- No jasne. - mruknąłem - Już nikt na tym świecie nie potrzebuje zwykłych żołnierzy, bo bronią go małe, niebiesko-włose czarodziejki, a ich piosenki docierają do moich snów. Nagle zamiast postaci czarnego rumaka, na powrót pojawiła się moja nowa znajoma ze swym koniem w normalnej postaci. Nie oglądając się za siebie, padła wycieńczona na jego grzbiet i ruszyła w swoją stronę. Dziwne, że nikt jej nie zaczepiał. Jakby jej nigdy nie zauważyli... Zacisnąłem usta. Z jednej strony musiałem odnieść zakupy, ale rozwiązanie zagadki snu wymykało mi się z rąk, a poza tym naprawdę polubiłem dziewczynkę. Co prawda w niczym nie przypominała mu jego siostry, ale jej widok przywoływał wspomnienia dzieciństwa... Tego wczesnego, pozbawionego bólu, śmierci i krwi...
"Otrząśnij się!" - pomyślałem, a wspomnienia rozwiały się jak mgła. Już prawie straciłem Skye z oczu. Chwiciłem siatki i pobiegłem za dziewczynką, a jasnowłosa kobieta także. Po drodze udało mi się wcisnąć żołnierskie zaopatrzenie koledze, który zadeklarował odnieś je do garnizonu. Udało mi się dogonić Sky, właśnie kiedy zsiadała ze swojego wierzchowca obok... cukierni?
(Sky? Elizabeth?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz