Wbrew temu czego się spodziewałem, kobieta nie zaczęła panikować. Nie wrzeszczała, nie próbowała się schować. Siedziała, wyprostowana jak struna, jedynie oddychając nieco niespokojnie.
- Nie musisz się bać. Nic ci nie zrobi. Jest niegroźna... Przez większość czasu - starałem się rozładować atmosferę.
Skinęła głową, ale poza tym, nawet nie drgnęła.
Wilczyca natomiast ułożyła się przy mojej nodze, czekając aż podzielę się z nią swoim posiłkiem.
Zwierzęta powoli wracają do swoich domów. Straszne zamieszanie.
- Bardzo mi przykro - szepnąłem zdając sobie sprawę z wyczulonego słuchu zwierzęcia.
- Co mówiłeś? - zaraz ożywiła się kobieta. Nie widziała już Saby, więc poczuła się nieco swobodniej. Spojrzałem na nią nieco zdezorientowany. Dopiero po chwili zrozumiałem, że usłyszała co mówię.
- Jeśli mogę wiedzieć, jak zamierzasz wrócić do swojego królestwa?
- Tak samo jak dotarłam tutaj.
Ta perspektywa nie podobała mi się z wielu powodów. Smok przelatujący nad lasami znów wypłoszy całą zwierzynę. Niektóre z nich mogą już nie trafić do swoich domów. Może dojść do walk o terytorium. Wszystko w lesie może stanąć na głowie. Ucierpieć na tym mogą nawet zwykli ludzie szukający samotności, spokoju... lub mnie.
- Myślałem, że to dla niej niebezpieczne. Że na nią polują.
- Owszem. Teraz tak jest. Ale za kilka dni, wszystko powinno się uspokoić. Wieśniacy zapomną. Ich wściekłość ostygnie.
- A jeśli nie? Gotowa jesteś narazić swoją smoczycę na takie ryzyko?
Zamilkła i wbiła wzrok w swoją, na wpół opróżnioną już miskę. Przez jakiś czas dokańczaliśmy jedzenie w ciszy. Nie odpowiadałem nawet na zaczepki wilczycy, która z coraz większą zawziętością domagała się kawałków mięsa. W końcu kobieta wzięła głęboki wdech i spojrzała mi w oczy.
- Więc co proponujesz? Za cztery dni muszę być w Mieście Ognia. Przeprawienie się przez góry zajęłoby mi co najmniej tydzień. Statkiem, dwa razy tyle.
Zacząłem sprzątać ze stołu, próbując poukładać myśli. Miała rację, że podróż zajęłaby sporo czasu, ale czy nie pomyślała o tym wcześniej? Skoro w jej stronach było tak niebezpiecznie jak mówi, powinna była obmyślić jakiś plan powrotu. Prawda?
- Nie możesz się spóźnić? - spytałem opierając się o jedną ze ścian. Deski zatrzeszczały pod moim ciężarem, ale nic poza tym.
- Jestem Głównym Kronikarzem, nie mogę tak po prostu...
- Niech ktoś cię zastąpi.
- To moja praca! Nie ma nikogo lepszego ode mnie.
- Jeden czy dwa dni cię nie zbawią
- Mogą mnie osądzić za znieważenie władzy, jeśli się nie pojawię! - krzyknęła, wstając z krzesła. Ze złości poczerwieniała jej twarz, dopasowując się do barwy włosów. Nie mogłem nie pomyśleć, że wygląda to co najmniej uroczo.
Westchnąłem głośno zamykając oczy. Jeśli była tak uparta, a praca faktycznie była ważniejsza od życia tamtego smoka... To nie potrafiłem jej pomóc. Nie mogłem jednak tak po prostu się od niej odwrócić. Nie kiedy w grę wchodziło również bezpieczeństwo mojego lasu.
- A może... Może wystarczyłoby, żebyś dotarła do Fuego'a i stamtąd... znalazła jakiś szybszy transport? Przecież... na pewno nie macie tam tylko jednego smoka, prawda?
- Smok musi mi ufać, by dał się dosiąść. Takiej więzi nie nawiązuje się w ciągu kilku godzin, czy nawet dni.
Przetarłem twarz dłonią, gdy kolejny mój plan już na etapie teoretycznym, okazał się niewypałem.
- Dlaczego musisz być taka pesymistyczne?
- Nie jestem. Po prostu myślę realnie. Nie ma lepszego sposobu na dostanie się do Zamku na czas, niż przywołanie tu mojej smoczycy.
- Spróbuj chociaż pomyśleć o innej możliwości. Może... jest jakieś przejście? Albo jakiś inny smok, który mógłby cię przetransportować już z terenów Królestwa? Może gdybyśmy jechali dostatecznie szybko...
- My? - zaśmiała się nagle, przerywając moją myśl w połowie zdania. Nie rozumiałem, co ją tak zdziwiło. Odkąd jej smok odleciał, czułem się odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo, a to oznaczało, że musiałem bezpiecznie odprowadzić ją przynajmniej na granicę królestw.
Znów westchnąłem wyglądając za okno. Księżyc świecił już wysoko, rozświetlając polanę i pierwszy rząd drzew otaczające mój dom.
- Zrobiło się już późno. Lepiej zaczekajmy z tą rozmową do rana. Po kilku godzinach snu będzie nam się lepiej myśleć.
Po jej minie widziałem, że ma ochotę coś jeszcze powiedzieć, jednak się powstrzymała. Skinęła tylko głową na znak zgody i pozwoliła poprowadzić się w głąb domu, zbudowany już nie z drewna, ale w skalnej jaskini. Przechodziliśmy przez kolejne pokoje pełne najróżniejszych, zebranych przeze mnie przedmiotów. Instrumentów, książek, roślin, broni... Wszystkiego, co wydawało mi się, że doda temu miejscu charakteru i nada bardziej domowy wygląd. Udało się, choć po kilku latach pokoje przypominały bardziej magazyny kupieckie.
Sypialnia, jedyne miejsce wolne od nadmiernej ilości rupieci, była na samym końcu tego wszystkiego. Wielkie łoże obłożone nadmierną ilością poduszek i koców zajmowało stosunkowo niewielką przestrzeń. Pościel była wszędzie. Tak samo książki, na wpół wypalone świece i drobne rośliny. Przez mały wykuty w skale otwór, do środka wlatywało świeże, chłodne powietrze.
Nie fatygowałem się by wyjaśniać, że tu właśnie będzie spała. To wydawało się być oczywiste. Zająłem się więc układaniem kolejnych koców na łóżku. Noce zawsze były tam chłodne, a ta kobieta na dodatek pochodziła z Królestwa, gdzie lawa spływa ulicami miast. Pomyślałem, że musi marznąć już od dłuższego czasu, zwłaszcza, że ubrana była jedynie w lekką, mocno wyciętą suknię.
- Przepraszam, jeśli cię czymś uraziłam. I że sprawiam ci tak wiele kłopotów.
Nie spodziewałem się tego od niej usłyszeć, choć miło było wiedzieć, że docenia, jak wiele dla nie robiłem.
- Nie sprawiasz kłopotów. Wiem, że wszystko co zrobiłaś, zrobiłaś dla dobra tego smoka. Doceniam to - wyznałem, odwracając się do niej. Skinęła głową na znak zrozumienia, a jej oczy powędrowały w stronę przygotowanego łóżka. Oboje byliśmy bardzo zmęczeni i w tamtej chwili o niczym tak nie marzyłem jak o miękkiej kanapie w przedsionku domu.
- Tu będziesz spać. Ja będę w moim gabinecie, więc możesz czuć się swobodnie.
- Dziękuję.
Uśmiechnąłem się po raz ostatni.
- Dobranoc - powiedziałem i zupełnie o tym nie myśląc, pochyliłem się, składając na jej czerwonych ustach pocałunek.
<Daenerys? :3>
Hhhmmhhm...Pchnąć to w stronę odwzajemnienia czy znieważenia?
OdpowiedzUsuń-Dany
Hahahahaha. Mnie się pytasz? :P
Usuńtak tak właśnie ciebie haha.
Usuń-Dany
To według mnie... powinna odwzajemnić :D To by nawet w pewien sposób pasowało do jej charakteru... i w pewien sposób też wykluczało. Ale odrzucenie tak samo :P
UsuńJestem w kropce.
OdpowiedzUsuńNo cóż do wieczora wyślę odpowiedź, zobaczy się jeszcze.
-Dany
Za szybko piszesz! Ja tu mam jeszcze 5 opowiadań do napisania! a ty mi jeszcze dodajesz :P
Usuń