Strony

Mieszkańcy

30 maja 2016

Od Lily - CD. Sygny

Dzień zaczął się tak obiecująco. O dziwno nie wstałam dziś o 14.00, jak zwykle, gdy przesiaduje tak długo w pracowni i nie czułam się niewyspana. Miałam tak dobry humor, że podczas pielęgnacji włosów nuciłam pod nosem milutką melodyjkę. Złociste słońce rozświetlało każdy kąt w pokoju, z zewnątrz słychać było już jak miasto i jego mieszkańcy budzą się do życia. Siedziałam w swojej sypialni, przy toaletce czesząc dokładnie śnieżne loki, a Spartakus zasypiał na blacie jednej z komód.
Zignorowałam wczorajszy incydent. To tylko jeden obraz, nie trzeba z takiego powodu zaraz panikować i wzywać straż. Gdyby były to pieniądze oczywiście, że inaczej bym na to zareagowała.
Przyjrzałam się swojemu odbiciu analizując szczegóły. Nic nowego…
Ta sama trupio blada skóra, czerwone oczy i białe włosy spływające po plecach jak fale uspokojonego morza.Ponownie wzięłam do ręki pojedynczy gruby kosmyk i zaczęłam go rozczesywać.
Ten dzień miał być spokojny, ale…
Czynność przerwała mi nieznajoma osoba, która bezczelnie weszła do mojego domu i naskoczyła na mnie we własnej sypialni.
- Ty! – padło z ust nieznajomej oskarżycielskim tonem. Chwileczkę… znam tą kobietę.
To ta, która wczoraj w nocy chciała mnie okraść z dobytku. Widząc jak kroczy w moim kierunku z sztyletem w ręku poczułam jak serce skacze mi do gardła. Szczotka wypadła z ręki a ja wstała z krzesła i przyległam plecami do ściany. Nie potrafię się bronić, nawet nie wiem co mam w tej chwili zrobić.
Wyciągnęłam do niej ręce w geście błagania o litość.
- P-poczekaj!
Nagle na dole rozległo się głośne pukanie do drzwi i donośne ryki mężczyzn. Na ten dźwięk dziewczyna przestraszyła się. Strażnicy! Moja szansa!
Ona była jednak sprytniejsza. Biorąc mojego biednego Spartakusa jako zakładnika zmusiła mnie do bycia ulęgłą. Niektórzy by machnęli ręką. A Pff! Zwykły kot, nic mi po nim.
Dla mnie ten kot był jednak bardzo ważny. Był jak członek rodziny więc jego strata odbiła by się na mojej wrażliwej psychice jak śmierć mych rodziców.
Tak więc niepewnie zeszłam na dół aby otworzyć przybyłym. Serce uderzało o pierś jak by chciało z niej wyskoczyć.
Zaraz umrę i będzie ze mnie zimny trup!
Przełknęłam głośno ślinę chwytając klamkę. Pociągnęłam drzwi, a po drugiej stronie ujrzałam trzech zwalistych mężczyzn.
Jeden z nich chrząknął i spojrzał na mnie:
- Bądź pozdrowiona droga Pani. Dostaliśmy informację o włamaniu do Pani mieszkania. Moglibyśmy Panią przesłuchać?
Stałam przez chwilę udając, że rozmyślam. Tak naprawdę zastanawiałam się, który z moich wścibskich sąsiadów nagle postanowił się ,,zatroszczyć’’ o mnie i powiadomić o tym włamaniu. Że ci ludzie muszą ingerować w sprawy, które ich nie dotyczą.
Skinęłam głowę i wpuściłam całą trójkę do środka. Dwóch z nich zaczęło rozglądać się wokoło, a jeden stanął naprzeciwko mnie.
- Może Pani opisać wygląd złodzieja? – spytał.
Ukradkiem spojrzałam na tam tych dwóch w tyle. Jeśli pofatygują się aby pójść na górę i wywęszą tą dziewczynę...Wtedy ta historia i dla mnie będzie miała nieszczęśliwe zakończenie.
W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami i wydukałam:
- Nie za bardzo pamiętam.
Muszę podać im fałszywe informację. Chryste, że akurat mnie takie coś spotyka.
- Był to wysoki mężczyzna, chyba miał rude… albo blond… Nie! Z pewnością miał rude włosy! Był szczupły i dobrze umięśniony…
- Jakieś szczegóły? Chodzi mi o twarz, umie ją Pani opisać?
- Nie, było przecież ciemno!
Pokiwał tylko głową i obrócił się do swoich kolegów po czym znów odwrócił się do mnie.
- Co ukradł?
- Obraz – powiedziałam cicho.
Mężczyzna spojrzał na mnie jak bym opowiedziała jakiś kiepski żart.
- Obraz? – powtórzył. Tak, obraz idioto…
- Zgadza się – wydukałam.
- Jest Pani pewna, że nie ukradł czegoś jeszcze?
- Tak, jestem pewna – po czym zaczęłam opisywać całą sytuację jaka zdarzyła się minionej nocy, z tym wyjątkiem,że złodziejem nie była ta blondyna, która aktualnie ukrywała się w mojej szafie tylko jakiś rudowłosy mężczyzna.
- Rozumiem – skomentował gdy skończyłam opowiadać.
- Obrazu może mi nie oddacie, ale na złapanie złodzieja macie jeszcze szanse – odparłam. Chciałam aby jak najprędzej sobie poszli i zostawili mnie w spokoju. Jednak oni jak by na złość wciąż węszyli myśląc, że wycisnął ze mnie coś jeszcze. Teoretycznie skrywałam coś co mogli by wiedzieć ale tutaj chodziło o życie mojego ukochanego futrzaka.
- To raczej wszystko – powiedziałam podchodząc do drzwi. Otworzyłam je i zaczekałam, aż gęsiego wyjdą wreszcie z mojego domu.
Podziękowali, pożegnali się, a ja dosyć chamsko zamknęłam im przed nosem drzwi. Nie będę dbać o kulturę, już ich nie lubię.
Poczułam jak kamień spada mi z serca i swobodnie mogę oddychać. Wspięłam się po cichu po schodach prosto do sypialni i stanęłam naprzeciwko szafy. Usłyszałam syknięcie Spartakusa alarmujące jego niezadowolenie.Nie martw się maleństwo. Nadchodzę z odsieczą!
Niepewnie rozchyliłam wrota szafy.
Dziewczyna zamrugała oczyma, oślepiona nagłym blaskiem. Kot zaś na mój widok zaczął próbować się wyrwać ale z marnym skutkiem.
- W-więc… nie zdradziłam cię. Oddaj mi mojego kota i opuść ten dom za nim obie wpadniemy w poważniejsze kłopoty – szepnęłam.

<Sygna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz