Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

10 października 2015

Od Nastii - CD. Winter'a

Gdy Winter uzmysłowił mi fakt, że nie mam na sobie ubrań wpadłam w panikę. W końcu nie, na co dzień jest się w lesie, z obcym mężczyzną i w dodatku zupełnie nagusieńka. A czemu po przemianie nie byłam w ubraniu, tak jak zawsze? Chyba się tego nie dowiem. Swoją drogą miło, że facet dał mi swoją kurtkę do okrycia, a nie zrobił, czego innego, tego, co połowa populacji mężczyzn by zrobiła. Zerknęłam kątem oka na ranę na lewej łydce. Faktycznie, wyglądała bardzo nieciekawie. Mogłabym sobie z tym poradzić sama, w końcu, co najmniej 4 lata samotnego życia w dziczy zrobiła swoje, ale bezpieczniej będzie jednak pójść do lekarza. Popatrzyłam na Winter’a.
-Chodźmy do tego Twojego gabinetu, doktorku…- mruknęłam.
Uśmiechnął się przelotnie i ruszył przed siebie, a ja zaraz za nim. Nie było ciepło, wręcz przeciwnie- było bardzo zimno. Opatuliłam się mocniej kurtką z miękkiej skóry. Była ona bardzo ciepła, aczkolwiek i tak nie dawała stuprocentowej ochrony przed zimnem. Sięgała mi trochę przed kolana, więc teoretycznie całe nogi miałam nagie.
-Pomóc jakoś?- zapytał Winter odwracając głowę.
Przeszyłam go lodowatym spojrzeniem.
-Czyli nie.- Uśmiechnął się i odwrócił.
Droga nie była zbyt długa, ponieważ już po chwili można było zauważyć wejście do domu mężczyzny. Wokół domu znajdowała się nieduża polana, a na niej wejście do domu i ogródek z ziołami. Nagle zza drzew wyłoniła się Wilczyca i patrząc na mnie podejrzliwie podeszła do Winter’a. Porozumiewali się wzajemnie, a ja znudzona tym, że ich niezbyt rozumiałam rozglądałam się wokoło. Nagle ujrzałam pięknego srokatego ogierka, który gdy mnie zobaczył z ciekawością podszedł. Wyciągnął z pewnej odległości pysk i powąchał mnie z ciekawością. Dał się pogłaskać, po czym, znudzony odszedł i powrócił do jedzenia. Typowy „wolny duch”. Nie z takimi sobie dawałam radę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-No, no, no. Tańczący Liść rzadko podchodzi nawet do mnie…- Usłyszałam zza pleców.
Najwyraźniej Winter skończył swoją konwersację z Wilczycą.
-Mam dar- odparłam z tajemniczym uśmiechem.
Mężczyzna zmrużył oczy, a po krótkim przyjrzeniu mi się, głową wskazał wejście do swojego domu. Zakręciło mi się w głowie i dopiero wtedy zaczęłam czuć uciążliwy ból w lewej łydce. Wcześniej chyba nie zwróciłam na to uwagi. Weszłam do domu zaraz za Winter’em. Okazało się, że weszliśmy od razu do gabinetu. Na jego środku stał długi stół, zapewne służący do przyjmowania pacjentów, trochę bardziej na uboczu podwójna kanapa i coś w stylu małej kuchni. Było bardzo dużo różnych półek czy szafek przepełnionych różnymi książkami, słoikami i doniczkami. Było bardzo dużo świec i dzięki temu można było cokolwiek ujrzeć. Atmosfera tu była wyjątkowo przyjemna, ale było nieco chłodno.
-Usiądź, ja Ci znajdę ubranie- odparł Winter pokazując głową na kanapę.
Usiadłam na niej posłusznie i z ciekawością rozglądałam się dookoła, ale po chwili moim ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz. Po chwili do pokoju wszedł mężczyzna z ciuchami przewieszonymi przez ramię.
-Trzymaj. Może, trochę, za duże, ale mam nadzieję, że nie będziesz narzekać- odparł Winter i rzucił ubrania na siedzenie obok.
-Wypadałoby wyjść, nie?- syknęłam widząc, iż mężczyzna nie rusza się z miejsca.
Bez słowa wyszedł z pokoju w sobie tylko znanym kierunku.
Zdjęłam ciepłą kurtkę Wintera i w chwili, gdy moje ciało było nagie przebiegł po nim zimny dreszcz. Pospiesznie ubrałam się w o wiele za duży strój mężczyzny i przykryłam się znów kurtką.
-Możesz już- krzyknęłam.
Po niedługim czasie facet pojawił się w pokoju. Nagle zrobiło mi się gorąco, poczułam nieznośny ból w głowie i… no właśnie.

*

Otworzyłam ociężałe powieki i natychmiast je zamknęłam. Głowa już nie bolała, łydka również, ale mimo wszystko nie czułam się najlepiej. Przypomniałam sobie o tym, że jestem w obcym domu, z obcym facetem i zerwałam się na równe nogi. Co prawda o mało co nie wylądowałam na ziemi, ale już teraz stałam stabilnie na nogach. Ruszyłam do drzwi, ale usłyszałam kroki. Podczas gdy obracałam się, aby zobaczyć kto to, straciłam równowagę przez zawrót głowy i wylądowałam w silnych ramionach nie kogo innego jak samego Wintera. Skrzywiłam się i stanęłam o własnych siłach.
-Chciałaś uciekać? Przykro mi zostaniesz tu jeszcze z jeden dzień - odparł mężczyzna ze złośliwym uśmiechem.
Fala przerażenia przeszła po mej twarzy. MYSTERY. Nie, ona się będzie martwić.
-Ale, ja…
-Twoja klacz jest pod drzwiami. Nagle się zjawiła, nie wiem jak. Ogólnie spędziłaś tu tylko pięć godzin, więc…- nie zdążył dokończyć, a znalazłam odpowiedź na pytanie gdzie jest Mystery.
Bez protestów i próśb położyłam się ponownie na łóżku i nakryłam pierzową kołdrą.

[Winter? Przepraszam, że tak długo ;-;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz