Nie zmrużyłam oka aż do świtu, rozmyślając nad znaczeniami snów i mrocznymi przepowiedniami. Modliłam się w duchu, aby zła klątwa nie spełniła się w najbliższym czasie. Miałam ważniejsze sprawy na głowie. Odetchnęłam głośno, mrużąc oczy. Zerknęłam na wielki zegar wiszący na ścianie. Zbliżała się 5:30, a to oznacza, że za chwilę do sali wparuje kucharka waląc w patelnie i drąc się na bogu ducha winne dziewczyny. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i podreptałam do okna. Deszczowy krajobraz mieszał się w spadających kroplach. Ciemne chmury przysłoniły słońce. Stałam tak wpatrzona nieruchomym wzrokiem w dal rozmyślając co też teraz porabia moja rodzina. Mama już wstała i krząta się po kuchni. Dzieciaki pewnie jeszcze śpią wtulone w puchowe kołderki. Westchnęłam cicho. Tak bardzo za wami tęsknię… Gorąca łza popłynęła po moim policzku i spadła na okienny parapet. Z niewesołych rozmyślań wyrwał mniewyczekiwany alarm w postaci wrzeszczącej, tłustej Helgi. Jak powiedziała mi Elise, tak właśnie na imię miała kucharka. Niecały kwadrans później stałyśmy w szeregu oczekując na przydzielenie zadań. Niestety dzisiaj wraz z El nie udało nam się uniknąć obowiązków. Właśnie miałam dostać swój zestaw zadań, gdy drzwi otwarty się z impetem i szybkim krokiem wparowała do kuchni Ashlyn. Stanęła przed szeregiem pokojówek i rozejrzała się dookoła. Jak na zawołanie cała służba skłoniła się usłużnie. Wszyscy, oprócz mnie. Zresztą... jak zwykle. Gdy Ash napotkała wzrokiem moją twarz uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Już wcześniej zauważyłam, że nie przepada za sztucznymi wyrazami szacunku.Odwzajemniłam uśmiech wpatrując się w moją nową znajomą z nutką ciekawości, unosząc pytająco brwi. Dziewczyna skinęła lekko głową dając mi do zrozumienia, że zaraz wszystko się wyjaśni.
- Witaj Pani, co sprowadza cię w skromne zakamarki naszego pałacu?- rzekła gruba kucharka słodkim głosikiem. Szkoda, że na co dzień mówi w troszeczkę inny sposób...
- A witam, witam. Potrzebuję jednej z waszych ślicznych pokojówek. Widzisz... -powiedziała odciągając Helgę na bok. Z przejęciem zaczęła jej coś tłumaczyć gestykulując obficie. Kucharka co chwila kiwała głową ze zrozumieniem słuchając uważnie. Po chwili obie kobiety odwróciła się do nas, a Ash podeszła do mnie szybko, chwyciła za rękę i pociągnęła do wyjścia, krzycząc przez ramię słowa pożegnania. Wyszłyśmy na korytarz.
- Ciekawe co jej tam nagadałaś. -powiedziałam uśmiechając się krzywo.
- Szczerze, to powiedziałam, że potrzebuję towarzyszki na wyjazd do królestwa Aire. -widząc mój zdziwiony wyraz twarzy odparła -Dobra, wiem że to nienajlepsze kłamstwo, ale za to mamy zwolnienie z dworskiego życia na kilka dni. Nikt nie powinien zaprzątać sobie tym głowy.
- W porządku. A co z nieobecnością królowej? Nikt nie zacznie niczego podejrzewać?
- Oficjalna wersja jest taka, że królowa źle się czuje i nie będzie wychodzić ze swoich komnat przez kilka dni. Mam nadzieję, że nikt nie zacznie węszyć. A co z tobą? Nikt się nie będzie o ciebie martwić czy coś?
- Mną się nie przejmuj. -odparłam suchowyrzucając z głowy obraz mojej rodziny.- Jedyny problem stanowią moje zwierzęta. Muszę po nie wrócić. Bez nich nigdzie nie jadę.
- Dobrze. Aby dostać się do lasu i tak będziemy musiały przejechać przez miasto, więc nie stanowi to problemu. Możemy zahaczyć o twoje mieszkanie. –powiedziała dziewczyna.
- A sprzęt? –zapytałam.
- Wszystko jest przygotowane. Mamy mapy, ubrania, prowiant, broń i wszystko czego nam potrzeba. Chodźmy teraz do mojego pokoju, aby się przebrać i należycie uzbroić.
***
- Lepiej nie tą. – mruknęłam. – Tu jest zawsze wielki tłum, a chyba nie zależy nam na przypadkowych gapiach.
- Oczywiście. – odparła Ash.
- Skręćmy w lewo. Tutaj zapuszczają się tylko bezpańskie psy.
Jechałyśmy właśnie obrzeżami miasta, zmierzając do mojego mieszkania. Okolica powoli zaczęła się zmieniać. Miejsce schludnych kamienic zastąpiły obdrapane budynki, zakłady fachmistrzów i bogate stragany odstąpiły miejsca burdelom i szemranym sklepikom. Pięknie ubrani ludzie zniknęli w tłumie obszarpanych biedaków. Zrobiło się ciemnej, straszniej i smutniej… Na twarzy Ash zauważyłam lekką konsternację. Niepewnie rozglądała się na boki obserwując okolicę. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
- Lubię to miejsce. -powiedziałam nagle- Ten zapach dymu i zgnilizny. Te mroczne zaułki i zakamarki. Tych ludzi, którzy mijając cię na ulicy nigdy się do ciebie nie uśmiechną. A wiesz dlaczego?
Ash milczała wpatrując się we mnie zdziwiona tym niespodziewanym wyznaniem.
- Dlatego, że tu wszystko jest na odwrót. Towłaśnie ten zapach przypomina mi, że tu jest mój drugi dom. To w tych ponurych wąskich uliczkach mogę znaleźć schronienie. To właśnie ci ludzie, na co dzień plamiący ręce niepochlebnymi zajęciami, gdy przekonają się do ciebie pomogą ci zawsze i wszędzie, staną się twoimi prawdziwymi przyjaciółmi. Nie tak jak tam. – skinęłam głową w stronę bogatych dzielnic za naszymi plecami. – Za tymi słodkimi uśmiechami kryję się niepohamowana zazdrość i obłuda. Każde miłe słowo jest na sprzedaż. Każdy dzień przepełniony jest obawą o bezwartościowe życie i majątek. Wiesz… Współczuję tym ludziom. –powiedziałam.
- Ja też- odparła Ash z powagą.
Sama zaskoczona byłam swoją otwartością, ale czułam, że to właśnie jej chciałam to powiedzieć.
- A czy tam na zamku nie ma podobnie? – zapytałam po chwili z ciekawością.
- Jest, ale widzisz… Ja… Nie jestem…- westchnęła.- Och, nie ważne…
Zdziwiło mnie jej chwilowe zawahanie, ale postanowiłam, że nie będę drążyć tematu.
- Jeżeli nie chcesz, nie mów. Ale wiedz, że z chęcią posłucham twojej historii. – uśmiechnęłam się ciepło.
Dziewczyna odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.
***
- Ale się za tobą stęskniłam!- powiedziałam wtulając głowę w bujną grzywę Vizerysa. Koń pacnął mnie delikatnie swoim pyskiem rżąc radośnie.
- Mam coś dla ciebie. – rzekłam wyciągając z kieszeni dorodne jabłko, które udało mi się ukraść z kuchni.
- Nie tak szybko! -krzyknęłam widząc z jaką prędkością Viz zajada smakołyk.
Nagle koń wyprostował się i cofnął do tyłu patrząc uważnie przed siebie. Weszła Ash. No tak, Viz i jego zdolność zawiązywania nowych znajomości…
- Ashlyn, poznaj mojego wierzchowca Vizerysa. – powiedziałam z uśmiechem. Dziewczyna zbliżyła się do konia.
- Uważaj! On… Nie przepada za nieznajomymi.– odparłam z powagą. Ash nieufnie patrząc na konia cofnęła się o krok.
Uśmiechnęłam się.
-Wiesz, myślę, że możesz iść przepakować bagaż do toreb Viza, a ja w tym czasie skoczę po mojego drugiego przyjaciela.
Dziewczyna skinęła głową i oddaliła się. Wyprowadziłam konia z boksu, nakarmiłam ,wyczesałam i udałam się na górę.
- Lisaaa, Lisaaa! – gdy weszłam na górę, rozległo się głośnie krakanie.
- Witaj Vincencie. – powiedziałam głaskając kruka po aksamitnych piórkach. – Tęskniłeś za mną?
- Taaak! – odparł mój towarzysz. Zaśmiałam się radośnie. Jak ja ich kocham!
- Chodź, czeka nas niezła przygoda. Wszystko opowiem ci po drodze. – dodałam.
Chwilę potem jechałam wraz z Ashlyn kamienistym traktem nucąc jedną z piosenek mamy.
- Ładna. Skąd ją znasz? – zapytała nagle Ashlyn wyrywając mnie z zamyślenia.
- Mama nauczyła mnie tej piosenki. – odparłam uśmiechając się smutno.
- Nauczysz mnie też?
- Och, czemu nie… - powiedziałam zaskoczona. – Mama często śpiewała mi ją na dobranoc, wiesz?
Ash zerknęła na mnie z uśmiechem. Dojeżdżałyśmy właśnie do rozstaju dróg. Skręt w prawo prowadził do Magicznego Boru, natomiast droga w lewo do Magmowej Puszczy. Nie miałam pojęcia, gdzie królowa mogła udać się na polowanie, więc postanowiłam zapytać się Ash.
- No, to w którą teraz stronę pani kapitan?
<Ash?>
Ciekawe opowiadanie, największą niezgodność dostrzegłam jedynie czytając o puchowych kołderkach- rodzina Melisandre musi być zamożna, że sobie pozwala na takie luksusy ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie poczytam ciąg dalszy ^^
Bardzo mi miło! ^^
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi natomiast o puchowe kołderki, to dawniej były one robione ze zwykłego pierza, które jakoś zabójczo drogie nie było. Poza tym, myślę że rodzina Melisandre miała kilka gąsek w zanadrzu! XD
Bardzo mi miło! ^^
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi natomiast o puchowe kołderki, to dawniej były one robione ze zwykłego pierza, które jakoś zabójczo drogie nie było. Poza tym, myślę że rodzina Melisandre miała kilka gąsek w zanadrzu! XD
Ps Nie wiem o co chodzi, ale ciągle dodaje mi te same komentarze dwa razy! XD
OdpowiedzUsuńPs Nie wiem o co chodzi, ale ciągle dodaje mi te same komentarze dwa razy! XD
OdpowiedzUsuń