Strony

Mieszkańcy

3 sierpnia 2015

Od Anny - CD. władców

- Wybacz, Mer, nie chciałam być niemiła - rzuciłam w odpowiedzi. Nigdy za nią nie przepadałam.
Mer podeszła do czerwonego tronu, a Axel podreptał za nią i usiadł na oparciu.
Nastała niezręczna cisza. Ruth usadowiła się głębiej w fotelu. Zaczęłam przeglądać papiery.
- To, że przyszłam, nie znaczy, że macie być cicho. Jeszcze nie wprowadzam zasady milczenia w mojej obecności.
- Dzięki, Mer - skwitowała Ruth.
Znowu cisza. Było słychać nawet stukot koni z korytarzy.
- Ruth, dostarczysz mi te 10 tysięcy sztuk ryb?
- Tak... Płacisz w złocie czy piętnikach?
- W piętnikach bym wolała.
- Dobrze więc. Powiem matce.
I znowu cisza. Arona, Matta i Lyrinn dalej nie było. Mer bawiła się swoją bielizną (którą uważała za suknię), Axel patrzył się w dal nieprzytomnym wzrokiem, a Ruth zaczęła się rysowć wzorki na oparciu fotela.
Axel spuścił wzrok ze ściany i spojrzał na mnie. Patrzył się, jakbym była zjawą. Udawałam, że tego nie widzę, nie odrywając wzroku znad kartek.
Siedzieliśmy tak parę ładnych minut. Księżniczka Fuego'a wierciła się przez cały ten czas.
- Dobra! - krzyknęła i walnęła rękami o podłokietniki. - Skoro ich nie ma, to może zakończymy to JAKŻE NUDNE spotkanie i uda...
Nie zdążyła ukończyć zdani, bo Sali wpadli dwie (jakże różne) osoby.
- Witam, piękne księżniczki! - zawołał, a któż by inny, Aron. - Całuję rączki!
I swoim taktownym krokiem podbiegł do każdej z nas i ucałował "rączki" wszystkim dziewczynom. Axela zignorował. Zasiadł w fotelu, odrzucając płaszcz do tyłu. Pomimo podków pod oczami wydał się jak zwykle w świetnej formie. Meridaah wbiła wzrok w Arona i przygryzła wargę.
Matt zamknął drzwi z wyrytym znakiem Aire'a i spokojnie podszedł do nas. Ukłonił się i stanął obok fotelu, na którym siedział jego brat. Dostrzegałam pewne podobieństwo między rodzeństwem Breezów i Avenlope'ów. Aron i Mer byli zdecydowanie dominujący, natomiast Mattias i Axel zawsze byli w ich cieniu.
I znowu zapadła cisza. O wiele lepiej się czułam, kiedy czekałam sama z Ruth. Przynajmniej z nią mogłam pogadać o wszystkim. Aron kątem oka patrzył na skąpo ubraną Meridaah, a drugim kątem oka na dekolty Ruth i mój. Czasami zastanawiałam się, czy jego magiczną mocą nie jest czasami umiejętność patrzenia się na kobiety bez jakiejkolwiek wpadki. Pewnie ktoś nieznający nawet nie wiedziałby, że on gapi się praktycznie na każda ładniejszą dziewczynę. Raz skorzystałam z telekinezy, by dowiedzieć się co myśli. Ale szybko się wycofałam, jak tylko usłyszałam "No ładnie, ładnie. Ciekawe co masz pod tym...". Zastanawiałam się, czy słusznie posłuchałam Marthę, biorąc tą białą suknię, która była ZDECYDOWANIE bardziej odsłaniająca niż zielona.
Aron najwyraźniej się znudził gapieniem się na nas, bo zapytał:
- Co się robi na tym spotkaniu? Siedzi i kontempluje nad sensem bycia pod ziemią?
- Nie - ucięłam. - Czekamy na Lyrinn.
- Aron, proszę cię. Mógłbyś się jakoś zachowywać - powiedziała Matt do brata ledwo słyszalnym głosem.
- Właśnie, A... Aron - powiedziała cicho Mer, nadal nie odrywając wzroku od księcia.
I tak siedzieliśmy patrząc się na siebie. Ja w papiery, Axel na mnie, Aron na wszystkie dziewczyny, Mer na Arona, a Matt i Ruth na wszystkich dookoła i ściany.
- Anno... - powiedział naglę Axel. Podniosłam wzrok znad dokumentów i popatrzyłam na niego. Podobnie jak Aron, Mattias i Ruth. Mer dalej bawiła się "suknią". A bawiła się nią tak zagorzale, że martwiłam się, że zaraz ją sobie zerwie.
- Eee... Czy... Kiedy dostarczysz nam te 5 jednorożców? - zapytał szybko, głosem urzędowym. Mer nawet nie zareagowała. Axel zawsze zajmował się takimi podstawowymi sprawami funkcjonowania państwa jak handel. Meridaah natomiast zajmowała się pewnym "przybytkiem", którym swego czasu się mocno chwaliła (oczywiście nieoficjalnie). Przybytkiem, do którego często zaglądają mężczyźni, których żona wyrzuciła z domu i czują się "samotnie".
- Już je wysłałam. Powinny już dotrzeć - zdziwiłam się lekko. Wysłałam je przecież już miesiąc temu. Patrzył się na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. A było w nich coś dziwnego. Stwierdziłam, że denerwuje się, bo dużo dał za te 5 magicznych koni. Rozumiałam jego ból. Sama zajmowałam się całym organizowaniem Królestwa, co wcale nie było takie łatwe. Axel zamilkł na chwilę.
- No cóż, tak bywa jak się coś wysyła "ekspresową" amazyjską pocztą - rzucił Aron, z lekkim uśmieszkziem.
- Mam nadzieje, że nic się im nie stanie - popatrzyłam podejrzanym wzrokiem na Mer.
- Nie martw się, kochaniutka. Będą tylko siedzieć w stajni. Ładnie się komponują - stwierdziła gorzko. - Nic się im nie stanie. Nie jemy jednorożców, wbrew twoim mniemaniom.
Axel walnął siostrę w bok. Mer się zaśmiała, a Aron jej zawtórował. Wzniosłam oczy do nieba.
- Już dobrze, Anno, nie denerwuj się - powiedział Aron, dalej się uśmiechając. Policzki Mer pzybrały kolor jej włosów.
- Mało śmieszne - skomentowała Ruth.
- Coś długo nie ma tej Lyrinn - odezwał się Mattias.
- Będzie - odpowiedziałam stanowczo. - Sama mi to pisała.
- Takie tam, ploteczki z księżniczką Tierra'y - zaśmiał się Aron. - W ogóle to nie macie czegoś do popicia?
Mer spojrzała na Arona dziwnym wzrokiem. Postanowiłam doświadczalnie zobaczyć o czym myśli. "Pewnie... Dałabym ci pić z moich...". Nie! Zakończyłam połączenie. Nie chciałam słuchać dalszego fragmentu zdania.
Axel poruszył się nerwowo.
- Słuchaj, Aniu, ona chyba nie przyjdzie - stwierdziła Ruth. Spojrzałam na nią.
- Możliwe, że masz racje... W takim razie przejdźmy do...
Ale nie zdążyłam dokończyć zdania. Zielone drzwi zaskrzypiały i weszła blond-włosa Lyrinn.
- Przepraszam, że przyszłam tak późno - powiedziała cicho.

(Reszta?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz