Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

24 września 2015

Od Anthony'ego - CD. Elisabeth

W pewnej chwili uśmiech zszedł mi z ust. Powodem tego nie był skurcz mięśni twarzy, a po prostu nagłe olśnienie. W dzień mojego wypadku miałem udać się na dwór. Odbywała się tam wtedy huczna biesiada. Nie pamiętam już z jakiej okazji, ważnym wątkiem jest to, że miałem tam być. Praktycznie już straciłem posadę, co równało się z kolejnymi niespłaconymi długami. Naprawdę nie chciałem już czuć tego fizycznego bólu, który był powodowany napaściami. Pragnąłem wszystko oddać, co do jednej monetki i zacząć od nowa, na czyste konto. Byłem głupi biorąc tyle pożyczek u takich ludzi, mogłem się domyślić, że wszystko się tak potoczy. Zbyt duża naiwność się we mnie znajduje. Tak czy siak, było już po fakcie. Mimo to musiałem iść na dwór aby wszystko wyjaśnić, być może jakaś dama wstawi się za mną. Nie byłem złym błaznem, zawsze wszyscy byli zadowoleni z mojej pracy, z żartów i gierek. Nikt nie narzekał. Jednak to wyższa sfera, która nie toleruje takich ludzi jak ja. Skoro wdałem się w ‘bójkę’, mogę być ich zdaniem złym kandydatem chociażby do stąpnięcia na schodach pałacu. Mimo wszystko chciałem spróbować, bo nic nie miałem do stracenia. Być może dziewczyna spostrzegła nagłą zmianę mojego humoru, nie zdążyła jednak zareagować.  Drzwi komnaty nagle otworzyły się jakby nigdy nic. Do środka weszło dwóch mężczyzn w mundurach. Straż. Mój wzrok pokierował się na nich, ciekaw byłem co ich tutaj przyniosło.
- Szukamy pana Anthony’ego Darenfeld’a. – rzucił bezładnie jeden z nich.
Miał potężny, donośny ton głosu. Początkowo pomyślałem, że zadrwię z niego i zagram na zwłokę, że nie ja nim jestem. Wzrok obu jednak utkwił na mnie. To byli mundurowi, mogli mi coś zrobić za zniewagę, a ja i tak byłem już poszkodowany. O co im mogło właściwie chodzić?
- To zależy po co panowie, bo jeśli chodzi o coś dobrego dla niego, to powiem wam gdzie się znajduje, a jeśli nie bardzo, to nie powiem. – wstałem podchodząc do nich zakręciłem się w miejscu na stopie uniosłem palcami kąciki ust niższego, tego który milczał od początku.
Raczej im się to nie spodobało, bo chwycono mnie za nadgarstki i szarpnięto, jakby przywoływano do porządku. Machinalnie wywróciłem oczami i gdyby nie ból w środku – prawdopodobnie dalej nabijałbym się z nich. Powstrzymując się więc, spojrzałem na nich kolejno. Milczałem wymownie przypominając im tym samym, że mieli mi wyjawić jaka to wiadomość dla mnie, dobra czy zła. Jednak nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, ściągnięto mi tylko ręce do siebie i skrępowano je sznurem. Zdziwiony wydałem z siebie jęk. Wyglądałem jak zbite dziecko, nie miałem pojęcia o co mogło do cholery chodzić. Zwróciłem wzrok na Elisabeth.
- Błazen, oskarżony o zlekceważenie nakazu przybycia na dwór określonego dnia. Gotowy do postawienia przed sąd, panie Darenfeld? – słysząc to stwierdziłem, że sprawa sama przyszła do mnie i wyjaśniła się również sama.
Nie zlekceważyłem tego przecież… Z drugiej strony miałem okazję się wytłumaczyć i w dodatku miałem świadka! Miałem świadka… Przecież Elisabeth musiała mi pomóc. Jasny szlag, znowu.

Elisabeth?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz