- Zarzuć mi ręce na szyję- powiedział beznamiętnie. Poczyniłem prośbę i nie mogłem się powstrzymać. Dotknąłem skóry na jego karku, czego za chwilę pożałowałem. Automatycznie mnie sparaliżowało, wydałem z siebie nietypowy dźwięk, a głowę musiałem oprzeć o jego ramię, ponieważ bardzo prawdopodobne było, że mógłbym skręcić sobie kark. Teraz nie utrzymywałem z nim bezpośredniego kontaktu fizycznego, jedynie przez materiały ubrań, a odczucia dalej były bardzo wyraźne. Elric usadowił mnie na koniu, a po dokończeniu przygotowań sam wsiadł na to bydle. Oparłem się o jego klatkę piersiową. To wszystko na nowo wyssało ze mnie jakiekolwiek siły życiowe, a znużenie nieubłaganie chwytało się mnie jak tonący brzytwy.
-Mieszkasz gdzieś w mieście?- spytał się, poprawiając się w siodle i delikatnie mnie obejmując. Odparłem potwierdzającym burknięciem.- A w jakiej okolicy?
***
Otworzyłem szeroko oczy. Nade mną znajdował się sufit zdobiony zdartymi malunkami poprzecinanymi drewnianymi podporami. To zdecydowanie nie było moje mieszkanie. Przesunąłem się niespokojnie na skrzypiącym łóżku. Wszechobecny zapach starości i... lawendy? Dotarł do moich nozdrzy i od razu wywołał u mnie ciche kichnięcie. Przecierając, pewnie już czerwony, nos uniosłem się do pozycji siedzącej. Rozglądnąłem się po pokoju z widocznym brakiem szyby w oknie, przez które do pomieszczenia wglądała wierzba. Ściany były obdarte z farb i w niektórych miejscach mocno popękane. Większość mebli stała zakurzona, zdająca się nigdy na oczy nie widzieć ścierki. Ja natomiast leżałem na wielkim, małżeńskim łożu z ładną i miękką pościelą, które miało na sobie stelaż baldachimu, ale on niestety tutaj nie wisiał. Obok stał stolik nocny, piękny, drewniany, lakierowany stoliczek. Na nim natomiast znajdowała się szklaneczka z wodą i jabłko. Po drugiej stronie były oparte o ścianę kule, które zapewne też były przeznaczone dla mnie. Mogłem zgadnąć, że znajduję się w domu Lumeusa. Taki wystrój bardzo do niego pasuje, nie mogę zaprzeczyć.
Spokojnie wypiłem wodę i pochwyciłem kule, ostrożnie stając na chwiejnych nogach. Rany były dokładnie zabandażowane, widać, że Lumek zna się na rzeczy. Wziąłem ze sobą owoc i wyszedłem na obchód. Po pokojach rozchodził się dźwięk moich kroków i stukanie drewnianej podpórki o podłogę, która wyglądała na zrobioną z drogiego kamienia. Kiedy przeprawiłem się przez próg sali, znalazłem się w długim korytarzu, który z kolei prowadził do obszernego salonu. Znajdowały się tam pikowane kanapy obszyte aksamitem, oraz ławy zrobione z ciemnego drewna. Wszystko wyglądało na bardzo, ale to bardzo stare. Zacząłem się zastanawiać, czy nie jest to przypadkiem jakieś stare zamczysko.
- Och, Śpiąca Królewna wstała- usłyszałem znajomy mi, chrypliwy głos. Wzdrygnąłem się i odwróciłem, by zobaczyć gospodarza stojącego na szycie schodów, które podobnie jak posadzka, były kamienne. Poprawiłem pogniecioną koszulę i kiwnąłem twierdząco. Lumeus zszedł na dół, wyminął mnie zwinnie (zostawiając w moich nozdrzach nietypowy, ale przyjemny zapach, oraz powodując ukłucie bólu prawie w całym ciele) i lekko rzucił się na kanapę. Chrząknąłem cicho i ugryzłem kawałek jabłka, po czym usiadłem na tej naprzeciw niego.- Jak się... czujesz?- Och, ten beznamiętny ton, niesamowite jak bardzo wyprany z emocji był.
- Już lepiej. Naprawdę dziękuję za wszystko, Lume. Jestem ci dozgonnie wdzięczny.- Uśmiechnąłem się przymykając oczy. Odłożyłem dokładnie obgryziony ogryzek jabłka na ławę i przeciągnąłem się w miejscu zaraz sycząc z bólu.- Mógłbym wiedzieć ile spałem?
- Całą noc i kawałek dnia. Jest już dwunasta.- Na to otworzyłem szerzej oczy i przekląłem w myśli. Miałem pacjentów, którzy czekali niecierpliwie na wizytę. Wyrzuty sumienia dopadły mnie niesamowicie szybko.
- Powinienem już iść, mam dużo do robo...
- Nie ruszasz się stąd.- Przerwał mi w połowie zdania. Ściągnąłem brwi i wykrzywiłem się nieco. Nie spodobał mi się fakt iż mężczyzna mną zarządzał, byłem dojrzałym dwudziestojednoletnim młodzieńcem, który na dodatek był medykiem. Niech uwierzy, wiem jak się sobą zająć. Musiałem jednak zachować kulturę i oznajmić to w nad wyraz grzeczny sposób.
- Obawiam się, że wprowadzasz się w błąd Lumeusie.- Uśmiechnąłem się szczerze, a on pokręcił głową.
- Jesteś moim pacjentem. Nie wypuszczę Cię, bo prawdopodobne jest iż zemdlejesz w domu, o ile nie w drodze powrotnej. Jesteś zbyt osłabiony, by móc samodzielnie funkcjonować.- Borze Wszechlistny! To chyba jest jego najdłuższa wypowiedź gdziekolwiek, kiedykolwiek, jakkolwiek! Gabrielu ostatnimi czasy ociekasz irytacją i bywasz nieprzyjemny, co się z tobą dzieje? Do tego mówisz o sobie w trzeciej osobie, ohoh, coś złego się tutaj odbywa. Towarzystwo Elric źle wpływa na moją osobę. Jestem zbyt nerwowy.
- Nie możesz mówić mi co będę robił, jestem pełnoletnim i myślącym człowiekiem!- Mimowolnie tupnąłem nogą, przypominając przy tym naburmuszone dziecko.- I w tym właśnie momencie wychodzę i idę do domu i nie zatrzymasz mnie.- Wstałem dynamicznie, czego za chwilę pożałowałem. Z piskiem znowu padłem na kanapę, chwytając się za ranną nogę.
- Skoro jesteś pełnoletnim i myślącym człowiekiem, na dodatek medykiem, jak to się określasz, powinieneś zrozumieć, że w takim stanie nie należy pozostawać bez opieki.- Wstał i podszedł do mnie. Ruchem czarnej dłoni nakazał mi się położyć co posłusznie uczyniłem. Delikatnie zaczął manewrować moją nogą doprowadzając ją przy tym do porządku dziennego. Zadecydował również zmienić opatrunek. Podobnie poczynił z ręką. Wpatrywałem się w niego nieubłaganie. Próbowałem ocenić gdzie teraz skierowany jest jego wzrok, jednak fakt iż nie miał tęczówek, ani źrenic uniemożliwiał mi to. Mogłem jednak stwierdzić, że ponownie patrzy się na moje oczy.
- Naprawdę Ci się spodobały, co?- Nie potrafiłem ukryć śmiechu, a on natychmiast odwrócił wzrok, będąc speszonym. Nie odpowiedział, jedynie dokończył pracę, po czym wstał i wrócił na górę. Mi zostało więc czekać i niemiłosiernie się nudzić, bądź zwlec szanowne cztery litery i zwiedzić budynek. Jako iż z natury jestem istotą ciekawską, jak to każdy człowiek, postanowiłem obejść norkę Lumeusa i zagłębić się w jej najgłębsze zakamarki. Wstałem więc ostrożnie i ruszyłem na przechadzkę. Większość pokoi wyglądała podobnie, stare i niezwykle zaniedbane. Jednakże, mimo to miały one swój urok i nie mogę zaprzeczyć, zauroczyłem się w nich.
Teraz dopiero zauważyłem, że dalej jestem ubabrany krwią. Moje białe włosy, wciąż były posklejane i w kolorze purpury i brązu. Zaschnięte osocze nie wygląda zbyt przyjemnie. Przydałoby się znaleźć łazienkę, albo gospodarza, który mi ją wskaże. Przeszukując pokoje, których było niesamowicie dużo, trafiłem na jeden z tych przestronniejszych. Stało tu zdobione, mahoniowe biurko, a przy nim krzesło w takim samym stylu. Przez okno wpadały promienie słońca, które rozświetlały salę i dawały przyjemny, żółtawy kolor. Wkroczyłem głębiej i w tym momencie z szafki stojącej pod ścianą spadły papiery. Cofnąłem się, a przeraziłem się jeszcze bardziej, gdy arkusze zaczęły wracać na stare miejsce. Czym prędzej opuściłem pomieszczenie. Gdy przekroczyłem próg wpadłem na coś dużego. A raczej kogoś. Moje oczy były na wysokości rogów wystających z klatki piersiowej mężczyzny.
- Pozwoliłem Ci się stamtąd ruszać?- wysyczał Lumeus. Przełknąłem ślinę i spojrzałem w górę, napotykając karcące spojrzenie mężczyzny. Pokręciłem głową.
- Ja-a... ja szukałem łazienki, bo poszedłeś i nie wiedziałem co robić...- spuściłem głowę i mocniej oparłem się o kulę. Usłyszałem głośne sapnięcie.
- Chodź...- odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, a ja niczym piesek, podreptałem za nim. Szedł w ciszy, wyprostowany z lekko zadartą głową. Kroczył dumnie, jego ciężkie buty uderzały o posadzkę, a echo donośnie się roznosiło. Swoje czarne ręce trzymał w kieszeniach luźnych spodni, które szeleściły przy każdym ruchu. Był wyższy ode mnie i to dużo. Jego czarne włosy dumnie spływały na jego ramiona. Wydawał się być potężny, ale mimo wiedzy jaką posiadał, bo nie mogłem zaprzeczyć, że był inteligentny, nie wywyższał się. Jak na razie. Starał się być miły i troskliwy wobec tak wątłej osóbki jak ja i było to niesamowicie... urocze. Tak, urocze to słowo idealnie opisujące całą sytuację. Cieszyłem się z tego, że to akurat on mnie znalazł, a nie jakiś przypakowany jegomość, który tylko by mnie dobił.
- Jeszcze raz dziękuję Lumeus. Nie mam pojęcia jak mogę Ci się odwdzięczyć.- Powiedziałem wpatrując się w jego plecy. Nie mogę pominąć faktu iż za nim wciąż ciągnęła się aura cierpienia.
- Po prostu się słuchaj... Gabriel...- odparł z nutką... empatii? Tak! Empatii!
- Jak tylko sobie życzysz, Lucyferku.- Wyszczerzyłem się ku niemu, mimo, że na mnie nie patrzył. Tylko prychnął, zdając się śmiać z nadanego przezwiska.
- Po co chcesz iść do łazienki?
- Pomyślmy... ach, no tak, muszę obmyć się z krwi w której cały jestem.- Na to zatrzymał się tuż przede mną, a ja wpadłem na jego plecy, odbijając się od nich jak piłeczka. Złapał mnie w ostatnim momencie, ale mało brakowało, a skończyłbym z wybitymi siekaczami.
- Nie umyjesz się.- Spojrzał na mnie z góry, co... nie było trudne.
- Niby dlaczego?- Poprawiłem kulę i ponownie naparłem na nią całym ciałem.
- Nie możesz zamoczyć ran, a ja posiadam jedynie wannę. Jeżeli będziesz chciał się umyć to jedną ręką raczej nic nie zdziałasz...- Chrząknął po tym i ruszył w zupełnie drugą stronę.
Właśnie wtedy coś popchnęło mnie do karkołomnego czynu.
- Umyjesz mnie?- Spytałem głośno. Kroki ucichły. Obaj staliśmy zwróceni do siebie plecami. Przerażającą ciszę przerywało tylko tykanie zegara zawieszonego na jednej ze ścian. Cud, że jeszcze działał. Następnie usłyszałem jak mężczyzna się odwraca. Stał teraz wpatrując się w moje ciało. Jego wzrok był wręcz namacalny, było to nieprzyjemne i wywoływało dreszcze na mojej bladej skórze. Ponowne kroki. Stał za mną. Czułem na karku jego ciężki, miarowy oddech. Podmuchy ciepła regularnie oplatały moją szyję, zabierając mi chwilowo dech. Strach obleciał mnie po raz pierwszy w jego towarzystwie. Przymknąłem oczy i zagryzłem wargę. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać. W tej chwili był niepoczytalny.
- Powtórzysz, proszę?- Wyszeptał mi wprost do ucha, niskim głosem. Sapnąłem cicho.
- C-czy... C-czy możesz... możesz mnie umyć?- Dźwięk, który wydobył się z mojej gardzieli łamał się i był bardzo niepewny. Jakbym za chwilę miał wyzionąć ducha. Jednak to się nie stanie. Co najwyżej stracę przytomność...
<Gąbka, mydło, ręcznik, ciepła woda. Tak się zaczyna Lućka przygoda. Myje Gabcia bo wie dobrze o tym, jak go nie umyje to będzie miał kłopoty. Ale jak go umyje to też będzie miał kłopoty, ale tam na dole ( ͡° ͜ʖ ͡°) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz