z błyskiem w oczach, skinął radośnie łbem. Szedł obok mnie.
- Wiesz... znalazłam cię w nocy więc... odtąd nazywać się będziesz Night - powiedziałam do niego.
Był zadowolony. Nastał nowy, lepszy dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz