Po dobitnej rozmowie odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Nie ma więcej czasu, sekundy płyną jedna za drugą tworząc kolejne minuty, a te lecą nieubłaganie. Jeżeli z każdym mieszkańcem będzie szło mi pod górkę z rozmową tak jak z radnym, to moje 5 dni i nocy minie za szybko. Zbroja na moim ciele uderzała o siebie z każdym krokiem stawianym na ziemi, a włosy ciągle się zahaczały o metalowe elementy przy szyi.
Podeszłam do Kickera, który stał dumnie i spokojnie pośrodku ludu gapiów. Gdy ludzie usłyszeli moje kroki wyraźnie się odwrócili i odsunęli od ogiera, który niebezpiecznie zastukał kopytami o podłoże. Zarzucił swoją ciemną grzywą i zarżał przeciągle. Załapałam za wodze.
Wsadziłam nogę w strzemię i zanim zdążyłam przełożyć drugą nogę nad zadem konia, ten ruszył i już gdy z hukiem usiadłam w siodle ogier ruszył zebranym galopem. Jego podkowy huczały, gdy coraz bardziej nakręcał się do szybszego kroku przez ulice ponurego miasta. Podjechałam do mojej małej armii, którą dowodziłam. Nie jest to jakaś specjalna armia złożona z setek osób, lecz umiejętności rycerzy w zupełności mi wystarczały do funkcjonowania jako sierżant.
Rozejrzałam się po miejscowości. Nienawidzę takich miejsc. Wszystko ocieka szarością, nie widać żadnego wyraźniejszego koloru, jakby ciągle pogoda była deszczowa. Nawet nie chodzi o to - było tu pusto. Na ulicy ludzi można policzyć na palcach jednej ręki, o zwierzętach nie wspomnę. Być może, jest to późna godzina, ludzie są w domu, pada deszcz, a niebo przykrywają szare chmury.
Zwróciłam się do zbrojnych.
- Zamknąć wszystkie bramy wjazdowe do wsi. Nikt nie może wejść, ani wyjść bez mojego pozwolenia. - niemal warknęłam do zbrojnych. Kicker nie spokojnie przechodził z nogi na nogę, jakby próbując robić piaff.
Nie czekałam na odpowiedź rycerzy. Ruszyłam powolnym, zebranym galopem, pozostawiając piechotę za sobą. Ludzie jakby znikąd znaleźli się na drodze, uważnie mnie obserwując.
Ciekawe czy wiedzą, że próbuje im pomagać.
- Hej Panienko! - zabrzmiał bełkot z mojej prawej strony. - Masz fajne cycki.
Po tych słowach jego koledzy wraz z nim zasmiali się. Już stojąc przed nimi metr można było wyczuć nadużycie alkoholu. Skrzywilam się.
Zeskoczylam z wierzchowca.
- O, panowie! - krzyknął oglądając się po bokach pijaczyna. - Panienka idzie do nas. Co robimy?
Wstał chwiejac się na boki.
Zrobiłam szybki obrót, w trakcie którego wyciągnęłam miesz z pochwy. Następnie zamachnęłam się, przyciskając pijaka do
drzwi knajpy przed którymi stał.
Wszyscy ucichli. W końcu zobaczyłam strach w oczach pijaczyny, który bał się przełknąć ślin pod naporem miecza przystawionego do gardła. Czułam jego śmierdzący oddech na swojej twarzy, która wydawała złość i niesmak.
Opuściłam miecz. Wsiadłam na Kickera, czując na sobie wzrok wszystkich zebranych.
Podeszłam do Kickera, który stał dumnie i spokojnie pośrodku ludu gapiów. Gdy ludzie usłyszeli moje kroki wyraźnie się odwrócili i odsunęli od ogiera, który niebezpiecznie zastukał kopytami o podłoże. Zarzucił swoją ciemną grzywą i zarżał przeciągle. Załapałam za wodze.
Wsadziłam nogę w strzemię i zanim zdążyłam przełożyć drugą nogę nad zadem konia, ten ruszył i już gdy z hukiem usiadłam w siodle ogier ruszył zebranym galopem. Jego podkowy huczały, gdy coraz bardziej nakręcał się do szybszego kroku przez ulice ponurego miasta. Podjechałam do mojej małej armii, którą dowodziłam. Nie jest to jakaś specjalna armia złożona z setek osób, lecz umiejętności rycerzy w zupełności mi wystarczały do funkcjonowania jako sierżant.
Rozejrzałam się po miejscowości. Nienawidzę takich miejsc. Wszystko ocieka szarością, nie widać żadnego wyraźniejszego koloru, jakby ciągle pogoda była deszczowa. Nawet nie chodzi o to - było tu pusto. Na ulicy ludzi można policzyć na palcach jednej ręki, o zwierzętach nie wspomnę. Być może, jest to późna godzina, ludzie są w domu, pada deszcz, a niebo przykrywają szare chmury.
Zwróciłam się do zbrojnych.
- Zamknąć wszystkie bramy wjazdowe do wsi. Nikt nie może wejść, ani wyjść bez mojego pozwolenia. - niemal warknęłam do zbrojnych. Kicker nie spokojnie przechodził z nogi na nogę, jakby próbując robić piaff.
Nie czekałam na odpowiedź rycerzy. Ruszyłam powolnym, zebranym galopem, pozostawiając piechotę za sobą. Ludzie jakby znikąd znaleźli się na drodze, uważnie mnie obserwując.
Ciekawe czy wiedzą, że próbuje im pomagać.
- Hej Panienko! - zabrzmiał bełkot z mojej prawej strony. - Masz fajne cycki.
Po tych słowach jego koledzy wraz z nim zasmiali się. Już stojąc przed nimi metr można było wyczuć nadużycie alkoholu. Skrzywilam się.
Zeskoczylam z wierzchowca.
- O, panowie! - krzyknął oglądając się po bokach pijaczyna. - Panienka idzie do nas. Co robimy?
Wstał chwiejac się na boki.
Zrobiłam szybki obrót, w trakcie którego wyciągnęłam miesz z pochwy. Następnie zamachnęłam się, przyciskając pijaka do
drzwi knajpy przed którymi stał.
Wszyscy ucichli. W końcu zobaczyłam strach w oczach pijaczyny, który bał się przełknąć ślin pod naporem miecza przystawionego do gardła. Czułam jego śmierdzący oddech na swojej twarzy, która wydawała złość i niesmak.
Opuściłam miecz. Wsiadłam na Kickera, czując na sobie wzrok wszystkich zebranych.
***
Na próżno próbowałam zasięgnąć języka wśród ludzi. Prawdopodobnie po incydencie z pijakiem, żaden z mieszkańców nie ma ochoty rozmawiać z moją osobą.
Nie widzę jednak winy ze swojej strony. Może i prawdą jest, że za ostro potraktowałam pijaczynę, lecz w pełni mu się to należy. Jak nietrzeźwym trzeba być, by sobie nagrabić u rangi królewskiej. To, jak się do mnie odniósł mogłam w pełni uznać za znieważenie służby, w każdym z przypadku mogłam od razu skuć jego ręce i zaprowadzić do lochów. Nie zrobiłam jednak tego.
Nasze prawo jest za ostre. Nienawidzę wpychać ludzi do więzienia za to, że Bóg ich mądrością nie obdarzył.
Moje przemyślenia przerwała dziewczynka, która stanęła przede mną i lekko pociągnęła materiał wystający spod metalu, który noszę na sobie.
- Proszę Pani... - rozległ się cieniutki głosik. Dziewczynka miała dwa warkoczyki po bokach, uplecione z brązowych włosów. Jej twarz teraz aktualnie pokrywały różowe rumieńce, podobne do czerwonej sukienki którą nosiła.
Przykucnęłam przy dziewczynce.
- Cześć. - powiedziałam najprzyjaźniej jak umiałam - Co się stało?
Dziewczynka spuściła wzrok, wybijając go w swoje czarne buciki.
- Bo ja widziałam takiego pana. I... i on miał taki nóż przy sobie, który był czerwony i się przestraszyłam. - podciągnęła nosem. Uśmiechnęłam się do istotki.
- Nie ma się czego bać, malutka. Na pewno ten pan nie chciał ci zrobić krzywdy.
- Ale ja wiem, że on jest zły. Nawet mama i pani sąsiadka się go bojom. - wyglądała, jakby się zaraz miała rozpłakać. - Złapał mnie za rękę i powiedział, że mam nikomu nie mówić, bo inaczej zabije moją mamę.
- Zaraz, o czym masz nie mówić? - zmarszczyłam brwi. Coś się tu nie zgadzało.
- Bo... bo wcześniej ten pan w ciemnym ubranku czerwony nóż wsadził takiej pani w brzuszek i ona upadła. - dziecko mówiąc ostatnie słowa, zaczęło płakać. Łzy ciekły ciurkiem po policzach, coraz to w większych ilościach.
- Hej, nic się nie stało. Pamiętasz może, gdzie ten pan był ostatnio? - postanowiłam otrzeć łzy dziewczynce. Wskazała na uliczkę po lewej stronie. - Nic się nie stanie.
Wzięłam dziecko na ręce, oddałam pierwszej pani, którą spotkałam.
- Zaprowadzi ją pani do mamy? Dziękuję. - powiedziałam, gdy kiwnęła głową potwierdzająco.
Ruszyłam w stronę uliczki, wskazanej przez czerwoną sukienkę. Już wchodząc do ciemnej strefy, mignęła mi przed oczami ciemna postać, za którą ruszyłam szybszym krokiem. Zagwizdalam, przywolywujac Kickera.
Nie widzę jednak winy ze swojej strony. Może i prawdą jest, że za ostro potraktowałam pijaczynę, lecz w pełni mu się to należy. Jak nietrzeźwym trzeba być, by sobie nagrabić u rangi królewskiej. To, jak się do mnie odniósł mogłam w pełni uznać za znieważenie służby, w każdym z przypadku mogłam od razu skuć jego ręce i zaprowadzić do lochów. Nie zrobiłam jednak tego.
Nasze prawo jest za ostre. Nienawidzę wpychać ludzi do więzienia za to, że Bóg ich mądrością nie obdarzył.
Moje przemyślenia przerwała dziewczynka, która stanęła przede mną i lekko pociągnęła materiał wystający spod metalu, który noszę na sobie.
- Proszę Pani... - rozległ się cieniutki głosik. Dziewczynka miała dwa warkoczyki po bokach, uplecione z brązowych włosów. Jej twarz teraz aktualnie pokrywały różowe rumieńce, podobne do czerwonej sukienki którą nosiła.
Przykucnęłam przy dziewczynce.
- Cześć. - powiedziałam najprzyjaźniej jak umiałam - Co się stało?
Dziewczynka spuściła wzrok, wybijając go w swoje czarne buciki.
- Bo ja widziałam takiego pana. I... i on miał taki nóż przy sobie, który był czerwony i się przestraszyłam. - podciągnęła nosem. Uśmiechnęłam się do istotki.
- Nie ma się czego bać, malutka. Na pewno ten pan nie chciał ci zrobić krzywdy.
- Ale ja wiem, że on jest zły. Nawet mama i pani sąsiadka się go bojom. - wyglądała, jakby się zaraz miała rozpłakać. - Złapał mnie za rękę i powiedział, że mam nikomu nie mówić, bo inaczej zabije moją mamę.
- Zaraz, o czym masz nie mówić? - zmarszczyłam brwi. Coś się tu nie zgadzało.
- Bo... bo wcześniej ten pan w ciemnym ubranku czerwony nóż wsadził takiej pani w brzuszek i ona upadła. - dziecko mówiąc ostatnie słowa, zaczęło płakać. Łzy ciekły ciurkiem po policzach, coraz to w większych ilościach.
- Hej, nic się nie stało. Pamiętasz może, gdzie ten pan był ostatnio? - postanowiłam otrzeć łzy dziewczynce. Wskazała na uliczkę po lewej stronie. - Nic się nie stanie.
Wzięłam dziecko na ręce, oddałam pierwszej pani, którą spotkałam.
- Zaprowadzi ją pani do mamy? Dziękuję. - powiedziałam, gdy kiwnęła głową potwierdzająco.
Ruszyłam w stronę uliczki, wskazanej przez czerwoną sukienkę. Już wchodząc do ciemnej strefy, mignęła mi przed oczami ciemna postać, za którą ruszyłam szybszym krokiem. Zagwizdalam, przywolywujac Kickera.
Zefir?
Przepraszam, że tak chaotycznie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń