-Poczekajcie chwilę, panowie - powiedziałam do nich władczym tonem i podeszłam do chłopaka. Ten schylił się nieco, bym nie musiała krzyczeć, aby coś usłyszał. Spytałam go szeptem: -O co chodzi?
-Och, jak sama słyszałaś nie stawiłem się na dworze w odpowiednim terminie. Dlatego chciałbym cię prosić o...
-O co? - przerwałam mu zniecierpliwiona.
-... o to byś była moim świadkiem na rozprawie. Przepraszam, że znowu proszę cię o pomoc - dokończył Anthony. Pomylałam przez chwilę. W zasadzie to nie jego wina, że go pobili.
-Kiedy ten młodzieniec ma się tlumaczyć przed sądem? - zwróciłam się do żołnierzy. Ci spojrzeli na siebie, aż w końcu jeden z nich, wysoki i dobrze umięśniony blondyn, powiedział:
-Za dwa dni.
Kiwnęłam głową i spjrzałam w oczy Anthony'ego. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na ich kolor. Miały kolor płomieni, które wiele lat wcześniej zniszczyły mi życie. Jednak w tamtym momencie o tym nie myślałam.
-Spodziewaj się mnie za dwa dni - szepnęłam. Sama nie wiem, co mnie wtedy pokusiło, ale lekko pocałowałam młodzieńca w policzek, po czym odwróciłam się i wróciłam do domu, wcześniej machając chłopakowi na pożegnanie.
Anthony? Wybacz, ale musiałam zebrać wenę.
Odpowiem bliżej środy ze względu na mutlum testów.
OdpowiedzUsuń