- To coś złego? - spytała hardo, jednak usłyszałem nutę niepewności - Z nimi jestem bezpieczniejsza, niż z tobą, okrutniku - dodała pewniej.
Jaka naiwniara.
Westchnąłem. Śmierć jej rodziców musiała na nią wpłynąć traumatyczne i nie kryła się z tym. Była kłębkiem nerwów, zagubionym w labiryncie intryg. Syjon był jedną z alternatywnych dróg ku wyjściu. Ja byłem drugą. Nie wiedziała, która droga prowadziła ku ślepemu zaułkowi, a która ku wyjściu.
Westchnąłem ciężko, przerywając nastała ciszę.
- Ty nadal o tym...
- Ciężko zapomnieć - odparła smutnie.
Znowu umilkłem. Miałem wrażenie, że w głębi duszy jej na mnie zależy.
- Athet był moim mistrzem, ale nie ojcem. Ion jest przepełniony nienawiścią do tego człowieka, a gdy dowiedział się, że ma ucznia od razu wysunął pochopne wnioski.
- Dlaczego mi o tym mówisz? - przerwała mi podejrzliwie.
Wysłałem jej ostre spojrzenie.
- Czyż nie chcesz się dowiedzieć, co kim byli ludzie, którzy chcieli głowy twojego ojca?
Umilkła. Jej twarz się zmieniła. Zniżyłem ton, kontrolując, czy nikt nie zechce nam przeszkodzić, czy też podsłuchać.
Nie kontrolowano mnie od dawna, byłem uziemiony przez rany więc oglądanie się na mnie przestało mieć dla nich sens. Skutecznie uśpiłem ich czujność, nie sprawiając problemów. Osiągnąłem cel.
- Ludzie, którzy chcieli śmierci twojego ojca obawiali się jego mocy, nie umiejąc jej zrozumieć, ani okiełznać. Mógł sprawiać kłopoty, a kiedy zaczął, szybko podjęto kroki. Tym gorzej dla świata, gdy Tristan Mons zrozumiał na czym polega i nauczył się jej używać. Wiesz, jak to jest, gdyż sama jeszcze nie umiesz jej zrozumieć. Zaczął wykorzystywać to w celu nagięcia rzeczywistości. Zauważono to i zachciano szybko zakończyć, w obawie przed jakąś tragedią.
Margles słuchała w skupieniu. Nawet nie śmiała mi przerwać, co bardzo mi odpowiadało.
- Athet nie wiedział, że Mons miał dzieci. Syjon potwierdził zlecenie zabójstwa jedynie jego i jego żony. On nigdy nie wiedział o twoim istnieniu, dziecko. I najprawdopodobniej dlatego nadal żyjesz.
- Syjon? - wykrzyknęła, jednak ja szybko uciszyłem ją gestem. Gdyby ktoś to odkrył, byłbym trupem.
Swoją drogą, nadal zastanawiam się, dlaczego nim nie jestem.
- Myślisz, że tamten chłopak, którego zamordowano, był jedynym? Naiwnaś, dziewczyno - wyszeptałem cynicznie.
- O Boże... - jęknęła cicho.
Zamilkłem na chwilę. Byłem niemal pewien, że zacznie zadawać pytania.
Przyjmowanie takiej ilości informacji było ciężarem dla psychiki i umysłu, zmuszało człowieka do myślenia i wnioskowania, co przyprawiało o ból głowy. Na dodatek natłok emocji.
- Syjon ma większe macki, niż zdołasz sobie wyobrazić. Już wpadłaś w ich sieć. Uważaj, żeby nie zaplątać cię gęściej.
- W czym mój ojciec mógłby im...
- Był niebezpieczny - odpowiedziałem szybko.
- Więc dlaczego mnie nie zabito?
- To tylko kwestia czasu.
Zupełnie jak ze mną...
- Gdy tylko przestaniesz być użyteczna, pozbędą się ciebie - rzekłem ze spokojem - Szkoda byłoby takiej pięknej buźki, prawda?
- Co mam robić? - niemal wyszlochała.
Chciałem jej współczuć. Jednak nie znałem jej dylematów i najprawdopodobniej nigdy nie poznam. Nie umiałem wybierać między dobrem, a złem. Mój wybór toczył się, jak będzie mi najwygodniej.
Jednak ona przypominała mi anioła. Cholernego anioła, który jest czysty niczym biel jej włosów. Rzadko widywałem takich ludzi, ale zawsze w sercu budził się żal, gdu musiałem się takowych pozbyć. Jakby świat coś trafił, a ja szansę. Szansę na coś lepszego, co mam.
Ciekawe, czy Juria też tak się czuł..?
- Idź za głosem serca - odpowiedziałem zdanie, które powiedziała do mnie jakiś czas temu pewna kobieta. Nie wiem, dlaczego, ale to zdanie trwale zaistniało w mojej świadomości.
- Byłeś... Byłeś uczniem Atheta - odrzekła - Ceniłeś go?
- Jak ojca - odparłem, zdziwiony. Dlaczego zadawała takie pytania?
- Gdzie jest? Utrzymujesz z nim kontakt?
- Nie. Został zamordowany cztery lata temu - odparłem smętnie.
Margles zmarszczyła brwi. Na pewno pomyślała o Ionie i jego przysiędze. Jednak nie oderwała ode mnie pytającego wzroku.
- Zabiłem go - uściśliłem. To wyznanie zawsze przechodziło mi przez gardło jak sterta szpilek. Ledwie powstrzymałem grymas żalu.
Nagle wstała i wybiegła z pokoju. Odprowadziłem ją wzrokiem, nie poruszając się. Zamknąłem oczy, starając się odrzucić stare, bolesne wspomnienia i skupić na pozytywach.
Rybka chwyciła haczyk.
<Margles, proszę dalej c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz