- Cześć, biała wiewiórko - wychrypiałam.
Zwierzę popatrzyło się na mnie i zaczęło wyć. Po chwili otoczyło mnie kilkadziesiąt takich stworzeń, każde miało czujne, czerwone oczy. Już chciałam coś powiedzieć, gdy nagle poczułam ukłucie w nogę, a po chwili zapadłam w głęboki sen. Obudziły mnie głosy. Zerwałam się jak oparzona, jednak szkielet zatrzymał moje ruchy, a z mojego ciała wypłynęło na posadzkę jeszcze więcej krwi. Wreszcie ją ujrzałam. Alexandra. Czułam się jakbym jej nie widziała przez wieczność. Leżała zapłakana na ziemi, a ja nie mogłam nic zrobić.
-Istoty ludzkie proszone są do sali balowej na potwierdzenie tożsamości. Prosimy nie wykonywać gwałtownych ruchów- usłyszałam zza ściany.
Zimny metalowy szkielet zaczął się ze mnie ześlizgiwać, zmienił się w płynną substancję przypominającą rtęć, po czym został wchłonięty przez podłogę. Odzyskawszy w końcu wolność, podbiegłam do Alexandry, która miała trudności ze wstawaniem. Chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam w stronę drzwi, za rzędami wiewiórek. Sala do której wpadłyśmy była ogromna. Skojarzyło mi się to z opowieściami, które moja mama czytała przed snem. Zamknęłam oczy i ponownie je otworzyłam, bo miałam nadzieję, że jak w bajkach zamienię się w piękną księżniczkę w długiej sukni i poznam jakiegoś księcia na karym koniu.
- S... Salvia. Możesz już mnie puścić - usłyszałam koło siebie.
Alexandra?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz