Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

30 października 2015

Od Elen


Biegłam ile sił w nogach.
Z trudem łapałam oddech, a rękami młóciłam powietrze równie zapalczywie, co stopami odbijałam się od ziemi. Płaszcz łopotał i spowalniał mnie, lecz nie mogłam się zatrzymać, aby go zdjąć. Musiałam być szybsza. Drzewa wyrastały wciąż przede mną, nogi ślizgały mi się po wyściółce lasu. Za późno zdałam sobie sprawę, że przede mną kończy się pagórek. Nie zdążyłam się zatrzymać, potknęłam się o własne nogi i z krzykiem runęłam w dół. Przekoziołkowałam dobre 20 metrów, obijając się o wystające korzenie. Oszołomiona zatrzymałam się na polanie rozciągniętej u podnóża stoku. Z trudem się podniosłam, myśląc intensywnie. Musiałam znaleźć strumień, dzięki któremu zgubiłabym nader czytelny trop. Nie mogłam dać się złapać. Poderwałam się z trudem i znowu podjęłam karkołomny bieg, ale już po chwili usłyszałam tęten kopyt. Przyspieszyłam, ale zanim zdążyłam zacząć wspinać się po zboczu z powrotem do lasu pochwyciły mnie i poderwały w górę silne ręce.
-Ha! Mam cię!- triumfalny okrzyk przerodził się w śmiech.
-Zgoda, zgoda, wygrałaś- roześmiałam się, mimo że ledwo łapałam oddech, na widok szerokiego uśmiechu Ichriny.
Centaurzyca przebywała u nas od prawie tygodnia. W tym czasie większość jej ran się zabliźniło, jedynie miejsce wycięcia tajemniczego bąbla na karku oraz pozostałości małżowin usznych nie chciały się goić. Miała iście wilczy apetyt i szybko odzyskiwała utraconą wagę. Na prośbę ojca zakładała moją starą koszulę. Kasztanowe włosy zaplotłam jej w warkocz, aby nie przeszkadzały jej w codziennych czynnościach. Uśmiechała się szeroko i wyglądała na szczęśliwą, mimo jej wielu zmartwień. Musiała wracać do swojego klanu, wyjaśnić co się z nią działo. Wiadomość została zapewne dostarczona przez innego posłańca, gdy pierwszy wysłannik nie wrócił na czas.
-Może i odzyskałaś siły, ale i tak według mnie powinnaś jeszcze poczekać- odparłam poważnie, wpatrując się w jej mądre oczy –wiesz, że nie jesteś w pełni zdrowa.
Nie miałam na myśli jej cielesnych ran. Szaleństwo, mimo moich usilnych prób, pozostawiło ślad w jej umyśle. Co nocy budziła cały las swoim krzykiem, paznokciami szarpała blizny. Mówiłyśmy sobie o wszystkim, z wyjątkiem jej nocnych koszmarów. O nich nie chciała opowiadać.
-Wiem. Dlatego chciałabym, abyś wyruszyła ze mną.
-Ja też tego pragnę, ale czuję równie silny strach co ciekawość. Poza tym, mam dopiero piętnaście lat. Ojciec raczej nie pozwoli mi na wyruszenie do najdzikszego z królestw w towarzystwie mitycznego stworzenia, którego nieszczególnie lubi.
Wracałyśmy w milczeniu.
Słońce muskało już czubki drzew, gdy w końcu wróciłyśmy do domu. Ichrina udała się do stajni, a ja do chaty, aby porozmawiać z ojcem. Byłam strasznie podenerwowania czekającą mnie rozmową. Nasze rozmowy przypominały raczej przepływ informacji: „zrobię obiad”, „przyniosłam wodę”, „idę na polowanie”. Nigdy się sobie nie zwierzaliśmy. Pamiętam naszą najbardziej krępującą rozmowę, gdy po raz pierwszy dostałam miesiączki. Gdy przerażona zaczęłam tacie wyjaśniać, co się ze mną dzieje, on zaczerwienił się po same uszy, burkną, że nic mi nie będzie i wysłał do babci Smith, aby wyjaśniła mi, skąd te dolegliwości. Właśnie, ciekawe co ją napadło ostatnim razem? Nadal nie miałam odwagi zapukać do jej drzwi.
Weszłam do domu i pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to mój wybebeszony chlebak. Z troską sprawdziłam, czy nic nie zniknęło. Nie rozumiałam, czego mógł w nim szukać. Zawołałam go, ale bez odzewu. Nie było go ani w kuchni, ani w sypialni czy pracowni. Ciekawe, gdzie go poniosło. Już miałam sprawdzić, czy zabrał ze sobą Marenę, gdy usłyszałam wołanie Ichriny. Gdy przybiegłam do stajni, w milczeniu wskazała mi napis wykonany za pomocą kawałka kredy na kamiennej ścianie boksu.
„Pani Smith”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz