Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

6 października 2015

Od Zefira - CD. Margles

Czułem się jak po siedmiu kuflach piwa. Czułem w ustach równie ohydny posmak co ten napój i czułem się równie źle jak po nim. Głowa pękała mi w szwach, a po umyśle wciąż, jak stado galopujących koni, biegały mi wspomnienia. O Claire, o Athecie, o Flavii, o Reneste. O Brownie, o Danielu. O wszystkich, którzy kiedykolwiek zmienili coś w moim życiu. Na gorsze.
Nie odpowiadałem jej przez dłuższą chwilę, chcąc po prostu zignorować problem. Łatwiej jest pomyśleć, że jakiegoś problemu po prostu nie ma, że to tylko zły sen. Tylko zły sen...
'Dlaczego chcesz zostać najemnikiem?' Puls. Pulsujący ból jak dzwon rozbrzmiał w mojej głowie i przeszedł przez kark. Zacisnąłem zęby, wyklinając w myślach to piekielne czasowe zaklęcie, zamieniające wspomnienia w ból. Zasada była prosta - im więcej złych emocji, tym większe tortury fundowało. Juria znał się na tym najlepiej. Niewielu wiedziało, że w przeszłości był katem w lochach zamku głównego Fuego. Niewielu też wiedziało, że zwolniono go ze względu jego zbyt dobrych kwalifikacji. Za dobrych.
- Przepraszam - usłyszałem. Przewróciłem oczami - To przeze mnie cię złapali i torturowali.
Już chciałem jej odpowiedzieć kąśliwą uwagą, jednak ugryzłem się w język, gdy zorientowałem się, że mówi to do mnie osoba, którą jeszcze niedawno miałem poderżnąć gardło. Nie odezwałem się tedy na ten temat.
- Masz na imię Margles? - zmusiłem ją do zmienienia tematu, uznając minione wydarzenia jako nauczkę, z której i tak nie wyciągnę ważniejszych wniosków.
- Tak - odpowiedziała mi zachrypniętym, anielskim głosem.
- A nazwisko? - spytałem cicho. Zdawało mi się, że usłyszałem kroki.
Nie odezwała się przez moment. A już ją miałem za durną wiejską dziewkę.
- To ma coś wspólnego z moją mocą? - spytała ostrożnie. Przetarłem dłonią twarz, strzepując pot. Zaklęcie rzucone przez Jurię było mocne, ale miało też inną właściwość zaczerpniętą z tajnik zielarzy i medyków - nie pozwalała stracić przytomności. Byłem wyczerpany.
- Bystra jesteś - rzuciłem chyba zbyt pochopnym tonem, który używam zazwyczaj, czyli sarkastyczny. Nie zwróciłem na to uwagi.
Usłyszałem, jak wciągnęła nosem powietrze do płuc.
- Mons - wyszeptała - Co to da?
- Nic - skłamałem.
Znałem kogoś o tym nazwisku. Gdy jeszcze byłem na terminie u Atheta razem z Claire. Pewnej nocy mistrz miał za zadanie zamordować kogoś, kogo wielkie zdolności magiczne zbytnio nosiły. I ten ktoś miał na nazwisko Mons.
Athet nigdy nie powiedział mi, w jaki sposób ten ktoś przesadzał, ani jak oszukiwał. Powiedział mi wtedy tylko, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Gdy mówił, że zamordował najprawdopodobniej najgroźniejszego człowieka w Amazji, nie słyszałem w jego tonie dumy czy pochwały dla samego. Słyszałem zadumę i wątpliwość. Potem słyszałem, jak powiedział gueisemo co było zaczerpnięte z języka, którym posługiwała się też ta stara jędza, Shuana. Do tej pory nie dowiedziałem się, co to słowo oznaczało.
- Pomyliło mi się coś - wytłumaczyłem.
- Ty jesteś Zefir? - zapytała - Juria cię tak nazywał. Zdradzisz mi swoje nazwisko?
Czemu ona miała taki anielski głos? Niemal wyobraziłem sobie jej niewinne i czyste jak biel lico. Jej śnieżnobiałe włosy.
- Nie jest konieczne, abyś je znała - warknąłem - Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie, skowronku.
- Jeśli mi powiesz, nie stracisz na niczym - odrzekła po zbyt krótkim namyśle - Dlaczego się tak taisz?
- Bo taki mam pieprzony nawyk - odwarknąłem jej ostro. Zabrzmiało to bardziej grubiańsko, niż się spodziewałem.
Ale ucichła. Nareszcie, nie zadawała pytań. Nareszcie cisza i spokój. Musiałem przemyśleć kilka spraw na osobności, rozejrzeć się w sytuacji. Musiałem poznać zamiary Syjonu. Gdy Juria rzucił na mnie zaklęcie, miałem wrażenie, że odpłynąłem. Nie słyszałem niczego, poza krzykiem, jękiem, moje oczy i uszy zalała krew. Nie pamiętałem, do czego zmusili Margles, ale coś mi podpowiadało, że natychmiast musiałem się tym zająć. Coś nieprzyjemnego wisiało w powietrzu, a ja nie znosiłem dezinformacji.
- Co się wydarzyło na sali biesiadnej? - spytałem po kilku minutach. O dziwo, nikt nawet tu nie zajrzał. I tak nie mogłem się ruszyć.
Tym razem namyśliła się porządnie, zanim mi odpowiedziała, co potrwało całkiem długo. Umiała wyciągać wnioski i pomyśleć, zanim cokolwiek powie. Dałem jej czas, zamykając oczy. Marzyłem o śnie.
Każdy oddech sprawiał mi ból. Zapewne miałem połamane żebra, jeśli nie inne kończyny. Każdy mięsień palił bólem przy najmniejszym ruchu. Nie ukrywałem, że i mówienie przychodziło mi z trudem. Miałem opuchnięte usta i jeszcze kilka innych części twarzy. Zaschnięta krew została na moim podbródku. Trawiła mnie gorączka.
"Zdechnę tu..." - pomyślałem w pewnej chwili. "...jeśli ktoś nie poskłada mnie do jednego kawałku."
Jej słowa wyrwały mnie z półsnu.
- Trudno powiedzieć... - szepnęła - Wyciągnęli mnie na długo przed tobą. Patrzyli się na mnie dziwnie i szeptali między sobą. Chyba obawiali się, że nie będzie ze mnie żadnego pożytku. Wtedy jeszcze nie byłam pewna, ale... wydarzenia nad rzeką, w lesie... w moim domu, czy... - zamilkła na chwilę - ...czy wiesz, co to oznacza? Co się ze mną dzieje?
Słyszałem w jej głosie nadzieję i smutek. Strach i niepewność. Głównie niepewność. Znałem uczucie, gdy człowiek nie wie, co się z nim dzieje, dlaczego los nagle obrócił przeciwko tobie. Czułem się tak w jej wieku, a nawet później. Dużo później. Całkiem niedawno.
Żal mi się zrobiło dziewczyny. Jednak byłem kłamcą. Wiedziałem, jak prawda działa na człowieka, a jak działa fałsz. Fałsz dawał nadzieję. Prawda rujnowała wszystko i kazała budować od nowa. Fałsz jednak nie był wieczny, natomiast prawda - tak.
- To magiczne zdolności, najprawdopodobniej - rzekłem, czując suchość w ustach i ból w płucach - Ciężko takowe opanować, zwłaszcza, iż, pierwszy raz ich używasz. To jak ptak, któremu wyrosły skrzydła, ale nie umie się nimi posługiwać.
Nie odpowiedziała. Może była w szoku, może myślała. A może czekała na moje kolejne słowa.
Przypomniałem sobie, kiedy ja sam odkryłem w sobie magiczny talent. Nagła, nadludzka szybkość, przyspieszona reakcja zmysłów i odruchy niewidoczne dla ludzkiego oka. Byłem jeszcze zanim uciekliśmy z Flavią i z Rusher. To był jak grom z jasnego nieba. Ale i bolało jak cholera. Bałem się. Bałem się, że to mnie zabije. Całe miesiące starałem się nad tym zapanować.
- Jak mam nad tym zapanować? - spytała.
- Nie będę ci matkował, dziewczyno - warknąłem - To jest twój problem. Ty lepiej mów mi, czego chciał od ciebie Juria.

(Po dłuższym czasie - przekazuję ci opowiadanie, Margles xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz