Strony

Mieszkańcy

10 grudnia 2015

Od Daphne Kalipso

"Quest - Pomyłka"

Zdezorientowana. To słowo najlepiej opisywało to, co czułam. Zdezorientowana i zagubiona.
Wokół, ludzie biegali we wszystkie strony, jakby przestraszeni, że się gdzieś spóźnią. Uderzające o posadzkę obcasy wzniecały echo we wręcz, niemożliwie wysokiej sali. Kolory zdawały się wirować wokół mnie. Oślepiały. A ja nie mogłam zrobić nic. Nie mogłam się ruszyć, czy czegokolwiek powiedzieć. Mogłam tylko się przyglądać, jak ludzie bez twarzy ustawiają się po dwóch stronach pomieszczenia w prawie idealnie równych rzędach.
Czułam napięcie towarzyszące wszystkiemu, co się działo. Dziwne połączenie strachu i podziwu.
I nagle znów mogłam się ruszać, choć to nie ja kontrolowałam swoje ciało. W przeciwieństwie do tych wszystkich, pięknie ubranych ludzi, w moim zwykłym, lekko zabłoconym stroju poruszałam się bezszelestnie. Wysunęłam się przed szereg ludzi tylko kilka kroków, ale to wystarczyło, by zaznaczyć moją odrębność. Nie pasowałam do tego miejsca, nie pasowałam do tych ludzi. Jedyne, co mogłam zrobić, to nadrabiać miną.
I nagle coś się zmieniło. Niewielkie drzwi, z boku sali otwarły się. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę chcąc zobaczyć nadchodzącą osobę. Zdziwiło mnie, że sama byłam ciekawa. Chciałam wiedzieć, do czego to wszystko zmierzało. Jednak za drzwiami była tylko nieprzenikniona ciemność. I ten mrok, po krótkiej chwili zaczął wypełniać również wielką salę, w której wszyscy staliśmy. Sunął w naszą stronę, niczym ogromny cień.
Zabrakło mi tchu. Miałam wrażenie, że to coś, czymkolwiek było, przygląda mi się. Że nie spuszcza ze mnie wzroku, a ja nie miałam na tyle odwagi, by się o tym przekonać. Wzrok, cały czas wbity miałam w otwór drzwi. Przez chwilę miałam wrażenie, że spomiędzy mroku wyłania się coś jaśniejszego. Białego niczym pierwszy śnieg. Czy widziałam to naprawdę? Czy tylko chciałam widzieć coś więcej, niż cień?
Plama ciemności zatrzymała się przy podwyższeniu. Gdy spojrzałam w tamtą stronę zrozumiałam, że nie jest to byle jaka sala. Tuż za cieniem, stał ozdabiany czerwonym materiałem i kamieniami tron. Stałam w sali tronowej. A cień, najwyraźniej władał wszystkimi obecnymi tu ludźmi. Ludźmi bez twarzy. Demonami.
Po drugiej stronie sali rozległ się huk, od którego wszyscy drgnęli na swoich miejscach. Do sali wpadło chłodne powietrze, przywodzące mi na myśl dom. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak do tej pory było mi gorąco.
Znów rozległo się echo kroków, tym razem pojedynczych. Wychylałam się, próbując zobaczyć zbliżającą się osobę, jednak sala zdawała się nie mieć końca, a wszystko co było dalej niż kilka metrów, ginęło w mroku. Osoba, kimkolwiek była, szła powoli, choć jej buty zdecydowanie uderzały o marmurową podłogę. W jakiś sposób wiedziałam, że się nie bała. Nie zwracała uwagi na otaczających ją ludzi i cienia, czekającego na nią na swoim tronie.
Kobieta zatrzymała się kilka metrów przede mną, nie odrywając wzroku od dziwnej plamy ciemności. Nie wydawała się być przestraszona. Zupełnie, jakby to była dla niej codzienność.
Przypatrywałam się jej niemal z otwartymi ustami. Była do mnie tak podobna. Podobne, czarne włosy, choć jej związane w elegancką fryzurę i przyozdobione klejnotami. Takie same błękitne, pełne smutku oczy. Nawet ze swojego miejsca wyczuwałam jej cierpienie. Nie był to chwilowy ból. Ta dziwna aura samotności, pustki była wszędzie wokół niej.
Zapanowała cisza. Trwała i trwała, a wszyscy zdawali się na coś czekać. Czas jakby się zatrzymał i nie pozwalając się nikomu ruszyć z miejsca. Tylko ja obracałam się rozglądając. Czekając na to, co się wydarzy. Usłyszałam szept w swojej głowie. Kobiecy, wyniosły, z dziwnym, twardym akcentem. Nigdy wcześniej czegoś takie nie słyszałam. “Przedstaw ją” wyszeptał głos, choć wokół mnie nikt nawet nie drgnął. Nikt nawet nie zaczerpnął oddechu.
Znów spojrzałam na stojącą pośrodku zebranych dziewczynę. Była starsza ode mnie, choć nie za bardzo. Nie mogła przekroczyć jeszcze trzydziestu lat, a wyglądała na niesamowicie zmęczoną. I dojrzałą. Wyglądała jak ktoś, kto najgorsze ma już za sobą.
Znałam ją. Nigdy wcześniej nie widziałam, ale wiedziałam dokładnie kim była. Wszyscy członkowie rodziny królewskiej byli do siebie tacy podobni… To musiała być księżniczka. A ja musiałam zaprezentować ją cieniowi. Jakie były szanse, ze to działo się naprawdę?
- Księżniczka Królestwa Aqua’y - zaczęłam nie bardzo wiedząc, co mam mówić. Jednak głos w mojej głowie znów się odezwał, podpowiadając kolejne słowa. - Potomkini rodu Cartier. Druga córka Anteusza i Charlotte… - mówiłam drżącym głosem, choć nie byłam pewna, czy wiem, o czym mówię. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, uczyli nas Historii Powszechnej pięciu Królestw, jednak nigdy nie byłam zbyt dobra w nazwiskach, rodach, stosunkach rodzinnych… Tylko jak miała na imię księżniczka?
Zerknęłam na nią, wyprostowaną, z głową wysoko uniesioną, dumną. Miałam nadzieję, że jej imię magicznie pojawi się w mojej głowie. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego, księżniczka oderwała wzrok od tronu i wbiła go we mnie. Cień zrobił to samo. Czułam jego lodowaty wzrok niczym oplatające mnie macki, jednak nie śmiałam oderwać wzroku od potomkini Cartierów. Przypatrywałyśmy się sobie i nie mogła ukryć, że coraz bardziej irytuje ją moja zwłoka.
Otworzyłam usta, wciąż nie wiedząc, co powiedzieć. Jej oczy przeszywały mnie jak ostrze sztyletu, hipnotyzowały.
- Księżniczka Daphne Kalipso - powiedziałam na jednym wdechu, coś jednak mi nie pasowało. To na pewno nie było jej imię… bo było moje.
Nim zdążyłam mrugnąć, wszystko się zmieniło. Wygodne buty zamieniły się w ciasne pantofle. Zamiast zwykłej, białej koszuli i spodni, stałam w ciężkiej, wielowarstwowej sukni, która z każdym oddechem zdawała się miażdżyć mi żebra. Po mojej prawej, w moim ubraniu, stała księżniczka. Nawet na mnie nie patrzała. Powoli zamieniała się w kolejną postać bez twarzy. Jej rysy zamazywały się. Oczy traciły wyrazistość.
Ja za to, stałam twarzą w twarz z cieniem. Jego macki sunęły w moją stronę pochłaniając wszystko dookoła. Tron, drzwi, księżniczkę, wszystkich ludzi. Chciałam uciekać. Odwróciłam się w przeciwną stronę, chwytając w ręce jak najwięcej materiału sukni i ruszyłam biegiem, najszybciej, jak pozwalały mi na to niewygodne, stukające buty. Korytarz jednak zdawał się nie mieć końca, a ciemność, zbliżać coraz bardziej. Upadłam, gdy jeden z pantofli ześlizgnął mi się ze stopy. Zostałam sama. Tylko ja i ciemność. I chłód. I ten nienaturalny, niebieski błysk gdzieś w oddali.

Obudziłam się, otwierając nagle oczy. Wokół było ciemno i bałam się, że to nie był tylko sen. Że cień jest prawdziwy. Że to wszystko było prawdziwe. Jednak gdy po chwili moje oczy przywykły do małej ilości światła zaczęłam dostrzegać kontury nagich drzew i samotnych skał, w połowie pochłoniętych przez ziemię.
Było zimno. Szara mgła zaczęła się już powoli unosić, sunąc popychana ledwie wyczuwalnym wiatrem. Uniosłam się na twardym posłaniu, zerkając na prawie już wygasłe ognisko. Nie chciałam wstawać. Nie chciałam znów błądzić po moczarach, szukając choć garstki suchych gałęzi. Musiałam jednak to zrobić, bo do świtu zostało jeszcze kilka godzin, a ja nie chciałam siedzieć w ciemności. Nie po tym śnie. Koszmarze.
“Nic się nie stało” powtarzałam sobie. Sen to sen. Cień nie istniał. Głos w mojej głowie też nie.
Uniosłam głowę, przyglądając się, z każdym dniem coraz wyraźniejszemu zarysowi gór. Wydawało się, że są tak blisko. Za kilka dni, miałam już przemierzać górskie szlaki. Po raz pierwszy w życiu zobaczyć coś więcej niż las, śnieg i woda. Nowy świat.

2 komentarze:

  1. Admin zatwierdza, interpretacją już się podzieliłam na GG. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :P już sobie dopisałam nagrodę w odpowiedniej zakładce :)

      Usuń