Z czterech głosów, tylko dwa do celi się przybliżyły. Trzy znajome: dwóch więźniów, jeden strażnik, co od kiedy tu jestem, manewruje między celami, przyglądając mi się nachalnie. Jego ciekawość była niezmiernie irytująca, gdy na zbyt długo w podziemiach się zatrzymywał, mrucząc coś w swym dziwnym, poplątanym języku. Obcy, czwarty głos, ani do innego strażnika, ani do więźnia nie należały — po tonie stwierdzić mogłem. Arogancki, rozkazujący strażnikowi. Czyżby vladdhar? To ciekawe. Gdy do mnie doszli, jaskrawe światło pochodni, niczym w południe pustynne słońce oślepiło mnie swym blaskiem. Oczy, do ciemności przywykłe, piekły, gdy ogień wdarł się do rozszerzonych źrenic. Nie wiem ile czasu minęło, nim zaczęły przede mną się kształty rysować. Niewyraźne, niewiele mówiące, ale z każdą chwilą malowało się coraz więcej szczegółów. Przede mną, za kratami, tuż koło strażnika, stał mężczyzna jak na te ziemię dziwny. Do młodych drzew podobny — wysoki, acz szczupły, jakby go za młodu nie karmili, ani topora do ręki nie dali. Większość mężów tu taka jest, takie patyki. Chude to i łatwe do złamania w pół. Ten miał w sobie coś niezwykle władczego, co kazało mi stwierdzić, że moje przypuszczenia słuszne były. Vladdhar. Nie był jednak taki, jakiego oczekiwałem. Nie rosły wyjątkowo, nie umięśniony. Jak tron wywalczył toporem? Mierzyliśmy się wzrokiem, żadne nie zamierzało odpuścić. Obcy rozmowy ze swym współplemiennikiem nie przerywał, który zszokowany się wydawał. Zgrzyt metalu. Wrota się otworzyły. Czyżby podstęp jaki? Vladdhar wszedł, pochodnia została. Czujne oko szybko mogłoby zauważyć, że coś się w nim zmieniło. Oczy. Demon? Czarcisko jakieś? Nie, zwodnicze czarty wszystkimi językami przemawiają, byle tylko ofiarę zbłądzić. Ten w mym języku przemówić najwyraźniej nie potrafił. Co gorsza, ja w jego też. Ich język wciąż pozostawał zagadką. Łatwiej syrenę głosem uwieść, wiłę na śmierć przetańczyć, niż mi słowo wypowiedzieć.
Milczałem więc, obserwując jedynie. Droga na wolność wydawała się taka prosta. Natrzeć na vladdhara, łeb ukręcić, drzwi wyważyć, na zewnątrz się dostać, strażników po drodze zabijając. Nie głupim jednak, kto wie, ilu schowanych w murach jest, ilu łuczników, a ilu wojowników. Byłoby to samobójstwo, niezwykle głupie w dodatku. Walczenie do ostatka nie oznaczało, że głupoty można aż takie popełniać. Lepiej poczekać na odpowiednią szansę, choćby najbliższa miała być za dwadzieścia lat.
<Alvarze? Obawiam się, że musimy znaleźć inny sposób na dogadanie się ;) Wybacz, że odpowiadam po takim czasie i tak krótko>
Mam pytanie. Czy mogę znowu się Soleną posłużyć? W sensie białowłosą wiedźmą?
OdpowiedzUsuńTy to byś tylko tę Solene wykorzystywała...
UsuńBuraczku, urzeklo mnie to, w jaki sposób jest to napisane. Tak prosto, A jednak... Po prostu mam nadzieje, że dłuuugo popiszesz sobie z Talonem :)
Jasne :D
UsuńDziękuje za te miłe słowa, Blan :)
~ Burak.