Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

20 sierpnia 2015

Od Zefira

Ktoś mógłby posądzić mnie o to, że nie obchodzę się sytuacją polityczną w kraju, co było półprawdą. Byłem najemnikiem, płatnym zabójcą. Nie mogło mnie to obchodzić według powszechnego uznania, gdyż już samo zabójstwo było wykroczeniem poza prawo ustanowione przez króla. Miałem na ten temat podzielne zdanie, jednak jedno pozostawało niezmienne - ludzi często nie mają bladego pojęcia o czym gadają.
Za każdym razem, gdy wracałem do miasta Powietrza, do uszu kilka razy wpadały mi kluczowe i ważne imiona dla całego kontynentu. "Król Are", "Królowa Tula", "książe Aron". Trzy najbardziej rozpoznawalne i popularne osoby w całym królestwie cieszyły się niemałą sławą, chodziły po nich najbardziej zmyślne plotki, jakie kiedykolwiek zdarzyło mi się usłyszeć. Niemal parsknąłem śmiechem, gdy babka, u której przyszło kupować mi jabłka i zioła, szepnęła, że książe Aron zaręczył się ze zwykłą dziewką z ulicy. Jasne. Kiedy książe wychodzi na ulice, miasto aż trzęsie się od tej wieści. Wielu go obserwuje, wielu wysuwa pochopne wnioski. Usłyszałem kilka wersji tego wydarzenia, choć żadna nie wydawała mi się na tyle wiarygodna, abym zwrócił na nią uwagę. Uważałem, że Aron Breez był dobrym człowiekiem, lekkodusznym, przebojowym, powiedziałbym. Ludzie uwielbiają jego charyzmę, grzeszył nią, rozkochując w sobie tłumy. Jak maskotka.
Ostatnio jednak coś na zamku się zmieniło, co zostało zauważone przez kilku wprawnych obserwatorów i szpiegów. Miałem dobre kontakty, a już dzień po powrocie do mojego skromnego mieszkania w południowej części miasta dowiedziałem się, że straże w mieście i na zamku zmieniły dyżury. Wcale nie było ich więcej. Po prostu zmodyfikowali patrole, aby mieli wgląd na wszystko, co dzieje się w pałacu i wokół niego.
To komplikowało mi alternatywne wkradnięcie się tam. Wiele tygodni zajęło mi rozgryzienie systemu patroli, i przygotowanie względnie bezpiecznej drogi, którą mogłem przejść spokojnie, nawet się nie kryjąc, a nie będąc zauważonym. To była żmudna i precyzyjna robota, przez co niewielu było stać na jej wykonanie.
Za tą nagłą zmianą coś się kryło, i niebyłbym sobą, gdybym nie miał namiaru tego rozgryźć. Spotkałem paru ludzi z sieci informatorów miasta. Szybko okazało się, że coś zaniepokoiło władców. Książe Aron od dawna nie pojawił się na ulicy, jak to miewał w zwyczaju, a ludzie zaczęli szemrać, że dostał szlaban, bądź zachorował, lub cholera wie co jeszcze. Słyszałem nawet, że się wyniósł ze swoją wieśniaczką na jakieś romantyczne odludzia, w co szczerze wątpiłem.
Zmiana nastąpiła tydzień temu. Od znajomego człowieka siatki szpiegów na usługach dowiedziałem się, że rodzina królewska się boi. Nie chciał mi powiedzieć więcej, jednak to było aż nadto. Resztę układanki potrafiłem ułożyć sam.
Najbardziej prawdopodobną wersją były niepokojące wieści lub groźby w stronę królewskiej rodziny. Skoro wzięła to na poważnie, groźby musiały być wiarygodne.
Mogłem się założyć, że książe Mattias już zaczął węszyć. Niczego jednak nie wskóra ani on, ani siatka szpiegowska, gdyż kierują się oni pewnymi zasadami, które zwyczajnie ograniczają ich zasięg. Niektóre informacje miały zbyt wielką cenę. Kiedyś myślałem nad przyłączeniem się do tej elitarnej jednostki, jednak, gdy z doświadczenia i pewnych wydarzeń wiedziałem, że nie jest to w moim stylu. Prędzej czy później zostałbym stracony na zdradę króla.
Nie chciałem dla niego źle, skąd. Nie byłem spragniony władzy, ani też nie chciałem nigdy obalenia tego, co reprezentował. Prawa, które ustanowił, mogłem tak dostosować do swoich wymogów, abym niemal zawsze był anonimowy i nie miał problemów ze strażą. Kto głupi chciałby niszczyć swoją Utopię?
Groźby skierowane w stronę rodziny królewskiej oznaczać mogło wiele, a jedną z możliwości stanowiło to, że komuś ta władza się nie podoba. Kto wie, czy to nie był początek jakiejś rewolucji. Ktokolwiek to był jednak, nie przebywał w mieście. Albo doskonale się maskował.
Inaczej bym wiedział.
Wróciłem do stolicy przed dwoma dniami. Miałem jeszcze mnóstwo czasu, aby rozeznać się w sytuacji.
Otrzymywane informacje były magazynowane w umysłach informatorów, analizowane. Spotykali się, aby poszukać odpowiedzi. Kierowałem się na jedno z takich spotkań.
Ludzie żyli jak zwykle, niczym się nie przejmowali. Kolejny zwykły dzień w Aire'a. Jednak ja czułem się obco. Nieczęsto dopadało mnie to uczucie. Moje mięśnie były spięte, mojej uwadze nie umykał żaden szczegół otoczenia. Gdy próbowałem się rozluźnić, umysł narzucał mi swoją wolę, stawiając mnie w gotowości. Instynktownie sprawdziłem uchwyty noży na ramionach, spinając na nich mięśnie.
Po paru minutach spaceru po uboczu ulicy potrafiłem już zdefiniować ten niepokój.
Miałem wrażenie, że ktoś mnie śledzi.

<Mattiasie? Potem sprowokujemy jakieś spotkanie, dobrze?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz