- Przymknij się Aron, bo zaraz ta wielce kręcąca mnie książka roztrzaska ci płat czołowy.
Matt spojrzał na mnie ponuro zza stronic, mając dość mojej gadaniny.
- Nie rozumiem czemu tak się wzbraniasz przed miłością - prychnąłem, lekceważąc słowa mojego brata.
- Mógłbym zapytać ciebie o to samo.
- Akurat ja miłość przyjmuje z otwartymi ramionami.
- Na jedną noc.
- Czasem na dwie.
Miękkim ruchem uniknąłem spotkania z twardą okładką, i z rozbawieniem oparłem się o ścianę w bezpiecznej odległości od Mattiasa. Chłopak odgarnął włosy z twarzy, rzucając mi wrogie spojrzenie. Wsunął książkę do kieszeni w koszuli, przy okazji poprawił mankiety i spojrzał na drzwi od sali balowej.
- Jesteś głupkiem - mruknął - Kiedy Caroline ma przyjść?
- Jakoś zaraz jak mniemam.
Burkliwy mamrot uznałem za jedyną odpowiedź na jaką mogę teraz liczyć.
- Uwielbiam twój optymizm.
Gdy Matt ponownie zbierał się do zrzędliwego buczenia, jedno ze skrzydeł drzwi uchyliło się i do środka wślizgnęła się podmiot naszej rozmowy. Ubrana w prostą i jasną kreacje ginęła wśród kolorowych i bogato zdobionych sukien innych dam, przez co, co chwilę traciłem ją z oczu. Rozejrzała się badawczo po sali, wykonując kilka małych kroczków do przodu. Wyglądała na zadowolą ze swojego wyglądu, ba! wręcz dumną ze swojego pojawienia się tutaj. A może raczej z wykonanego zadania?
Prychnąłem na tę myśl cicho. Faktycznie można to uznać za powierzone jej zadanie. Ubranie się w suknie. Imponujące.
Chociaż może nie powinienem być tak wredny? W końcu dla mnie noszenie takich eleganckich ciuszków także nie należy do przyjemności. Tyle że ja umiem się przystosować i po 21 latach wciskania się w te ubranka mogłem już przywyknąć. Chyba. Ach, nie ważne.
Pomachałem do niej dłonią, wskazując jej tym samym żeby podeszła. Z dumą Caroline odgarnęła swojego blond włosy i patrząc z lekką ciekawością i pewnością siebie ruszyła w naszą stronę. Mattias spojrzał na nią nic nie mówiącym wzrokiem, ponownie poprawiając swoje rude kłaki.
- Już, już braciszku, więcej się z tym zrobić nie da - skomentowałem to z kpiną, samemu czując się świetnie ze swoim obecnym wyglądem.
Nim jednak doczekałem się z jego strony jakiejkolwiek odpowiedzi, chłopak skoczył nagle do przodu a jego prawa dłoń zapłonęła białym światłem. Co do..?
Nim ktokolwiek zdążył zareagować Mattias wykonał zamach i z trzaskiem łamanych kości powalił jakiegoś jegomościa na ziemie. Rozległ się zduszony wręcz nieludzki skowyt, a policzek leżącego mężczyzny zaczął się dymić. Po sali rozeszła się nieprzyjemna woń palącej się skóry. Mój brat z konsternacją masował swoją pięść. powoli podchodząc do wijącego się na ziemi i zajmującego się dymem człowieka. Ku przerażeniu wszystkich wokół, w tym również mojemu, wymierzył potężnego kopniaka prosto w jego kark. Jeszcze większym szokiem okazało się to, że głowa mężczyzny po chwili toczenie się po parkiecie rozsypała się w kupkę prochu uwieńczoną parą białych, nienaturalnie długich kłów.
- Wampir?! - paniczny krzyk przerwał nieznośną ciszę, która zapadła na sali.
- Nie do końca - odparł obojętnie Mattias, podnosząc ostre zęby - Adept, raczej. Do pełnej przemiany jeszcze trochę mu zostało. W innym przypadku nie mógłbym go tak po prostu uderzyć.
W zamyśleniu przerzucał z ręki do ręki jedyne co pozostało po wampirze, jakby gdyby nic się nie stało.
- Dlatego mógł się to pojawić tak po prostu, nie zdradzając się wyglądem ani zachowaniem - kontynuował wykład iście profesorskim tonem - Musiałby wypić ludzką krew, by można go uznawać za prawdziwego wampira. Zastanawia mnie jednak bardziej co on robił tutaj na sali i pokusił się o próbę tak otwartego ataku na człowieka.
- Czy przychodzi ci do głowy już jakieś wytłumaczenie, młodzieńcze? - wysoki, dostojny jegomość z wąsem wysunął się z tłumu spoglądając na kupę prochu, która niegdyś była żywą osobą. Chociaż czy ja wiem czy żywą.
- Muszę się jeszcze zastanowić - przyznał po chwili Matt - Aczkolwiek mam już pewne przypuszczenia i nie są zbyt pomyślne. W każdym razie teraz nic nam nie grozi. Radziłbym jednak w najbliższym czasie nie wychodzić z domów po zapadnięciu zmroku, w szczególności samemu. Nie do końca potrafię pojąć czemu akurat w Tierrze wampiry postanowiły zacząć urządzać sobie łowy, skoro ich siedlisko znajduje się w Fuego, myślę jednak, że i na to znajdzie się wytłumaczenie. W ten czas uważam, że najlepiej byłoby dokończyć bal lub rozejść się do domów. Decyzja należy do księżniczki Lyrinn.
To była chyba najdłuższa wypowiedź Mattiasa jaką słyszałem w życiu. Chłopak ostatecznie skończył zabawę z kłami i wsunął je do kieszenie spodni. Nie przejmując się więcej ludźmi na balu, spojrzał na mnie i na Caroline wydając tym samym nieme polecenie pójścia za nim. Z wieloma pytaniami cisnącymi mi się na usta wyszliśmy z sali balowej. Rudzielec skutecznie ignorował każdą moją próbę dowiedzenia się czegokolwiek. Zmieszana Caroline wyłamywał co chwile palce zerkając z niepokojem na mojego brata. Mnie także niezwykle zaskoczyło, że Matt potrafił dwoma ciosami zabić wampirzego adepta. Pomyślałby kto, że w tym nieszczególnie wysokim, piegowatym księciu może kryć się taka siła i precyzja działania.
Gdy wyszliśmy na plac przed zamkiem mój brat wreszcie łaskawie zwrócił na nas uwagę, skromnie poprawiając mankiety.
- Ukryłem trochę prawdy - powiedział w końcu - To nie był przypadkowy i nic nie znaczący atak. Ten adept miał być straszakiem i zasiać jedynie panikę wśród ludzi. Na szczęście udało mi się go zabić zanim doszło do najgorszego i nieco uspokoić ludzi. Obawiam się jednak, że na tym się nie skończy. Wampiry coś planują i musimy odkryć co konkretniej. Niepokoi mnie to, bo nie zdarzało się to nigdy wcześniej. A w każdym razie nikt o tym nie wspomina. Nie chcę narażać księżniczki Lyrinn, dlatego chcę sam się tym zająć. Mam nadzieję. że mogę liczyć na waszą pomoc.
- No pewnie bracie! - powiedziałem, z entuzjazmem. Nareszcie jakaś akcja!
- Caroline, jeżeli odmówisz to nie ma problemu. Nie musisz się niepotrzebnie narażać - Mattias spojrzał łagodnie na dziewczynę - Na razie i tak nic nie zdziałamy. Najlepiej będzie jak teraz zatrzymamy się w jakimś zajeździe i odpoczniemy. No i przebierzemy się w jakieś wygodniejsze ubrania.
- Chyba nie odmówisz przygodzie, co Caroline? - uśmiechnąłem się prowokująco do blondynki - Chyba, że już polubiłaś chodzenie w kieckach.
<No Caroline, jak będzie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz