Podwinąłem rękawicę z ćwiekami na palcach i ruszyłem prostą drogą kanałów prowadzącą do dziedzińca miasta. Był wieczór, więc nikt mnie nie zauważy ani nie zwróci uwagi. Kanały były szerokie, a dróżki długie. Ściany były zbudowane z czerwonych cegieł. Przyspieszyłem kroku, zadawałem sobie pytanie, gdzie może być ten cholerny demon. Odpowiadała mi tylko woda pluskająca pod moimi nogami i do tego jeszcze ten smród. Wyskoczyłem i pierwsze co, to przeszedłem przez ulicę, nie zwracając uwagi na ludzi obok których przechodziłem, zbliżając się do karczmy poszedłem za budynek omijając wąsatego oberwańca, który skulony i kucał wypróżniał się. Wskoczyłem na dach budynku, oczekiwałem na informatora, który ponoć coś wie o demonie zwanym Walriderem. Zawiązałem sobie sznurkiem nogę i przywiązałem do pręta, spuściłem się w dół, złapałem gościa i ściągnąłem w górę, jednak to była kobieta. Była ona ubrana w jedwabną niebieską sukienkę i czarny płaszcz z dużym kapturem. Spod kaptura zsunęła się kurtyna blond włosów. Puściłem ją i sparaliżowałem ją zimnym, zdziwionym wzrokiem. Odczułem nie co złość
- Coś za jedna, z tobą się nie umawiałem - powiedziałem zimnym głosem.
- Ani ja z tobą. Czego ty chcesz? - warknęła widocznie zła tym całym incydentem. Wiedziałem, że czuła złość, ale i też lekkie zdziwienie, rozczochrałem swoje bujne włosy, odchrząknąłem i rzekłem:
- Poprawka, czego szukam... zaraz ci pokażę.
Wyjąłem fotografię i pokazałem jej postać Walridera.
- Co to za paskudztwo! - powiedziała i splunęła.
- Aha, czyli nie znasz - schowałem fotografię i zeskoczyłem z budynku i pognałem przez centrum miasta w cuchnący obornikiem i szambem kanał.
<Nikita?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz