Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

8 października 2015

Od Elisabeth - Quest #2

Ze snu wyrwał mnie miarowy stukot końskich kopyt. Zdezorientowana zamrugałam kilka razy. Siedziałam na grzbiecie Crystal, która, jak gdyby nigdy nic, szła sobie spokojnie po dróżce. Wtem przypomniałam sobie wszystko. Wczorajszego wieczoru wyruszyłam z domu, by pojechać do najdalej wysuniętych placówek obronnych Królestwa Tierra'y, a następnie zdać raport Księżniczce Lyrinn. Widocznie wczoraj byłam tak zmęczona, że usnęłam na końskim grzbiecie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie mogłam pozwolić sobie na taką nieuwagę, bo, kto wie, jeszcze się jakiś przygłup z siekierą napatoczy i bum. Śmierć gwarantowana. Zatrzymałam Crystal i zeskoczyłam z niej. Klacz rzuciła się na świeżutką trawę. Ja sama zajęłam się jedzeniem kawałków suszonego mięsa. Podrapałam się lekko po miejscu, w które niecały miesiąc wcześniej
ugryzł mnie nieznośny owad. Spojrzałam na słońce. Szacowałam, że zacznie zachodzić za niecałe dwie, no może, trzy godziny. Nie tracąc ani chwili dłużej, gwizdnęłam na Crystal po czym szybko wskoczyłam na jej grzbiet. Ruszyłyśmy galopem. 

***

Słońce zaczynało już zachodzić, gdy dojechałam pod bramę grodu. Strażnicy zostali widocznie wcześniej uprzedzeni o moim przyjeździe, ponieważ bez zbędnych ceregieli wpuścili mnie na teren placówki. Na spotkanie wyszedł mi przystojny młodzieniec. Jego kasztanowe włosy lekko powiewały na wietrze. Coś we mnie drgnęło. Znałam tę twarz. Nagle wszystko zrozumiałam.
-Will! - krzyknęłam i prawie spadłam z konia. Na szczęście udało mi się wylądować na nogi i szybko podbiegłam do chłopaka. 
-Elis? To ty?! 
-A jak myślisz? - odparłam pytaniem na pytanie śmiejąc się. Tak oto właśnie spotkałam Willa, mojego najlepszego na świecie kuzyna. 
-Jak ja cię dawno nie widziałem. Chodź. Gorzejesz się przy ogniu. 
Z tymi słowy Will wprowadził mnie do głównej twierdzy grodu. Było tam głośno i wesoło jednak my usiedliśmy w kącie dużego pomieszczenia.
-Od kiedy to służysz w tym grodzie? Bywałam tu już wcześniej, a jednak cię nie widziałam - zagadnęłam.
Will podrapał się po karku zmieszany. 
-Właściwie to ja dowodzę tą placówką - powiedział wreszcie. Z zaskoczenia zakrztusiłam się cydrem. 
-To świetnie! - wykrztusiłam po chwili i szczerze się uśmiechnęłam. Will odwzajemnił uśmiech. Po chwili milczenia wstał.
-Chodź. Pokażę ci coś - powiedział do mnie tajemniczo, a ja bez chwili wahania poszłam za nim. Mężczyzna wyprowadził mnie z budynku. Na zewnątrz panował mrok rozpraszany gdzie niegdzie światłem latarni. Szliśmy po ulicy rozmawiając. Dowiedziałam się, że Will mieszkał w grodzie od jakichś trzech czy czterech lat. Ostatnimi czasy na granicy panował dziwny spokój. Żadni buntownicy nie atakowali fortecy, a żadni zbóje nie napadli na przejeżdżających tędy turystów czy kupców. Ja natomiast opowiedziałam Willowi o ludziach, których poznałam w stolicy Królestwa Tierra'y i zleconym mi przez Księżniczkę zadaniu. Nie omieszkałam mu opowiedzieć o moich ostatnich przygodach. Nie zauważyłam nawet, gdy zaczęliśmy wchodzić po jakichś schodach. Dopiero, gdy zabrakło mi riposty na któryś z jego tekstów, ogarnęłam, że wchodzę po kamiennych stopniach. Po chwili byliśmy przed dębowymi, bogato zdobionym drzwiami. Will otworzył je i wpuścił mnie do środka.
-To twoja komnata na czas pobytu w grodzie. Nie wiem, jak długo u nas zawitasz, ale tak czy siak są tu zapewnione najlepsze warunki jakie mogłem załatwić na ostatnią chwilę.
Uśmiechnęłam się szerzej i przytuliłam Willa. Następnie grzecznie poprosiłam go o wyjście i zostałam sama. Szybko przebrałam się w piżamę po czym położyłam się na łóżku, a po paru minutach już spałam.

***

Promienie słońca wpadały do komnaty oświetlając mi twarz. Zakryłam ją kołdrą z nadzieją na dalszy sen. Leżałam tak przez parę minut po czym uznałam, że nic to nie da, więc wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Dzień był słoneczny, ale chłodny. Oddychałam przez chwilę porannym powietrzem po czym ubrałam się i wyszłam na zewnątrz. Skierowałam się w stronę budynku, w którym poprzednio rozmawiałam z Willem. Nadal nie mogłam zrozumieć, że go spotkałam. Nie widziałam się z nim od... W każdym razie od dawna. Oczywiście pisaliśmy do siebie listy, ale to nie to samo. Moje rozmyślania przerwał męski głos:
- Ghoo-fole Elis.
To był Will. Przebiegłam ostatnie metry dzielące mnie od niego. Uśmiechnęłam się do chłopaka po czym spytałam:
-Czy w tym grodzie jest w oggóle coś do jedzenia? 
-Jasne. Chodź za mną - tu Will machnął ręką i poszliśmy w stronę spichlerza. Wzięliśmy sobie dwa bochenki chleba, suszone mięso, owoce i warzywa. Wesziśmy na mury twierdzy i obserwowaliśmy ludzi krzątających się po dziedzińcu. Nagle coś sobie przypomniałam.
-Will. Bo ja właściwie to przyjechałam tu z misją zleconą przez Księżniczkę i mam się dowiedzieć o panującej tu sytuacji, a następnie zdać jej raport. Ale widzę, że tu jest wszystko dobrze, więc dzisiaj muszę wracać do stolicy.
Widziałam, jak chłopak posmutniał. Rozumiałam go, ale znałam też swoje obowiązki, a jednym z nich było wypełnienie rozkazu. 
-Skoro taka twoja wola... - szepnął smutno Will, lecz po chwili uśmiechnął się. - Zbyt długo już siedzę w tej twierdzy. Chcę zmienić swoje otoczenie. 
-Czy ty mi właśnie próbujesz powiedzieć, że jedziesz ze mną? - spytałam podejrzliwie. Will przytaknął po czym dodał:
-Ale przyjechałbym do Miasta Ziemi dopiero za parę dni. Najpierw muszę załatwić wszystko związane z opuszczeniem stanowiska. 
Byłam wniebowzięta perspektywą mieszkania w jednym mieście z Willem. Siedzieliśmy jeszcze kilka chwil na murach,, a następnie poszliśmy do mojej komnaty. Spakowaam swoje rzeczy. Zniosłam to wszystko na dół schodów i zobaczyłam, że na dziedzińcu stoi stajenny z Crystal. Nie wyglądała, jak koń, który poprzedniego dnia przebył setki mil. Wręcz przeciwnie. Łeb trzymała wysoko uniesiony, a nogą ryła w ziemi. Do siodła przytroczyłam swoje rzecz y po czym spojrzałam na Willa.
-W takim razie do zobaczenia za kilka dni - rzekłam i przytuliłam go. Następnie wsiadłam na konia, który ruszył pędem przed siebie. Tym razem miałam zamiar jechać inną trasą niż poprzednio. Prowadziła ona przy granicy z Królestwem Fuego'a. Jechałam tak spokojnie, gdy nagle zza krzaka wyszedł jakiś człowiek. Wstrzymałam Crystal.
-Kim jesteś? - spytałam zniecierpliwiona, ponieważ mężczyzna nie chciał zejść ze ścieżki.
-A co cię to interesuje?! Idziesz ze mną. - odparł i chwycił Crystal za uzdę. Klacz próbowała się opierać jednak mężczyzna był wyjątkowo siny. W końcu nie wytrzymałam i zeskoczyłam z konia. Człowiek zaciekawiony odwrócił się, a ja wykorzystałam tę chwilę nieuwagi. Szybko zmieniłam się w silnego, ogromnego jelenia. Jednym silnym ruchem rzuciłam nim w zarośla. Słyszałam jego jęk i dziwny chrobot. Zapewne coś sobie złamał. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam dalej nie napotykając już żadnych przykrych niespodzianek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz