Strony

Mieszkańcy

4 października 2015

Od Margles - CD. Mattiasa

Moje policzki przybrały odcień szkarłatu, gdy uświadomiłam sobie, że przemawia do mnie sam władca. Był całkiem sympatyczny. Spuściłam wzrok szukając oparcia w podłodze. Onieśmielona, zapomniałam języka w buzi. Zrobiło się zimno. Bez słowa wzięłam do ręki rzeczy, które przyniosłam ze sobą i udałam się w stronę zapełnionych książkami regałów. Już z daleka poczułam dziwny zapach. Ostatni raz czułam go, gdy moja sukienka znów została splamiona krwią. Myślami wróciłam do dni, gdy moje życie miało choć odrobinę kolorów. Ale te dni już dawno odeszły i tak jak czas biegł dalej, ja musiałam pognać do przodu w pędzie, zwanym życiem. Było mi smutno, że nie mam nikogo, dla kogo warto byłoby żyć. Nikogo. Szybko pomyślałam o marzeniach. Dla nich żyłam. Smród zaczął przybierać na sile wraz z każdym moim krokiem. Skręciłam, idąc za zagadkowym zapachem. Za następnym zakrętem zobaczyłam winowajcę smrodu. Trup. Chudy mężczyzna z posiwiałą gdzieniegdzie brodą i zakolami leżał z rozprutym brzuchem. Z jego wnętrza wystawały flaki. Nie krzyknęłam, jak zrobiłby ktoś inny na moim miejscu. Widziałam już śmierć i nie bałam się spojrzeć jej w oczy. Pochyliłam się nad zwłokami, by lepiej się im przyjrzeć. Złoty kolczyk w uszach i żeglarskie odzienie sugerowało, że to marynarz lub ktoś, kto często bywa w portach. Szczęściarz. Na pewno widział wiele więcej niż ja. Ech, gdybym miała środki.... Wtem moje rozmyślania przerwał odgłos chodu ciężkich, żołnierskich buciorów. Kilka mężczyzn z grobowymi minami pochwyciło mnie i założyło grube kajdany.
- Co wy robicie? - powiedziałam z nutką zdziwienia w głosie.
- Jesteś aresztowana za zabójstwo - rzekł ze stoickim spokojem jeden z nich. W jego spojrzeniu pochwyciłam pogardę. Bezczelny typ! Zwykle nie odzywałam się, ale jakoś bronić się musiałam!
- Czy to jakiś chory żart? Nie jestem żadną morderczynią! - krzyczałam, szarpiąc się. Ci mocniej zacisnęli kajdany i pchnęli mnie w stronę wyjścia. Widziałam jak kucają przy trupie, by zapisać w raporcie wszystkie ważne szczegóły. Ktoś założył rękawiczki i zaczął ruszać ciało, a ktoś inny zawołał sprzątaczki, by pozbyły się odoru zakrzepłej krwi. Skrzywiłam się, gdy żołnierz niefortunnie podniósł zabitego i jego jelito cienkie wypadło na twarz mundurowego. Zaczął krzyczeć jak mała dziewczynka, a jego współpracownicy próbowali zdjąć mu z twarzy organ. Całemu zajściu przyglądał się książę. Nawet nie mrugnął, gdy skuta przechodziłam obok niego. Czy myślał, że jestem zdolna do morderstwa? Nawet mnie nie znał. Moje dziwne zachowanie mogło sugerować, że jestem spaczona psychicznie, ale bez przesady. Nie byłam morderczynią.
***
Zawsze ciekawiło mnie, jak wyglądają lochy, ale nie chciałam ich podziwiać w taki sposób. Zostałam brutalnie wrzucona do zimnej, ceglanej celi z metalowymi kratami. Byłam w więzieniu. "Moja świętej pamięci babcia, w grobie się przewraca" - pomyślałam mimochodem. Brakowało mi jej. Zawsze służyła dobrą radą i pysznym ciastem. Na odchodnym, strażnik rzucił:
- Do  zobaczenia w sądzie, skowronku.
Zamarłam. Tylko jedna osoba tak mnie nazywała. Skrzywiłam się. Odszedł, a ja zostałam sama z moimi myślami. Zostałam bezpodstawnie oskarżona o morderstwo mężczyzny, którego widziałam pierwszy raz w życiu. Świetnie. Fantastycznie. Czy ja miałam wrodzony dar pakowania się w kłopoty? A może to los, znów ironicznie się do mnie uśmiecha? Nikt nie mógł mi odpowiedzieć na te pytania. Z pewnością byłam idealnym magnesem na nieszczęśliwe wydarzenia. Ale będzie dobrze. Jak kot, zawsze spadam na cztery łapy. I często pomagają mi w tym moje zdolności. Położyłam się na twardej płycie imitującej łóżko. Nie było tam ani ciepłego koca, ani miękkiej poduszki, które otuliłyby mnie do snu. Zamknęłam oczy, starając się zasnąć, lecz nie mogłam. Byłam przerażona. A jeśli zostanę w tym okropnym miejscu do końca swych dni? Po jakimś czasie zasnęłam, lecz śniły mi sie same koszmary.
***
Nazajutrz obudziło mnie mocne szarpanie.
- Masz gościa - powiedział gburowaty strażnik, którego twarz widziałam wczoraj, jako ostatnią. Za grubymi kratami, które skutecznie utrudniały mi ucieczkę i trzymały mnie z dala od świata, stał rudowłosy książę. Czego mógł chcieć? Odważyłam się spojrzeć w jego zielone oczy. Czyżbym wychwyciła w nich odrobinę ciekawości? W pokoju dla sprzątaczek słyszałam o nim wiele rzeczy. Podobno był cichy i małomówny, inne sprzątaczki sądziły, że nie jest mało towarzyski i aspołeczny, w przeciwieństwie do swojego brata, który prowadził dość... towarzyski tryb życia. Byłam ciekawa, czego mógł chcieć? Czy przyszedł mnie osądzać? Poprosił strażnika, by zostawił nas samych. Ten przypomniał mu, że jestem morderczynią. grzecznie przypomniał, że jeszcze nie udowodniono mi winy, dzięki czemu zrobiło mi się ciepło na sercu. Strażnik niechętnie wpuścił go do mojej celi.
- Wiem, że jesteś niewinna - oznajmił rezolutnie, jakby chodziło o kradzież chleba. Mimo to rozpromieniłam sie na wieść, że ktoś we mnie wierzy, co nie uszło jego uwadze - Nie mogłabyś go zabić - mówił dalej, a ja zamieniałam się w słuch - Chcę ci pomóc oczyścić się z zarzutów - zaproponował. Milczałam przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Jak? - zapytałam krótko, zdziwiona propozycją pomocy od samego księcia.

<Książę?>

2 komentarze: