Noga nadal bolała, a Vulfix nadal był obok. Chyba powinienem go jakoś nazwać, bo nie zapowiada się na to, żeby gdzieś sobie poszedł. Nagle ktoś mnie popchnął. Zwaliłem się na Vulfixa, chroniąc moją twarz przed kontaktem z ziemią. Wstałem i napotkałem oczy ludzi. Ich wzrok przeszywał na wylot, dosłownie zabijając. Spuściłem głowę i zacząłem iść z brzegu ulicy, by nie pozwolić, by taka sytuacja jak przed chwilą się powtórzyła.
Zbliżałem się do straganów coraz bardziej, kiedy wreszcie dotarło do mnie, że skoro mam problem z normalnym poruszaniem się, to na pewno nie zdołam niczego ukraść i potem uciec. Zatrzymałem się i oparłem o kamienną ścianę jednego z domów. Wzrok ludzi zmienił się – teraz patrzyli z lekkim współczuciem. Albo tak mi się tylko zdawało. W każdym bądź razie nadal nie reagowali, a ja nie mam zamiaru rozpłakać się na środku drogi jak ostatni idiota. Przetoczyłem się ciężko przez targ, tęsknym wzrokiem spoglądając na jedzenie. Nie mogę nic kupić, przez brak pieniędzy. Nie mogę nic ukraść, przez tego głupiego konia. Świetnie.
Nagle kątem oka dostrzegłem upadającą monetę. Mogę ją przecież podnieść, a następnie kupić za nią jedzenie jak porządny obywatel. Schyliłem się i wyciągnąłem dłoń po pieniądz. Kiedy chciałem go schować, ktoś również za niego chwycił.
<Ktoś, kto też chciał adoptować biednego pieniążka?>
Może nie przygarnąć, ale... Can I continue this? c:
OdpowiedzUsuń