- Nie nie, spokojnie. Zaraz to posprzątam. - mówię, starając się być jak najbardziej wiarygodnym.
Najchętniej stałbym obok i patrzył, jak zgarnia to picie wraz z odłamkami porcelany z ziemi. Przecież to jej wina, że zrzuciła go na ziemię. Niestety, musiałem zdobyć się na wymuszony uśmiech i przeprosić ją, za to, że muszę iść na „zaplecze” po coś, czym będzie można to wytrzeć.
Kilka minut później klęczałem tuż obok jej stolika i zbierałem resztki stłuczonego kubka.
- Jak nic potrąci mi to z wypłaty. - pomyślałem.
Podnosząc ostatni z elementów naczynia dosyć głęboko przeciąłem sobie skórę. Nawet nie zrobiłem tego specjalnie. W każdym razie uczucie to było wprost cudowne. Normalnie pewnie użyłbym większej ilości odłamków, jednak moja pracodawczyni i tak uważała mnie za zbyt dużego wariata.
- Twój palec... - rzuca dziewczyna, dopiero po chwili zauważając cieknącą po mojej dłoni cienką strużkę krwi.
- Nie, nic. - szepczę.
Nie mam ochoty wyjaśniać, czemu nie tamuję krwawienia. Większość osób i tak twierdzi, że to nienormalne, a znając życie ona nie będzie wyjątkiem. Dlatego właśnie nie kontynuuję rozmowy, zajmując się wycieraniem rozlanego napoju. Kobieta również nie przejawia chęci mówienia czegokolwiek, skupiając całą swoją uwagę na parującej potrawce. Swoją drogą nieco dziwne, że nie zamówiła piwa. Czyżby kac faktycznie był aż tak nieprzyjemny?
Po chwili wyrzuciłem trzymane w ręku odłamki i wyciskam ścierkę do wiadra. Teraz musiałem przygotować nową kawę na „koszt firmy”, który ponoszą pracownicy. Doprawdy, okropne. Uniosłem głowę i spojrzałem na dziewczynę. Cały czas wpatrywała się w jej danie, powoli skubiąc je widelcem. Cóż, nie wyglądała, jakby zaraz miała wywrócić i ten talerz. Całe szczęście.
- Proszę bardzo. - powiedziałem, stawiając kolejną kawę na stole.
Tym razem specjalnie podszedłem lekko tupiąc, by nie spowodować sytuacji takiej, jak przed chwilą.
- Dziękuję. - mruknęła od niechcenia klientka i zajęła się za popijanie napoju.
Obróciłem się do niej plecami i wróciłem na miejsce za ladą. W tym właśnie momencie kierowniczka pokazała, bym do niej podszedł. Powlokłem się w jej kierunku, wiedząc, że na pewno nie pochwali mojego zachowania.
- Co ty robisz?! Owiń tą rękę bandażem i wracaj do roboty! - oznajmiła, mierząc mnie wzrokiem.
- Tak jest. - mruknąłem niczym człowiek skazany na dożywocie.
Kolejny raz powróciłem do miejsca za ladą. Musiałem oczyścić ranę i założyć bandaż. Jakbym miał od tego umrzeć... Przecież kiedy to zrobię przestanie boleć, ale odkażanie jest całkiem przyjemne.
Kiedy moja dłoń była już owinięta białym materiałem kobieta podniosła lekko rękę. Ciekawe, że jeszcze nie zauważyła iż to nie restauracja i nie woła się tu kelnera w taki sposób. Ba, nie woła się kelnera wcale, z uwagi na fakt, iż go nie ma. Po kilku sekundach patrzenia na jej uniesione ramie ruszyłem się, kolejny raz zmierzając w jej stronę.
- Tak? - spytałem, zastanawiając się, po co miałem przychodzić do jej stolika.
- Dziękuję. Oto należność. - odpowiedziała, wręczając mi piętniki.
Serio? Tylko dlatego miałem tam przychodzić? Z resztą nie ważne, przynajmniej nie będzie więcej niszczyć asortymentu kuchennego.
- W takim razie bardzo dziękuję. Do widzenia. - skończyłem rozmowę sięgając po naczynia stojące na stole.
Kobieta wstała i ruszyła w kierunku wyjścia. Ja natomiast przeciskałem się w tym czasie przed ciasno ustawionymi meblami na zaplecze, by móc je tam wyczyścić. Nim klientka pchnęła drzwi one zaskrzypiały. Do środka wszedł kolejny gość, którego należało obsłużyć. Czy nastała jakaś nowa moda na przychodzenie do karczm rankiem?
< Kolejny gość? Namida, o ile będziesz chciała z powrotem usiąść i zamówić nowe danie? >
Ja chce! Ale nie wiem, czy mogę...
OdpowiedzUsuńNi... ja kończę.
OdpowiedzUsuńNiedługo skończę... jeszcze dziś wyślę ^^