Strony

Mieszkańcy

24 października 2015

Od Winter'a - CD. Nastii

Było coś niezwykłego w patrzeniu na drobną, bladą twarz Nastii zakopanej wśród grubej pościeli. Wodziła za mną wzrokiem oczekując... no właśnie, czego? Patrzała na mnie jak na lekarza, kogoś kto może jej pomóc w chwili słabości, a ja nie mogłem przestać myśleć o tym, jak bardzo przypomina mi Tatianę. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś może być do niej aż tak podobny. To się wydawało wręcz niemożliwe. Czy były spokrewnione? A może to  tylko bardzo okrutny żart losu?
Spojrzałem w pogrążone w gorączce oczy Nastii i od razu otrzeźwiałem.
Kiedy przeprowadziłem się do tego domu obiecałem sobie, że nie będę rozgrzebywał przeszłości. Nie tylko dlatego, że było to zbyt bolesne, ale również kompletnie nieużyteczne. Rozpraszało, a przecież w nagłych sytuacjach, gdy w grę wchodzi ludzkie życie, musiałem być w pełni skupiony na swoim zadaniu.
Nastii nie groziła śmierć, jednak z każdą chwilę czuła się coraz gorzej i jako lekarz musiałem leczyć ją, a nie upiory z przeszłości.
W jednej chwili skupiłem się na dolegliwościach pacjentki. Bo teraz, to nie była już Nastia, dziewczyna podobna do NIEJ. To była Nastia, skaleczona w lesie dziewczyna. Coś w niej mi nie grało. To mogło być zwykłe przeziębienie, ale gorączka podwyższała się zbyt gwałtownie. Z drugiej strony wydawało mi się, że odpowiednio opatrzyłem jej ranę na nodze. Dlaczego więc chorowała?
Przysiadłem na skraju łóżka, a dziewczyna z najwyraźniej wielkim wysiłkiem przełknęła ślinę.
- Nie przejmuj się, niedługo wyzdrowiejesz. Muszę jednak wiedzieć, czy coś cię nie boli?
Pokręciła lekko głową, zaprzeczając. Na jej bladym czole zbierały się kropelki potu.
- Wiem, że jest ci gorąco, ale nie możesz wstawać, rozumiesz?
Kiwnięcie głowy, na tak.
- Zaraz przyniosę ci trochę wody.
- Jestem taka zmęczona... - wychrypiała.
- Niedługo będziesz mogła zasnąć. Najpierw jednak podam ci coś co zwalczy gorączkę.
Wyszedłem z pokoju i ruszyłem prosto do przedsionka, gdzie przygotowywałem wszystkie lekarstwa. W progu stała Saba wlepiając we mnie spojrzenie swoich kolorowych oczu.
"Jak zawsze czuwa" pomyślałem przypominając sobie wszystkie momenty, kiedy wilczyca uratowała życie mnie bądź jakiemuś mojemu pacjentowi.
- Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś powęszyć, sprawdzić gdzie zraniła się Nastia? Nie mam pojęcia czym ją leczyć, poprzednie zioła nie pomogły - wyznałem półgłosem w obawie, że dziewczyna mogłaby mnie usłyszeć.
Stąd czuje smród jej zmiennokształtnego ciała, powiedziała Saba wskakując na kanapę i układając się na niej wygodnie. Nie zdołasz jej uratować. Przykro mi.
W jednej chwili zaprzestałem wszystkich wykonywanych czynności. Moje ciało po prostu zamarło, po plecach przeszedł zimny dreszcz. Wpatrywałem się w wilczycę, leżącą z głową ułożoną na łapach, spoglądającą na mnie ze smutkiem. Mimo że nigdy nie była zbyt towarzyska i współczująca, teraz mówiła prawdę. Naprawdę uważała że nie zdołam wyleczyć Nastii.
"Ale to przecież tylko przeziębienie" powtarzałem raz po raz w myślach, za każdym razem czując coraz większą złość. Na siebie, że do tego dopuściłem, na Sabę że powiedziała to z taką łatwością. Na swoją niewiedzę i bezużyteczność.
- Idź do lasu i znajź tą cholerną roślinę - warknąłem, choć wiedziałem, że Saby i tak nie przestraszę. Znała mnie zbyt dobrze. Wiedziała, co teraz przeżywam.
Jak chcesz, ale strata czasu. Do rana będzie po wszystkim. 
"Nie" pomyślałem, gdy ogon wilczycy zniknął mi z oczu "Nie będę na to patrzył po raz drugi."

[ Nastia? Wybacz, że tak krótko... :c ]

1 komentarz: