- Co wy robicie? - powiedziałam z nutką zdziwienia w głosie.
- Jesteś aresztowana za zabójstwo - rzekł ze stoickim spokojem jeden z nich. W jego spojrzeniu pochwyciłam pogardę. Bezczelny typ! Zwykle nie odzywałam się, ale jakoś bronić się musiałam!
- Czy to jakiś chory żart? Nie jestem żadną morderczynią! - krzyczałam, szarpiąc się. Ci mocniej zacisnęli kajdany i pchnęli mnie w stronę wyjścia. Widziałam jak kucają przy trupie, by zapisać w raporcie wszystkie ważne szczegóły. Ktoś założył rękawiczki i zaczął ruszać ciało, a ktoś inny zawołał sprzątaczki, by pozbyły się odoru zakrzepłej krwi. Skrzywiłam się, gdy żołnierz niefortunnie podniósł zabitego i jego jelito cienkie wypadło na twarz mundurowego. Zaczął krzyczeć jak mała dziewczynka, a jego współpracownicy próbowali zdjąć mu z twarzy organ. Całemu zajściu przyglądał się książę. Nawet nie mrugnął, gdy skuta przechodziłam obok niego. Czy myślał, że jestem zdolna do morderstwa? Nawet mnie nie znał. Moje dziwne zachowanie mogło sugerować, że jestem spaczona psychicznie, ale bez przesady. Nie byłam morderczynią.
***
Zawsze ciekawiło mnie, jak wyglądają lochy, ale nie chciałam ich podziwiać w taki sposób. Zostałam brutalnie wrzucona do zimnej, ceglanej celi z metalowymi kratami. Byłam w więzieniu. "Moja świętej pamięci babcia, w grobie się przewraca" - pomyślałam mimochodem. Brakowało mi jej. Zawsze służyła dobrą radą i pysznym ciastem. Na odchodnym, strażnik rzucił:
- Do zobaczenia w sądzie, skowronku.
Zamarłam. Tylko jedna osoba tak mnie nazywała. Skrzywiłam się. Odszedł, a ja zostałam sama z moimi myślami. Zostałam bezpodstawnie oskarżona o morderstwo mężczyzny, którego widziałam pierwszy raz w życiu. Świetnie. Fantastycznie. Czy ja miałam wrodzony dar pakowania się w kłopoty? A może to los, znów ironicznie się do mnie uśmiecha? Nikt nie mógł mi odpowiedzieć na te pytania. Z pewnością byłam idealnym magnesem na nieszczęśliwe wydarzenia. Ale będzie dobrze. Jak kot, zawsze spadam na cztery łapy. I często pomagają mi w tym moje zdolności. Położyłam się na twardej płycie imitującej łóżko. Nie było tam ani ciepłego koca, ani miękkiej poduszki, które otuliłyby mnie do snu. Zamknęłam oczy, starając się zasnąć, lecz nie mogłam. Byłam przerażona. A jeśli zostanę w tym okropnym miejscu do końca swych dni? Po jakimś czasie zasnęłam, lecz śniły mi sie same koszmary.
***
Nazajutrz obudziło mnie mocne szarpanie.
- Masz gościa - powiedział gburowaty strażnik, którego twarz widziałam wczoraj, jako ostatnią. Za grubymi kratami, które skutecznie utrudniały mi ucieczkę i trzymały mnie z dala od świata, stał rudowłosy książę. Czego mógł chcieć? Odważyłam się spojrzeć w jego zielone oczy. Czyżbym wychwyciła w nich odrobinę ciekawości? W pokoju dla sprzątaczek słyszałam o nim wiele rzeczy. Podobno był cichy i małomówny, inne sprzątaczki sądziły, że nie jest mało towarzyski i aspołeczny, w przeciwieństwie do swojego brata, który prowadził dość... towarzyski tryb życia. Byłam ciekawa, czego mógł chcieć? Czy przyszedł mnie osądzać? Poprosił strażnika, by zostawił nas samych. Ten przypomniał mu, że jestem morderczynią. grzecznie przypomniał, że jeszcze nie udowodniono mi winy, dzięki czemu zrobiło mi się ciepło na sercu. Strażnik niechętnie wpuścił go do mojej celi.
- Wiem, że jesteś niewinna - oznajmił rezolutnie, jakby chodziło o kradzież chleba. Mimo to rozpromieniłam sie na wieść, że ktoś we mnie wierzy, co nie uszło jego uwadze - Nie mogłabyś go zabić - mówił dalej, a ja zamieniałam się w słuch - Chcę ci pomóc oczyścić się z zarzutów - zaproponował. Milczałam przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Jak? - zapytałam krótko, zdziwiona propozycją pomocy od samego księcia.
<Książę?>
Huh XD "skowronku" c:
OdpowiedzUsuńTak, to była aluzja xd
OdpowiedzUsuń