Strony

Mieszkańcy

28 listopada 2015

Od Wintera - CD. Nastii

Odepchnęła mnie, ale nie zamierzałem zwracać na to uwagi. Żyła i był to prawdziwy cud.
Przez cały ten czas, gdy pomagałem, leczyłem... Fakt, że moi pacjenci przeżyją był oczywisty. Nie zajmowałem sobie głowy rozmyśleniami "co by było gdyby". Gdybym nie zdążył podać leku, gdybym źle zdiagnozował objawy, gdybym się pomylił. Ale Nastia naprawdę umierała. Nie potrafiłem jej pomóc w żaden sposób. A teraz żyła. Była cała, zdrowa, szczęśliwa. Nie potrafiłem nie okazać również swojego szczęścia z tego powodu. I ulgi.
Dziewczyna patrzyła na mnie spode łba, czego mogłem się spodziewać. Od samego początku mi nie ufała, dlaczego teraz miałoby się to zmienić?
- To było niesamowite - stwierdziłem z uśmiechem - Dobrze, że nic ci nie jest. Choć oczywiście wolałbym, żeby to była moja zasługa, a nie... magii.
Nastia skinęła głową, wciąż głaszcząc swojego konia po szyi.
- I tak wiele zrobiłeś, za co ci dziękuję.
"Nie dość" pomyślałem przypominając sobie opanowujące mnie uczucie bezradności. Choroba postępowała zbyt szybko, a ja nie wiedziałem co robić. To się nie mogło powtórzyć. Musiałem znaleźć skuteczne lekarstwo... na wszelki wypadek. Nie mogłem liczyć, że każda ofiara tej rośliny zdoła się cudownie uleczyć.
Nagle, zza drzew wyskoczyła wilczyca stając między mną, a Nastią z wyszczerzonymi kłami. Warczała groźnie na dziewczynę, jeżąc się cała. Nie odrywała od niej wzroku, powoli zataczając wokół coraz większy łuk, wciąż jednak, oddzielając nas od siebie.
Nastia cofnęła się zlękniona, przywierając do swojej klaczy, koń jednak sam przerażony był nagłym pojawieniem się drapieżnika. W panice próbował jak najszybciej oddalić się od wilka, robiąc przy tym niesamowite zamieszanie.
- Co się dzieje? - spytała zdezorientowana Nastia, patrząc na mnie, szukając pomocy, wsparcia. Mogłem tylko domyślać się, co czuje. Paraliżujący strach. Z jednej strony, chciało się uciekać jak najszybciej, ale wyszczerzone w twoją stronę kły hipnotyzowały, nie pozwalając zrobić żadnego gwałtowniejszego ruchu. Zwierzę jest szybsze i bardziej niebezpieczne, więc nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Chyba, że umiało się z nimi rozmawiać.
- Saba?! - krzyknąłem, próbując zwrócić na siebie uwagę wilczycy. Jej prawe ucho lekko drgnęło dając mi znak, że słucha. - Co ty wyprawiasz?
'Chronię cię'
Jej głos w mojej głowie był bardziej brutalny niż zwykle. Wiedziałem, że jej złość nie jest zwrócona ku mnie, jednak sam fakt, że z mojej przyjaciółki mogła emanować tak negatywna energia, przerażało mnie. Zwłaszcza, że osobą, którą najpewniej chciała skrzywdzić, była Nastia.
'Wcześniej tego nie wyczuwałam, przez otaczający ją odór śmierci, ale teraz jest inaczej. To zmiennokształtna'
- I co to niby zmienia? - starałem się zachowywać spokojnie, jakby nic się nie działo. Chciałem tym dodać nieco otuchy dziewczynie, która wciąż przypatrywała się mnie i Sabie. Miałem nadzieję, że jeśli zauważy, że ja jestem spokojny, sama też nieco się rozluźni i zdoła zapanować nad swoją klaczą.
'To zmienia wszystko. Zmiennokształtni to same kłopoty. Wybryki natury. Nie są ani jednymi z nas, ani nie należą do was. Przez to są jeszcze bardziej niebezpieczni. Trzeba ich tępić, jak każde szczenie nie dość silne do samodzielnej walki. A nawet brutalniej, bo oni są w stanie walczyć. I wybić nas wszystkich. Co do jednego'
Słowa wilczycy mnie przeraziły. Nie rozumiałem, co dokładnie miała na myśli i chyba nawet nie chciałem. Obawiałem się, że prawda mogła być jeszcze gorsza niż moje wyobrażenia.
Walczyły we mnie dwie myśli. Wiedziałem, że jeżeli chodzi o sprawy związane z magią i nienaturalnymi stworzeniami, powinienem słuchać się Saby. Widziała i wiedziała o wiele więcej niż ja. Jednak patrząc na Nastię nie potrafiłem sobie wyobrazić, by mogła kogokolwiek skrzywdzić.
Przyglądałem się dziewczynie nie potrafiąc podjąć decyzji. Nie wiedząc, co zrobić.
- No i? - ponagliła mnie, zaglądając mi w oczy. Co miałem zrobić?
- To jeszcze nic nie znaczy - odpowiedziałem wilczycy, bardzo starannie dobierając słowa.
'Jesteś jeszcze młody' zadrwiła wilczyca, jednak po raz pierwszy odwróciła łeb w moją stronę. 'Sam widziałeś. Ona powinna była umrzeć, a jednak stoi przed tobą. Nikt nie powinien drwić ze śmierci. To się zawsze źle kończy'
- Źle dla kogo? Żyje, to chyba dobra wiadomość?
'Dla niej dobrze. Ale jak to się skończy dla ciebie? Jeśli zostaniesz w jej towarzystwie... Śmierć nie jest zbyt cierpliwa. Zabijmy ją, to odejdzie'
Przeszły mnie ciarki. Wilczyca mówiła o śmierci jak o realnej istocie i chyba to było w tym najgorsze. Wiedziała co mówi, więc nie mogłem tego zignorować.
- Sam się tym zajmę. Nikt tu dziś nie umrze.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie z wilczycą w oczy, jednak w końcu odpuściła.
'Jak wolisz' warknęła i dwoma susami, skoczyła między drzewa. Nie miałem wątpliwości, że wciąż będzie mnie obserwować, jednak dla Nastii i jej klaczy lepiej było, by robiła to z pewnej odległości.
Dziewczyna wypuściła gwałtownie powietrze i oglądając się na otaczające polanę drzewa, podeszła parę kroków bliżej. Trzęsła się ze strachu. Mimo, że nie wiedziała, o czym rozmawiałem z Sabą, sama groźba wilczycy wywarła na niej ogromne wrażenie.
- Powiesz mi, o co chodziło? Powinnam się bać?
Przyglądałem się jej zaniepokojonej twarzy. Bardzo starała się brzmieć swobodnie, jakby cała ta szopka nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia. A mimo to, jej oczy wciąż błądziły po krawędzi lasu, gdzie ukrywała się Saba.
- Wszystko w porządku - uśmiechnąłem się. Zbliżyłem się jeszcze kilka kroków i pochyliłem, ustami ledwie dotykając policzka dziewczyny. - Bałaś się? - wyszeptałem jej do ucha.
Tak jak się spodziewałem, jej twarz zrobiła się czerwona ze złości i ,prawdopodobnie, zażenowania. Szybkim ruchem odepchnęła mnie od siebie, znów spoglądając groźnie, jakbym to ja jej przed chwilą groził.
W odpowiedzi roześmiałem się, widząc że mój plan zadziałał. Przestała myśleć o krążącej wokoło wilczycy, a skupiła się na mnie.
- Powinnaś chyba wracać do domu. Ktoś na pewno się o ciebie martwi.
- Wątpię, ale masz rację. Powinnam już wracać.
- Świetnie - uśmiechnąłem się, patrząc jej w oczy. - Odprowadzę cię.
- Poradzę sobie - próbowała mnie powstrzymać, ale ja już przywoływałem do siebie Tańczącego Liścia.
Nie wątpiłem, że sobie poradzi. Nie miałem też jednak żadnych wątpliwości, że Saba tak łatwo odpuści. Dla bezpieczeństwa wszystkich chciałem odprowadzić Nastię do jej wioski, a jeśli to będzie konieczne, nawet pod same drzwi domostwa.
Ruszyłem w stronę chaty, a Nastia podążyła za mną, wciąż rozeźlona.
- Dokąd idziesz?
- Po dwoje rzeczy. Nie wiem jak ty, ale ja nie lubię podróżować z pustym żołądkiem.
- Nie musisz ze mną jechać. To niedaleko.
- Wiem.
Nie śpiesząc się wyszukiwałem w domu kolejne potrzebne mi rzeczy. Trochę jedzenia, ziół, ubrań. Ostatecznie miałem ze sobą dwie dość spore torby, które zarzuciłem na grzbiet Liścia, który prychnął z niesmakiem.
- Wiem, że ci się to nie podoba - westchnąłem słysząc cały sznur niewybrednych przekleństw skierowanych w moją stronę. Nastia stała obok swojej klaczy, przyglądając mi się, wciąż zła i zniecierpliwiona.
W końcu osiodłałem swojego konia i już na jego grzbiecie, podjechałem do dziewczyny. Nie ruszyła się z miejsca, tylko podniosła głowę, by na mnie spojrzeć.
- Mogłabym się przemienić i bez żadnych problemów wrócić z Mystery. Same.
Posłałem jej kolejny uśmiech, nachylając się w jej stronę.
- Bez problemów, co? Tak samo jak ostatnim razem?
Tym komentarzem ją uciszyłem. Zgromiła mnie spojrzeniem, jednak wsiadła na swoją klacz i ruszyła w stronę drzew, a ja tuż za nią. Przez cały czas bacznie obserwowałem otaczające nas drzewa, szukając wilczycy. Wiedziałem, że jest blisko. W pewien sposób, wyczuwałem już jej obecność. Trzymała się jednak z dala, mogłem się więc odprężyć i cieszyć przejażdżką.
Nastia jechała kilka kroków przede mną, nawet nie sprawdzając, czy wciąż jadę. Zastanawiałem się, czy potrafi nawiązać więź z Tańczącym Liściem podobnie jak ja z Sabą. To by wyjaśniało, dlaczego zwierzę, które nawet mnie czasem ignoruje, do niej podeszło bez zawahania.
'Niewygodnie mi. Nie mogłeś zostawić tych worków?'
- To zemsta za wybranie jej zamiast mnie - zaśmiałem się, na co Nastia odwróciła się, posyłając mi kolejne mordercze spojrzenie. Zwolniła jednak, zrównując się ze mną i dalej jechaliśmy już jednym tempem.
- Powiesz mi, czego chciał ten wilk?
Zerknąłem na nią kątem oka. Nie patrzyła na mnie. Wzrok wbijała w las przed nami.
- Nie - odpowiedziałem prosto mając nadzieję, że uda mi się ją znów rozzłościć.
- To po co ze mną jedziesz? Sam widzisz, że świetnie poradziłabym sobie sama.
"Tego właśnie nie jestem pewien"
- Mam w tym swój interes. Odprowadzę cię, gdziekolwiek mieszkasz i pojadę dalej, do Mirhaven.
Od dawna odkładałem tę podróż, nie ze względu na koszta, ale zwykłą wygodę. Dobrze czułem się w lesie, sam ze zwierzętami i otaczającą mnie przyrodą. Miasto zapamiętałem jako brudne, zatłoczone i pełne bólu. Nie chciałem tam wracać, choć wiedziałem, że w końcu będę musiał.
- Może wybierzesz się tam ze mną?
- Niby dlaczego miałabym się zgodzić? - prychnęła Nastia. Była zła, ale nie chodziło tylko o to. W gruncie rzeczy, w ogóle mnie nie znała. Jak dla wszystkich innych, byłem dla niej tylko mężczyzną spotkanym w gęstym lesie. Niektórych to intrygowało... Ją trzymało ode mnie z daleka.
Odwróciłem się w jej stronę, chcąc spojrzeć w jej oczy. W pewien sposób, rzucić wyzwanie. Ona też zwróciła twarz ku mnie. Choć w jej oczach wciąż tliły się iskierki gniewu, uśmiechnąłem się szyderczo.
- Żeby zaszaleć. Zrobić coś, czego nigdy by się nie zrobiło. Żeby choć przez krótki czas nie myśleć o konsekwencjach swoich wyborów.
Gdy to powiedziałem, gdzieś za nami rozległo się wycie wilka. Doskonale znałem to wycie. Jednak po nim, pojawiło się kolejne. I następne. Co najmniej tuzin wilków.

<Nastia? W końcu się doczekałaś. Jak ci się podoba? :D>

2 komentarze:

  1. Podoba się.
    Mam pewne plany. Winter dowie się więcej niż powinien od Nastii, pod wpływem chwili, tyle jestem w stanie Ci zdradzić ;D

    ~Nastia

    OdpowiedzUsuń