Strony

Mieszkańcy

21 maja 2016

Reina Truen


Dane Personalne 
Imię i Nazwisko: Reina Truen 
Pseudonim/y: Nazywana Królową Nocy i Kruków, czasami mówią na nią Dachowiec, niektórzy powiadają, że jest Legendą, której nie można opowiedzieć ani wysłuchać, kiedyś jeszcze ktoś ją nazwał Inną. Dużo tego było, oj dużo. Jednak te, które tu wymieniłam najczęściej padały jeśli była mowa on Reinie. Z resztą, jej nawet do gustu one przypadły. A jeśli chcesz skrócić jej imię to proszę bardzo, chodź za dużo do skracania nie ma. Ale jeśli już ktoś to robił, to najczęściej pojawiała się ksywka Rei. 
Data urodzenia: 26 grudnia
Wiek: 21 lat
Stanowisko: Obecnie pracuje jako szpieg w królestwie, choć niegdyś była płatnym zabójcą i złodziejaszkiem. Nawet zdarza jej się nie być do końca posłusznej królowej… Cóż, krew dawnego przestępcy nadal w jej żyłach płynie. 
Płeć: Kobieta
Królestwo: Fuego’a
Aparycja
Kolor oczu: Fiołkowy 
Kolor włosów: Rudy 
Wzrost: Jest dość wysoką kobietą, 180cm. 
Znaki szczególne: Przez jej plecy przebiegają dwie, dość długie blizny. Jedna idzie od lewego ramienia na skos do biodra, gdzie się kończy. Za to ta druga jest krótsza i zaczyna się i kończy w innym miejscu niż ta pierwsza, ale idzie wzdłuż jej linii. To dwie jej najbardziej charakterystyczne blizny, których ma dość dużo. Na lewej dłoni od wewnątrz posiada tatuaż, który obrazuje płomień z którego wylatuje kruk. Tatuaż nie posiada kolorów, jest zwykłą czarną obwódką. Kobieta zdobyła go, kiedy odkryła jaką magiczną moc posiada. Tatuaż wypalił się sam na jej dłoni i zmienił kolor na czarny. 
Opis fizyczny: Reina, jak można zauważyć, jest szczupła. Często można pomyśleć, że siły w tych łapkach nie ma, jednak wyrobiła sobie je trochę. Sylwetkę ma zwykłą, nie wyróżniającą się niczym raczej. Jeśli chodzi o jej twarz to raczej nie można powiedzieć, że jest to twarzyczka dobrej duszyczki. Jej bystre fiołkowe oczy patrzą na ciebie ze spokojem, a jednak masz uczucie, że cię już na wylot znają. Chytry uśmiech nie z chodzi z buzi, jakby była pewna wszystkiego co zrobi. Rude włosy, które sięgają połowy piersi, przysłaniają lekko lewe oko, a tak swobodnie spoczywają na jej ramionach. Co do ubioru, to zawsze zakłada to samo. Zwyczajne wysokie buty, spodnie z małymi wzorkami na górze, a na kolanach metalowa osłona. Wyżej niż kolano ma pasek na którym przechowuje dwa małe nożyki, na obu nogach tak samo. Dalej zwykła skórzana bluzka ze sznurkami po bokach. Jednak ma odsłonięte ramiona i kawałek ręki. W pasie jeszcze pasek z metalowymi elementami. Zawsze przy nim nosi swoją broń. Nożem jej nie nazwę, ani mieczem, więc powiedzmy, że jest to coś pomiędzy tymi dwoma broniami. Reina zawsze zakłada na swoje ręce coś w rodzaju rękawiczek, lecz sięgają one trochę wyżej łokcia. Mają nieduże wzory w pewnej ich części i podobnie jak na kolanach, tak tu na łokciach mają metalową osłonę. Jest jedna jeszcze rzecz bez której nie ruszy się kobieta. Niedługi czarny płaszcz z wzorem na dole z kapturem. Sięga okolic bioder, może trochę wyżej. Co do samego kaptura, to posiada wzory, a na samej górze zwęża się i jest trochę spiczasty. Czy coś jeszcze dodać? Chyba nie trzeba. 
Informacje fabularne
Rodzina:
- Przybrany Ojciec: Aron Fuerz X
Nie wie jak nazywali się jej prawdziwi rodzice. Tak naprawdę, jej rodziną była cała szajka złodziei w której się wychowała, lecz za długo by wymieniać ich wszystkich.
Środek transportu: Klacz, najprawdopodobniej rasy mustang. Nazywa się Eletria. 
Cel: Hm… Czy ona ma jakiś cel? Czy dąży do czegoś? Cóż… Trudno powiedzieć. Zawsze chciała mieć swojego konia i go ma, więc to odpada. Raczej założenie rodziny nie jest dla niej. Jakoś szczególnie nie porywa ją do tego by mieć kiedyś wielką władzę. Więc, co jest jej celem? Nawet ona sama sobie nie umie zbyt na to pytanie odpowiedzieć. Choć, zawsze chciała wiedzieć dlaczego istnieje. Jej zdaniem każdy po coś istnieje, jednak Reina sama nie wiedziała po co ona istnieje. Więc, za jej cel można chyba uznać to, że chce odkryć, dlaczego tak naprawdę istnieje. 
Historia: Tak naprawdę cała historia Reiny zaczęła się w przy południowej granicy Królestwa Fuego’a – w Puszczy. Jej rodzice wraz ze swoim niedawno narodzonym dzieckiem jechali powozem po jednym ze szlaków. Byli kupcami i chcieli odwiedzić królestwo Tierry w celu sprzedania paru rzeczy. Spokojni o wszystko przemierzali teren wciąż rozmawiając o swojej córeczce. Mała smacznie spała na rękach mamy. Nie mieli jeszcze dla niej imienia, więc jej imię było tematem przewodnim ich rozmów. Nagle koń który ciągną ich powóz zatrzymał gwałtownie i zarżał. Zaczął niespokojnie przechodzić z nogi na nogę rozglądając się wokoło. Zaskoczona para tym również zaczęła wyszukiwać czegoś między drzewami. Obawiali się, że natrafili na szajkę złodziei. Niestety obawy się sprawdziły. Z gęstwiny drzew wyskoczyło około dwudziestu złodziejaszków. Śmiali się zadowoleni z siebie, krzyczeli, że kolejne skarby dojdą do kolekcji. Rodzina nie wiedziała co robić, siedzieli na wozie osłupieni tym. Kiedy opryszkowie ich otoczyli, nie mieli wyjścia. Musieli przystać na nich żądania. Przywódca imieniem Aron rozkazał, by wóz został opróżniony z wszelkich kosztowności, a połowa ich sakiewki miała wylądować w rękach dowódcy. Po chwili wóz był prawie pusty, a pieniędzy już tyle co wcześniej nie było. Całe szczęście to było wszystko co chcieli, jednak ich zdanie zmieniło się. Nagle dziecko rozpłakało się. Aron już znikał z szajką w lesie, gdy usłyszał płacz. Zatrzymał swoich pomocników, a sam obrócił się na pięcie w stronę rodziny. Podszedł do matki, po czym spojrzał na jej ręce, w których leżało zawinięte w biały materiał dziecko. Uśmiechną się czule, ale po chwili ten uśmieszek zmienił się w chytry uśmiech. Zażądał by i dziecko zostało mu oddane. Zawsze marzył o swym własnym dziecku. Rodzina się sprzeciwiła, jednak pod groźbą zabicia ich, oddali małe dzieciątko. Z trudem to zrobili i z trudem odjeżdżali z pustym prawie wozem. Wszyscy pytali przywódcy na cóż mu to dziecko, ale on nie odpowiadał, tylko patrzył na nie przyjaźnie i uciszył jego płacz czule mówiąc do dziecka. Kiedy dotarli do obozu całej szajki, przywódca usiadł na jednej z kłód przy ognisku i wpatrywał się w niewinną twarzyczkę malucha. Wokół niego zgromadził się prawie cały obóz. Nagle Aron powiedział:
- Reina.
- Co? – zapytali chórem wszyscy. Wytłumaczył, że chodzi o jej imię. Że będzie się nazywać Reina. Nazwisko wymyślił jej sam, nie chciał by nosiła jego. Mogło się to kiedyś na niej odbić.
Mała Reina zaczęła dorastać. Wychowywała się wśród złodziei zdobywając różne umiejętności, ucząc się tego i owego. Niektórzy byli wykształceni i uczyli ją języka, obliczeń i różnych takich. Większość nauczała ją jak walczyć, skradać się, zabijać i innych. Reina była uwielbiana przez całą szajkę. Każdy z uśmiechem na nią patrzył i zawsze cieszył się kiedy mógł ją czegoś nauczyć. Aron z zadowoleniem podziwiał to jak jego przybrana córeczka uczy się wszystkiego. Traktową ją jak swoje rodzone dziecko. Tak oto przez prawie dziewiętnaście lat wychowywała się Reina. Zaczęła brać udział w napadach, co sprawiało jej nie lada przyjemność. Jednak nadszedł czas, kiedy przyjemność zlała się ze smutkiem. 
Kolejny słoneczny dzień zawitał do puszczy. Bystre oczy Reiny otworzyły się od razu, kiedy promienie słońca wpadły do jej namiotu. Podniosła się od razu i wyszła z namiotu. Spała jak to większość złodziei w ubraniach, więc nie ma co się przebierać. Rozciągnęła się i z uśmiechem przeszła się po obozie. Przeczesała rękoma swoje rude włosy i spojrzała w głąb Puszczy. Dopiero wszystko budziło się do życia. Po jakimś czasie cała szajka żyła już pełnią życia. Dało się słyszeć dźwięk srebrnych talerzy jakie skradli niedawno, zapach piwa, śmiechy, rozmowy czy dźwięk obijania się o siebie kufli. Reina siedział pod drzewem i czytała książkę o sztuce walki, którą dostała od Nizirada – jednego ze złodziei. Po południu jednak takiego spokoju nie mogła zaznać. Wsłuchując się w dźwięk natury poderwała się na równe nogi słysząc wyzwiska pochodzące z środka obozu. Ruszyła w tamtą stronę by sprawdzić co się dzieje. Nagle usłyszał jak dwa miecze obijają się o siebie. I znów. Przyspieszyła kroku, a po chwili podenerwowana ruszyła truchtem. Gdy dotarła do obozu spostrzegła ogromne zbiorowisko. Wszyscy z szajki okrążali coś. To właśnie stamtąd leciały wyzwiska i dźwięk uderzania się o siebie mieczy. Dziewczyna zaczęła się przeciskać między złodziejami by coś zobaczyć. Nagle jej oczom ukazał się Aron i jeden z szajki – Malen. Oboje pojedynkowali się na miecze, lecz Malen był młodszy i szybszy niż Aron. Pokonał go. Przywódca legną na ziemi, a miecz wypadł mu z ręki. Młody przeciwnik bez zastanowienia przebił go na wylot mieczem. Reina nie mogą w to uwierzyć rzuciła się ku ojcu klęcząc przy nim. Z trudem powiedział, że ją kochał, kocha i będzie kochał. Tylko tyle powiedział po czym zamkną oczy, jego serce zabiło po raz ostatni. Rozpłakana dziewiętnastolatka pełna gniewu i smutku podniosła miecz leżący trochę dalej od ojca i odwróciła się do Malena cieszącego się wygraną i obwieszczającego, że od dziś on jest przywódcą.
- To się okaże – rzuciła Reina. Mężczyzna się odwrócił i zakpił z niej. Ona chciała z nim walczyć? Do walki doszło i gniewna dziewczyna o dziwno bez problemu wygrała z przeciwnikiem, zabijając go tak samo, jak on zabił jej ojca.
- Kto by pomyślał, że tak oddana nieprawdziwemu ojcu – powiedział ostatnim tchnieniem Malen i umarł. Reina nie rozumiała do końca jego słów, ani tego, że szajka krzyczała „Nowa Przywódczyni!”. Później się wyjaśniło. Opowiedzieli jej o tym jak trafiła do złodziei i o tym, że teraz ona jest przywódcą brygady. Nie miała żalu do Arona. Nawet go pochowała niedaleko obozu, za to ciało Malena wrzuciła do rzeki. Postanowiła być godnym zastępcą ojca. Później czas tylko ją kształcił, budował jej charakter w pewnym stopniu. Przewodziła złodziejami, sprawnie ograbiała tych którzy przejeżdżali drogą. Miną rok, a czasy świetności tych złodziei minęły. 
Reina podjęła się bardzo ryzykownego działania. Dostała informacje, że będzie drogą przejeżdżała bardzo bogata karawana. Większość mówiła, że nie ma co, nie uda się, jednak dziewczyna postanowiła i tak zaatakować i słono za to zapłaciła. 
Atak był już przygotowany. Wszyscy zaczaili się w swoich miejscach, każdy czekał, każdy wyrównał oddech, każdy ucichł. Reina skryta w krzakach z trójką pomocników byli gdzieś w środku wszystkich. Kiedy karawana była już pomiędzy nimi przywódczyni wydała rozkaz. Na początku zlękła się ilości przeciwników, lecz po chwili doszła do wniosku, że uda im się bez problemu. Niestety, karawana była lepiej uzbrojona niż się spodziewała. Teraz do niej dotarło, dlaczego większość była przeciwna atakowi. Z minuty na minutę zaczęli przegrywać i szajka została wyłapana w końcu i zakuta w kajdany. Reina miała w pewnym momencie czas na ucieczkę i każdy krzyczał by uciekała, lecz ona chciała ich ratować i sama skończyła w kajdanach. Karawana tylko trochę draśnięta ruszyła dalej z nowymi niewolnikami. Kiedy zrobili postój postanowili pobawić się nowymi zdobyczami, a raczej szybko ich wytępili. Ustawili ich w jednym rządku, nadal skutych. Reina nie była przy nich. Dowódca karawany stał przy niej i w mocnym uścisku trzymał ją. Po chwili nakazał by więźniowie zostali zabici prócz niej. Nagle trójka jego żołnierzy zaczęła jeden po drugim przebijać mieczami złodziei. Reina krzyczała w niebogłosy by przestali, by ich oszczędzili i ją zabili, lecz na marne. Dowódca śmiał się do końca, do ostatniego członka szajki. Reina znów poczuła gniew i smutek. Znów to samo jak traciła ojca. Co było dziwne, dowódca nie zabił dziewczyny. Wręcz przeciwnie, puścił ją wolno. W jednej chwili chciała się odwrócić i go zabić. Za to co zrobił jej przyjaciołom. Za to co zrobił jej rodzinie. To mówiło serce, lecz tym razem posłuchała się rozumu, który kazał iść swoją droga. Odeszła z tamtego miejsca z żalem, że nic nie mogła zrobić. Minął kolejny rok, podczas którego zabiła parę osób za pieniądze, czy okradła kilkanaście razy kogoś. Znalazła wtedy swojego rumaka – Eletrię. Dalej jakoś życie się układało, aż pewnego razu posunęła się za daleko i wkradła się do zamku Królestwa Fuego’a. Straż ją złapała i zabrała do królowej, a ona zaproponowała bycie jej szpiegiem albo śmierć. Władczyni zauważyła jej zdolność skradania się. W końcu jak już uciekała to ją przyłapali, więc królowa uznała, że nieźle sobie poradziła przekradając się w zamku. Reina przystała na propozycję bycia szpiegiem i tak oto nim jest po dziś dzień. Co się stało z obozem szajki? Nie wiadomo. Może inni bandyci go zamieszkują, albo porósł zielenią. Reina nie zawitała tam ani razu, odkąd została złapana przy ataku na karawanę. Jednak kto wie, może kiedyś odwiedzi to miejsce. Na razie żyje jak żyje, wspomnienia się uchowały jak umiejętności. Tak obecnie prezentuje się historia tego Dachowca. 
Opis osobowości: Ojoj, od czego by tu zacząć? No nie wiem… E, samo pójdzie w pewnym momencie, a przynajmniej taką nadzieję mam. No dobra, ale zaczynając. Reina ma w sobie cechy typowego Fuegończyka, a przynajmniej w połowie. Dobra, dobra, więcej niż w połowie. Jest strasznie sarkastyczną postacią. Łapie za słówka, co później sprytnie wykorzystuje, najczęściej dla przyjemności własnej. Ona nawet potrafi ci co zdanie sarkazm wpleść, uwierz mi, albo sam się przekonaj. Jednak żebyś za wcześnie się nie poddał przy rozmowie z nią, to stara się trochę ograniczyć te swoje sarkastyczne teksty. Cóż, nie zawsze to wychodzi, charakteru jej nie zmienisz. I ona sama siebie też nie zmieni, bo do siebie nic nie ma. Na pewno nikt kto ją spotkał nie powiedziałby, że jest szarą myszką. To bardzo żywiołowa dziewczyna, której nie powstrzymasz jak się uprze. Tak, jest uparta jak osioł, choć preferuje bardziej konie. Czasami porywcza, co nie zawsze jej na dobre wychodzi, podobnie jak z jej gadulstwem. To tak wygadana osoba, że można pomyśleć, że jej głowa to jak zbiór dwóch tysięcy słowników z różnymi wyrazami czy ironicznymi sformułowaniami. Bywa tak, że naprawdę jest jej trudno powstrzymać się od komentarza czy rozgadania się na dany temat. Jak możesz się domyślać – nie zawsze jej to pomaga. Czy to z ważną osobowością rozmawia czy kupcem, to jest tak samo rozgadana i sarkastyczna. Każdego traktuje tak samo i nawet przy królowej zachowuje się tak jak zwykle, choć stara się czasami zapanować nad swoim charakterem. Wszyscy dobrze wiemy jaka jest władczyni Fuego’a. Czasami lepiej trzymać język za zębami. Ta… Ale nie zawsze to takie łatwe, a przynajmniej dla niej. Co do innych cech jej „codziennej maski” to śmiało można rzec, że Reina to osoba odważna i pewna siebie jak i swego zdania. Jeśli już się czegoś podjęła, to to wykona, nie zależnie do trudności zadania. Wzięła to na siebie i zrobi to. Jednak nie myślcie sobie, że jest to „głupia odwaga”, jak ona to nazywa. Nie uważa siebie za osobę taką, że „O, jakieś zadanie biorę! Jestem taki odważny, że kurcze wszystkich pokonam i w ogóle super!”. Do wszystkiego podchodzi w pewnym dystansem i odwagę okazuje, jednak z głową. Nie jest wielkim wojownikiem, który myśli, że ma siłę i już wygrał, wręcz przeciwnie. Ona bierze pod uwagę siłę wroga i siłę swoją, dołączając to, jak kombinuje w głowie. Warto jeszcze wspomnieć o jej małych psikusach. Jest iście roześmianą dziewczyną, która nie odmówi sobie dobrego żartu czy odrobiny śmiechu, który szczerze mówiąc, zawsze jej towarzyszy. Jak była mała, to uwielbiała wykręcać numery członkom szajki. Teraz też jej się to zdarza, ale rzadziej. Ale i tak, tamte czasy wygłupów wspomina z uśmiechem. Tak jeszcze powiem trochę o jej pomaganiu drugiej osobie. Zwykle tego nie czyni, ale są momenty kiedy wyciągnie pomocną dłoń, ale na jakiekolwiek słowa „dziękuje” nie liczy, woli bez słowa pomóc. Jednak pamiętaj o tym, że ona nie zawsze to robi. Tak przy okazji jeszcze, powiem ci kolego, że ona ma pewne granice w jej charakterze. Otóż są to granice, które jak ktoś przekroczy, to wzbudza w niej się wewnętrzny smok. Choć, może to dziwne dla Fuegończyka, ale stara się go rzadko wywoływać. Cóż, jej charakterek chyba można sobie doskonale wyobrazić, lecz może zwróciłeś uwagę na to, że użyłam w pewnym momencie takiego sformułowania jak „codzienna maska”. Czyli, że ma też inną maskę? Jeśli tak myślisz, to dobrze kombinujesz. Jak to Reina mówi „Mam dwie maski. Jedna to ta, którą częściej noszę, a druga jest specjalna, którą ukrywam. Do pewnego czasu, ale ten pewien czas szybko nie przychodzi, a nawet nigdy”. Teraz zajmiemy się tą „specjalną maską”. Otóż ją zakłada naprawdę po długim czasie spędzonym z kimś. Naprawdę długim czasie, jej zaufanie się długo buduje. Otóż jest to osoba bardzo nie ufna. Można powiedzieć, że jeśli dostanie się w pełni jej zaufanie, to jakby pirat odnalazł górę złota. Rzadko kiedy komuś zaufa, ale tak naprawdę. Nawet bywa tak, że ktoś choć trochę zdobędzie jej zaufanie, a później je zniszczy. Wtedy takiej osobie Reina po raz drugi nie da tyle zaufania. Jednak jeśli ktoś dostanie jej zaufanie, to wtedy kobieta zakłada swoją specjalna maskę. A co kryje za nią? Otóż nadal ta sama twarda i sarkastyczna dziewczyna, lecz może trochę mniej opryskliwa. Bardziej przyjacielska, ale pamiętaj o tym, że pewne cechy zmianie nie ulegną. 
Hm, czy to wszystko? Mniej więcej. Starałam się jak najlepiej ją opisać i miejmy nadzieje, że mi to wyszło. Ale jeśli chcesz się o niej czegoś więcej dowiedzieć, to nic ci nie stoi na przeszkodzie do tego. 
Umiejętności, zainteresowania
Hobby: Przede wszystkim jazda konna. Od małego kochała konie, jeździ na koniach jak mało kto. Nie mówiąc już o wiedzy na ich temat. Do jej zainteresowań można również zaliczyć śpiew. Kiedy jest sama, uwielbia pośpiewać jakieś piosenki jakie wymyśliła, czy kiedyś się nauczyła. Pod tą twardą skorupą jej charakteru kryje się trochę wstydliwości jeśli chodzi o kwestię śpiewu. Ale jak w grę wkraczają wyścigi, to wiedz, że ona sobie ich nie odmówi. Wyścigi na ziemi czy na koniu, obojętne. Po prostu kocha się ścigać. 
Mocne strony: W kryzysowej sytuacji umie szybko wykombinować jakiś plan. Nie potrzeba jej wiele czasu by się wykaraskać z tarapatów. Szybko oblicza to i owo w głowie, bierze pod uwagę wszelkie możliwości i układa jakiś plan. 
Słabe strony: Reina stara się zawsze zapomnieć o przeszłości choć dobrze wie, że od tego nie można uciec. Jednak jeśli ktoś jej już przypomni o jej ojcu, przybranym bo przybranym, ale ojcu i mówi o nim źle od razu wzbiera się w niej złość. Kiedy ktoś przekroczy pewną granicę, po prostu wybucha gniewem i trochę nie kontroluje tego co robi, dodatkowo jest bardziej zdezorientowana. Dlatego nie mówi o swoim ojcu zbyt wiele. 
Jest dość … No dobra, jest bardzo wygadana. Ona nawet jak będzie mówić przed wszystkimi władcami, to jej komentarze znajdą się w jej wypowiedzi, podobnie jak ironiczne teksty. Jej charakterek jest taki sam. Czy to rozmawia z dzieckiem, czy królem, czy kij wie co jeszcze to nadal jej wygadana natura będzie jej towarzyszyć. Przez co nie raz wplątała się w kłopoty… 
Umiejętności fizyczne: Dziewczyna jest doskonała w skradaniu. Nauczyła się tego będą wśród złodziei. W sumie, prawie wszystko co umie nauczyła się będąc w szajce. Jednak skradanie się, jest naprawdę dobrze u niej rozwinięte. Choć, czasami przez jej charakter to skradanie idzie na marne, bo mówi na głos swój komentarz do sytuacji. Do skradania dochodzi również ciche zabijanie. Jak chce, to bezszelestnie zabije przeciwnika, choć czasami walki bezpośredniej nie odmówi. Nie wspominając już o szybkim biegu. To wyćwiczyła sobie sama i pomaga jej to. 
Umiejętności magiczne: Pseudonim Królowej Kruków nie pojawił się znikąd. Otóż Reina posiada moc tworzenia kruków. Nad jej dłonią tworzy się czarny płomień, który po chwili zamienia się w kruka. Kobieta może wytworzyć około siedmiu takich kruków na raz. Zwierzęta są wtedy jej posłuszne. Po jakimś czasie znikają, ale i zdarza się tak, że Reina na zawołanie może je zniszczyć. One nic nie czują, bo są tylko wytworem jej magii.
Umiejętności intelektualne: Ma doskonałą orientację w terenie. Podobnie jest jak przebywa w nieznanym otoczeniu. Pomimo tego, że widzi je pierwszy raz, to umie się bardzo dobrze w nim odnaleźć. 
Ten przebiegły lis bardzo szybko się uczy. Reina łatwo i szybko zapamiętuje to, co się jej pokaże czy powie. 

Autor: wixon3

Siła: 20 Szybkość: 20 Zwinność: 20 Czujność: 20 Wytrzymałość: 20

18 maja 2016

Od Farrah do Erica

Tawerna. Miejsce spotkań, gdzie możesz się zrelaksować lub łatwo zdobyć informacje od podpitych bywalców. Mieściła się przy szlaku handlowym, kilkanaście kilometrów od najbliższego miasta. To właśnie w tej niewielkiej izbie miałam się spotkać z krasnoludem, który był zorientowany w Aquańskich sprawach.
- A więc mów - zachęciłam Bohmena do konwersacji brzdękiem szklanych kufli pełnych piwa. - Ja stawiam.
- Jeśli pragniesz dostać się do Vonnborgu to masz przesrane. Nie byłem tam dobre kilka miesięcy, ale podobno reżim jaki tam panuje...O chłopie!
Na koniec swej wypowiedzi machnął ręką uderzając przy tym w kolano.
- Reżim?
- No Reżim - odpowiedział twierdząco mężczyzna, kończąc pierwszy i zarazem nie ostatni kufel trunku. Podrapał się jeszcze po głowie i pomasował po brodzie, zanim przeszedł do sedna. - Jak moja siostrzenica sprowadzała arbuzy, z tego... no, stałego lądu, to sprawdzali te cholerne owoce rozcinając je na pół. Na pół! I powiedz mi teraz co z takim towarem zrobić.
- Rozumiem - mruknęłam jakby sama do siebie, tkwiąc jeszcze przez chwilę w zamyśleniu. - Te tunele, to nadal się tam znajdują?
- Tunele? – powtórzył.
- Mam na myśli podziemną sieć jaskiń, którymi można było dawniej bezproblemowo się przemieszczać.
Dodałam poprawiając czarny płaszcz, który zakrywał moją twarz przed nieproszonym wzrokiem. Krasnolud jęknął ze zrozumieniem i pokiwawszy głową stwierdził, iż podziemna tunele zostały zniszczone kilka tygodni temu. "Stwierdził" bo dzwoniło mu to gdzieś tam, w tej durnej pustce, którą nazywa głową. Granice miasta też odpadły z listy tras, którymi miałabym się dostać do centrum miasta. Są pilnowane cały czas przez strażników, a na dodatek, zostały ogrodzone wielkim 50 metrowym murem, który chroni przed nieproszonymi gośćmi. Nie było opcji żebym się tam dostała, nawet za pomocą portali.
Wtem, na drewnianym podwyższeniu pojawił się grajek ze swą trupą. Gwar tawerny przycichł, a dobrze znana wszystkim piosenka "O Dellamo moja" rozbrzmiała dookoła.
- Trupy artystyczne wpuszczają?
Kropla nadziei na mniejsze kombinowanie przepadła wraz z kolejnym przeczeniem Bohmena.
- A kupiec, listonosz, służka…?
Każdy zawód jaki wymieniłam kończył się kiwaniem głową w poziomie. Nawet jeśli udało by mi się dotrzeć do muru, jako bodajże kupiec, musiałabym oczekiwać kilku miesięcznej zgody na wjazd i następnej na wyjazd.
Postanowiłam więc na chwilę spuścić wzrok z Bohmena, by rozejrzeć się po karczmie w pogoni za czymś co wprowadzi mnie do miasta. W jednej chwili dostrzegłam rannego bojownika rebeliantów, o których mówił niedawno krasnolud. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie na dębowym krześle, po czym złożył listę zamówień do cycatej kelnerki.
- A jakbym wstąpiła do rebelii i w miesiąc podbilibyśmy miasto, to co? - zapytałam krasnoluda, przyglądając się nadal bojownikowi.
- Co prawda ponad połowa miasta ich wspiera, więc może się udać.
Złowieszczy uśmiech na mojej twarzy pojawił się od razu po twierdzącej odpowiedzi towarzysza. Wystarczyło teraz tylko w jakiś sposób dołączyć do bojowników i w jak najkrótszym czasie postawić swą stopę w centrum miasta.
I tak też zrobiłam, starając się jak najszybciej wstąpić do oddziału pod dobrym pretekstem. Złapana przez strażników służąca, chcąca wstąpić do prawych brzmiała całkiem dobrze.

<Eric?>

15 maja 2016

Od Erica

Czas, jak na złość, zdawał się stać w miejscu. Wydawało mi się, że od wieków już czekam na pojawienie się jednego z dowódców, podczas gdy w rzeczywistości minęło zaledwie kilka minut odkąd po niego posłałem.
Podenerwowany, nie mogłem usiedzieć na miejscu, skupić się na swoich obowiązkach, chodząc w kółko po namiocie. Przeczesałem włosy rękoma, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie tak... Czułem jak zwierzę wewnątrz mnie budzi się ze snu, ospale otwiera oczy, czując mój niepokój. Zaciskając pięści, dalej krążyłem po niewielkim pomieszczeniu, starając się pamiętać o oddechach.
Poły namiotu rozsunęły się, a do środka wszedł niski mężczyzna w lekkiej zbroi ze skóry. Mógłby być moim ojcem, a jednak to on czuł respekt przede mną. Skłonił głowę w uznaniu i wyprostował się, jak prawdziwy żołnierz. Za nim, do namiotu weszła Dena – niska, skromna i trochę zdenerwowana. Przestępowała z nogi na nogę, tak jak ja nie mogąc nawet chwili ustać w miejscu. Nie mówiłem jej w jakim celu wzywam dowódcę, ale skoro była tak niespokojna, musiała już coś wiedzieć. Coś złego? Coś się stało?
- Czy mój b... - zawahałem się. Ostrzegano mnie by się zbyt nie spoufalać z żołnierzami, by używać tylko oficjalnych tytułów dla bezpieczeństwa swojego jak i rodziny. W przypadku mojej rodziny, nie chodziło tylko o bezpieczeństwo, ale również ich poważanie wśród innych. Gdyby ktoś dowiedział się, że jeden z nich jest bratem króla, zapewne nie patrzyliby na niego już w taki sam sposób. Nie szanowaliby tak, jak to robili do tej pory. Dlatego wziąłem głęboki wdech, starając się nadać sobie władczy wygląd, do którego przywykli moi generałowie. - Czy Trzynasty Oddział wrócił już z wybrzeża ?
Dena, stojąca za generałem zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć, o co właściwie mi chodzi. Widziałem, jak w jej oczach pojawia się zrozumienie, które szybko znów przemienia się w niepokój. Choć to ja byłem z czwórki rodzeństwa najstarszy, to właśnie Dena była dla nas jak druga matka, i to z nią rozumiałem się najlepiej. Pod wieloma względami byliśmy podobni. Oboje zawsze martwiliśmy się o resztę.
- Są w obozie już od dobrej godziny – powiedział mężczyzna ewidentnie zaskoczony pytaniem. - Nikt Króla nie powiadomił o...
- Dziękuję, możesz odejść – wszedłem mu w zdanie. Byłem zbyt zaaferowany by nawet zaczekać na jego wyjście. Wyminąłem go, wychodząc z namiotu i szybko ruszyłem między namiotami.
Obozowisko, wciąż się przesuwało, utrudniając obecnym strażom znalezienie nas, dlatego jedyne na co mogliśmy sobie pozwolić to namioty, rozkładane pomiędzy pniami drzew. Zdawało się jednak, że nikomu to nie przeszkadza. Żołnierze byli przyzwyczajeni do ciężkich warunków dzięki szkoleniom, a reszta, która do nas dołączyła, w większości nie miała możliwości przyzwyczajenia się do luksusów.
Usłyszałem za sobą pośpieszne, drobne kroki, więc trochę zwolniłem wiedząc, że to Dena próbuje mnie dogonić na swoich krótkich nóżkach. Zdyszana w końcu się ze mną zrównała, choć wciąż musiała się wysilać by dotrzymać mi kroku.
- Do oddziału trzynastego należy Thales, prawda?
Nie odpowiedziałem
- Czy coś się stało? Został ranny lub go pojmano?
- Nie chodzi o Thalesa. - powiedziałem z wahaniem. - Zabrał ze sobą Jill – starałem się być spokojny, jednak gdy chodziło o rodzinę, szybko traciłem zimną krew. Nie potrafiłem jasno myśleć. Moje wewnętrzne zwierze zaczynało szczerzyć zachłannie kły wyczekując chwili by się uwolnić z kajdan, jakie na nie nałożyłem.
Przez chwilę Dena cicho szła obok mnie, zastanawiając się. Wiedziałem, co spróbuje zrobić. Będzie chciała jakoś usprawiedliwić brata, znaleźć nieistniejącą wymówkę, bronić go. W tym się różniliśmy. Ja wiedziałem doskonale, jak nieodpowiedzialny potrafi być Thales i jak porywcza bywa Jill.
- Może wcale nie? Wiesz, jaka jest Jill, mogła dołączyć bez jego wiedzy... Bez niczyjej wiedzy.
Westchnąłem głośno, kręcąc głową. Właśnie tego się spodziewałem.
- Nie mogła zrobić tego sama. Przed wyjściem z obozu ktoś powinien ją zatrzymać. Ktoś czyli Thales bo to on dowodził tym oddziałem.
Nie miała okazji już nic więcej powiedzieć, bo właśnie weszliśmy do namiotu naszego brata. Siedział przy stole razem z Jill, jak zwykle się kłócąc, jednak gdy weszliśmy, oboje wstali jak porażeni. Rzadko kiedy bywali tak zgrani jak w tej chwili, gdy rudowłosa wycofała się ze skruszoną miną w głąb, a ciemnoskóry wyszedł w moją stronę z uniesionymi uspokajająco dłońmi.
-Wiem, że jesteś zły... - zaczął Thales, jednak szybko mu przerwałem.
- Nie masz pojęcia, jak jestem wściekły. Wychodziłem z siebie, zamartwiając się o was, jednak nie to jest najgorsze.
-Daj spokój, braciszku – odezwała się Jill, odzyskując swój zwyczajowy rezon. Z uśmiechem postąpiła w naszą stronę. - Nic mi się nie stało. Powinieneś mnie tam widzieć. Byłam świetna!
W tamtej chwili nie byłem już sobą. Zupełnie nie obchodziło mnie, co Jill ma do powiedzenia. Wiedziałem, że jest dobra jeżeli chodzi o walkę, wciąż jednak była tylko dziewiętnastolatką. Nie powinna uczestniczyć w walkach i nie powinna ignorować wydanych jej rozkazów.
Wziąłem kilka głębokich, oczyszczających wdechów, odganiając wszelkie uczucia i przywołując w myśli słowa dawnej królowej. Musiałem nauczyć się oddzielać sprawy rodzinne od służbowych.
- Zachowałeś się skrajnie nieodpowiedzialnie. Nie jak dowodzący, a jak dzieciak, który nie potrafi przewidzieć niebezpieczeństwa – zwróciłem się do Thalesa. Po jego minie widziałem, że jest jednocześnie zaskoczony moim nagłym wybuchem i zły wypowiedzianymi przeze mnie słowami. Zerknąłem jeszcze raz na Jill, która z założonymi rekami stała obok. - Zostajesz zawieszony, ona też. Do odwołania, nie wolno wam opuszczać obozu.
Rzuciłem obojgu chłodne spojrzenie i ruszyłem w stronę wyjścia, słysząc za sobą ich narzekania i Danę, próbującą jakoś załagodzić sytuację. Cała trójka ruszyła za mną, chcąc całą sprawę jeszcze raz przedyskutować.
- Puszczajcie mnie! - usłyszałem nagle przebijający się przez ogólne zamieszanie w obozowisku głos. - To pomyłka!.
Cała nasza czwórka nagle umilkła, próbując zlokalizować właściciela ów głosu. Za drzewami, dobrych pięćset metrów od nas, ktoś szamotał się z grupą naszych strażników, próbując się im bez powodzenia wyrwać.

Spojrzeliśmy z rodzeństwem na siebie, i bez zbędnego gadania ruszyliśmy w tamtą stronę chcąc dowiedzieć się, o co właściwie chodzi.

<ktoś?>