Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

13 grudnia 2015

Opowiadanie Turniejowe - Ruth

Od dziecka uwielbiałam śnieg i wszystko co jest z nim związane. Niektórzy ludzie, mieszkający w południowej Amazjii i na święta przyjeżdżają do Aqua'y sądzą, że śnieg zalega u nas przez cały rok. W rzeczywistości, pojawia się tylko na cztery miesiące w roku, choć często, jest to dla nas najtrudniejszy okres. Zima jest u nas intensywniejsza. Drogi są zasypywane, a rzeki zamarzają. Transport jest utrudniony, choć nie niemożliwy.
Lubiłam śnieg, a tamtej nocy, spadły pierwsze płatki. Gdy rano razem z Akcentem ruszyliśmy w stronę pola turniejowego, ziemię pokrywała świeża warstwa zimnego puchu. Oddech zamieniał się w parę na mroźnym powietrzu. Wiatr przedzierał się przez specjalnie ocieplane ubrania, wdzierał się do płuc. Słońce dopiero zaczynało wschodzić. Było cudownie. Magicznie. Żałowałam jedynie, że nie każdy potrafi dostrzec piękno zimowego Królestwa. Zwłaszcza ludzie z południa byli zamknięci na inny sposób widzenia.
Turniej został urządzony na świeżym powietrzu, by więcej ludzi miało możliwość przyglądania się pojedynkom. Namioty dla uczestników rozstawione były na wielkiej polanie, blisko głównej areny. Każdy w kolorach swojego Królestwa, wyposażone we wszystko, czego potrzebowaliby walczący.
Uwiązałam Akcenta i ruszyłam wzdłuż namiotów sprawdzając, czy aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Musiało być idealnie. Pierwszy organizowany przeze mnie Turniej musiał być doskonały. Dopięty na ostatni guzik. Żadnych niespodzianek. Żadnych nieprzewidzianych zgonów.
Weszłam do jednego z namiotów - żółtego na cześć Aire'a, ciesząc się, że zawodnicy dotrą na miejsce najwcześniej za dwa dni. Usiadłam na pryczy, przyglądając się wszystkiemu. Namiot mimo że taki sam jak dwa pozostałe, był przesiąknięty energią Airijczyków. Nie miałam pojęcia, na czym polegała ta zmiana, jednak siedząc w tym namiocie, nie mogłam przestać myśleć o Aronie i Mattiasie. O ich więzi, mimo dzielących ich różnic. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że to mogłam być ja.
Pod jedną ze ścian namiotu, wsparte na trójnogu stały miecze ćwiczebne. Każdy z zawodników, musiał mieć swój do walki, jednak musieli również jakoś trenować podczas pobytu w Królestwie.
Wzięłam jeden do ręki. Ostrze gładko wysunęło się z pochwy, połyskując w świetle wstającego słońca.
"Od jak dawna nie ćwiczyłam?" spytałam samą siebie. Nie byłam pewna, jednak przypuszczałam, że tak jak wszystko inne w moim życiu, ćwiczenia zakończyły się wraz z odejściem Jego. Zamachnęłam się, przecinając powietrze. Czy wciąż potrafiłam walczyć? Czy wciąż jeszcze chciałam walczyć?
Cicho niczym zakradający się kot, do namiotu wszedł Eric. Ocieplany płaszcz w kolorach Aqua'y jeszcze bardziej podkreślał jego urodę. Mężczyzna był starszy ode mnie i nie wychowywał się na zamku, a z każdym dniem coraz bardziej przypominał idealnego kandydata na następce tronu. Syna, o którym marzył mój ojciec. Był bardziej królewski niż ja. Bardziej żywy. Gdy się na niego patrzyło, wiedziało się, że temu człowiekowi można zaufać. Nie zdradzi sekretów, nie będzie pochopnie osądzał. Gdy patrzyło się na mnie, nie było się do końca pewnym, czy w ogóle rozumiem, co się do mnie mówi.
Wsunęłam miecz z powrotem do pochwy.
- Wszystko wygląda jak należy. Czy są jakieś wieści?
Eric skinął głową, przypatrując mi się uważnie. Nie znosiłam, kiedy to robił. Kiedy próbował wyczuć mój nastrój.
- Otrzymaliśmy listy z Armonii, Aire'a i Tierra'y z potwierdzeniem przybycia na Turniej. Fuego'a dalej milczy.
Anna, Lyrinn i nowy władca Aire'a byli już w drodze. Wciąż nie wiedziałam, co myśleć o Królu Sawyerze. Nikt nic o nim nie wiedział. Pojawił się znikąd. A znając Annę, gdy tylko go spotka, zacznie o wszystko wypytywać. Lubiła czuć, że ma nad nami przewagę. Lubiła wiedzieć o nas wszystko.
Zerknęłam na Erica uświadamiając sobie, że jego też czeka długa rozmowa z księżniczką.
Najbardziej martwiła mnie jednak sytuacja Fuego'a. Od kilku tygodni nie mieliśmy stamtąd żadnych informacji. Żadnych odpowiedzi na wysłane listy. Informatorzy nic nie wiedzieli. Wiedziałam, że Meridaah mnie nie lubi, jednak odseparowywanie od siebie królestw było skrajnie niepoważne.
Wyszliśmy na zewnątrz, sprawdzając kolejne namioty, pole turniejowe i ćwiczebne, podest z miejscami dla władców. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Idealne.
- Będą walczy na raz. Zapewni to większe widowisko. Nie będzie wiadomo, na kogo przede wszystkim patrzeć. Czytałem, że walki na miecze często bardzo się przeciągają, przez co widownia szybko zaczyna się nudzić.
Przytaknęłam głową, próbując sobie to wszystko wyobrazić. Tłum ludzi. Unoszący się wszędzie wokół zapach jedzenia. Muzyka. Nagle zaczęłam myśleć, że organizowanie tego, było błędem.
- Po ogłoszeniu wyników rozpocznie się wielka uczta. Tańce - ciągnął Eric.
- Będą władcy innych Królestw. Trzeba pamiętać, żeby przestrzegać wyłącznie ich tradycji. Żadnych ofiar dla Nieba. Przynajmniej nie przy wszystkich. Niech ludzie robią co muszą w zaciszu swoich domów.
To była najgorsza część każdego spotkania z innymi władcami. Udawanie, że przyjęliśmy ich tradycje i zapomnieliśmy o naszych - "pogańskich". Nie chciałam tego. Każdy powinien mieć prawo wierzyć w to, co chce. Zwłaszcza, że duchy Głębin były starsze, niż fałszywy Bóg Armonijczyków. Wiedziałam jednak, do czego mogłoby doprowadzić ujawnienie. Do wojny.
- Zostały dwa dni - westchnęłam patrząc, jak służba rozkłada na polu kolejne namioty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz