- Niech cię szlak Deanerys! - wrzasnąłem wkurzony.
- Przecież chciałeś ze mną iść... - usłyszałem za sobą słodki głos kobiety.
- Wiedziałaś od początku, że cię śledzę? To co teraz planujesz ze mną zrobić, hę? - uniosłem brew do góry.
- Wykorzystać do obrony własnej... - przejechała dłonią po moim podbródku, z zalotnym uśmiechem na twarzy.
- A po cóż Ci taki słabeusz jak ja? Mówiłaś że sama dasz sobie znakomicie radę... - prychnąłem.
- Powiedzmy że masz przepustkę, której ja nie posiadam. Żołnierze Aqua mogli by się przyczepić do mnie. Po za tym to chyba umiał byś w razie ataku jakiegoś zwierza, trochę po wywijać mieczem, co? - mruknęła, z lekka pochylając się do przodu.
- No tak... - bąknąłem, patrząc uważnie na jej dekolt.
- Miałbyś mnie na oku, a dodatkowo w twoje ręce może dostała by się jakaś ciekawa nagroda? - stanęła na przeciwko mnie, muskając mnie ustami w policzek.
- Yyy... ten, to właściwie gdzie my teraz jesteśmy? - wyrwałem się z transu.
- Po drugiej stronie gór. Kilkanaście kilometrów stąd znajduje się pierwsze miasto. - odparła spokojnie.
Wiedziałem, że coś kombinuje, ale tym razem będę czujny. Nie pozwolę sobie na chwilę nierozwagi.
- Dobrze, a gdzie mój Vasco? - przejechałem dłonią po swoich kruczoczarnych włosach.
- Kazałam mu wracać do twojej stajni.,, oznajmiła,z założonymi rękoma.
- Kazałaś? Przecież on słucha się tylko mnie. - zmrużyłem jadowicie oczy.
- No widzisz, to teraz jest nas dwóch... - zaśmiała się pod nosem.
~ Przecież to nie możliwe. Musiała go czymś przytruć albo coś, pomyślałem, przypinając do pasa swój naostrzony miecz.
<Deanerys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz