Starałem się słuchać tego, co mówiła, jednak zbyt zajęty byłem przyglądaniu się mojej dłoni. Zdrowej dłoni. Która jeszcze kilka sekund wcześniej była poparzona. Nie mogłem przestać myśleć o tym, ile możliwości stwarzała taka moc. Ta kobieta, mogła pomóc całej masie ludzi cierpiącym i umierającym przez poparzenia. To było niezwykłe. Nigdy nie widziałem czegoś takiego...
- Smokiem?
Szybko zerknąłem w stronę miejsca gdzie jeszcze przed chwilą stało tamto stworzenie. Smok. Musiałem zapamiętać, by później spytać o nie wilczycę. Choć jak sama powiedziała, nic w lesie nie wiedziało, czym on jest.
- Tak. Smok. Nigdy o nich nie słyszałeś? - spytała z drwiną w głosie. Teraz już przyglądałem się jej uważnie. Wpatrywałem się w jej zielone oczy, pełne rezerwy. Nie miałem jej tego za złe.Większość osób właśnie tak na mnie patrzyła. Z obawą, przed dziwnym tajemniczym mężczyzną mieszkającym w lesie. Rozmawiającym ze zwierzętami. Dzikim. Niebezpiecznym.
- Tutaj raczej się ich nie widuje - przyznałem.
- Cóż, tam skąd pochodzę, są dość popularne. Nikogo nie dziwi ich widok, choć nie można powiedzieć, by ludzie byli przyjaźnie do nich nastawieni. Mówi się, że są niebezpieczne, ale to człowiek jest najgorszą z bestii.
Mówiła z wyższością, jakby deklarowała zapamiętaną formułkę, jednak jej oczy mówiły prawdę. Może i siedziała, poruszała się i mówiła jak te wszystkie kobiety z wielkich miast, jednak naprawdę zależało jej na tych stworzeniach. "Smokach" przypominałem sobie.
- Doskonale cię rozumiem - stwierdziłem zbliżając się i siadając na ziemi naprzeciwko niej. Obserwowała każdy mój ruch. Bała się spuścić mnie z oczu, choć bardzo starała się to ukryć. Coraz bardziej mi się podobała. Była pewna siebie, i nie próbowała tego w żaden sposób ukryć, jak większość kobiet w wiosce.
- Ludzie obwiniają zwierzęta o szkody które wywołała ich niechlujność lub lenistwo. Powtarzają, jakie to zwierzęta są niebezpieczne, choć w rzeczywistości, największym zagrożeniem są właśnie oni. Zwierzęta to zwierzęta. Nie kierują się logiką i nie potrafię przewidzieć następstw swoich czynów. W przeciwieństwie do człowieka. Zabijamy i cieszymy się, że uwolniliśmy świat od kolejnego niebezpieczeństwa, a tak naprawdę, sprowadzamy na niego kolejną, żądną niewinnej krwi bestię.
Zapadła cisza. Znów ta potworna, nienaturalna dla lasu cisza. Potrzeba będzie czasu, by mieszkańcy tej ziemi wrócili do swoich ukrytych domów. Tak bardzo się bały... A przecież tamto stworzenie... smok, wydawało się bardziej przerażone, niż groźne.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - spytałem, sadowiąc się wygodniej na miękkiej trawie. Byłem pewny, że nic nie grozi mi ze strony tej dziewczyny. Myśleliśmy podobnie. Czułem to. Poza tym, wciąż pamiętałem o wilczycy i Tańczącym Liściu czekających na mnie wśród drzew.
Kobieta wyprostowała się, choć i tak już siedziała prosto i jednym ruchem odrzuciła włosy za plecy.
- Wrócę do domu. Gdzieś w pobliżu na pewno znajdzie się podróżny zmierzający do Królestwa Fuego.
Skinąłem głową ze zrozumieniem.
- Mogę cię odwieść do najbliższego dużego miasta. To kawał drogi stąd, jednak łatwiej będzie znaleźć przewóz. Możemy też ruszyć na południe. Trzy dni drogi stąd jest Omad. Może udałoby ci się tam znaleźć statek.
- Trzy dni?
- Do miasta. Nie wiem, ile zajmie ci cała podróż - przyznałem, widząc jej zdezorientowaną minę. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco. - Lot na grzbiecie smoka musi być ciekawszy, ale Tierra to naprawdę piękne królestwo. Jeśli się dobrze przyjrzysz i dasz ponieść otaczającej cię przyrodzie.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, jednak jej oczy były nieobecne. Zastanawiała się nad wszystkimi możliwymi wyjściami z obecnej sytuacji. Najwyraźniej nie przewidziała tego, gdy uciekała z domu na latającej, parzącej jaszczurce.
- Więc jak? Zaczyna się ściemniać.
<Deanreys? Więc jak? :D Jedziemy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz