Strony

Mieszkańcy

12 października 2015

Od Namidy

Zaczął się kolejny dzień. Nie zapowiadał się wyjątkowo. Zresztą.... jak każdy dzień mojego życia. Czasami się zastanawiałam, po co ja jeszcze jestem wśród żywych. Choć dzisiejszy dzień był inny...... to właśnie w ten dzień cztery lata temu popełniłam zbrodnię, której nie byłam świadoma. Której nie mogłam być świadoma.
Wzięłam szybką kąpiel i wyszłam z mojego niewielkiego mieszkania. Spojrzałam na ciężkie, ciemne chmury. Zapowiadało się na deszcz. To chyba moja ulubiona pogoda. Ludzie na nią narzekają. Nie wiem czemu. Przeklinają dni, kiedy deszcz ośmiela się pukać do ich drzwi. Ja lubię deszcz. Zazwyczaj nie ma żadnego człowieka na zewnątrz. A ja mogę pobyć sama ze swoimi łzami. Bo właśnie w takie dni przypomina mi się moja historia. Bo właśnie w taki dzień stałam się potworem i zrobiłam coś, na co nie miałam wpływu.
Porównuję się do kropel deszczu, które zostały wyrzucone, odtrącone i lecą na ziemię ku zagładzie. Zostałam odepchnięta przez ludzi, zapomniana. Pierwsze łzy zaczęły zdobić moje policzki.
Udałam się do stajni, gdzie znajdowała się moja jedyna przyjaciółka. Jedyna osoba, która mnie akceptuje. Uśmiechnęłam się do czarnej klaczy, która czekała na mnie w swoim boksie. Zarżała radośnie na mój widok.
- Również się cieszę, że cię widzę - pogłaskałam ją.
Osiodłałam szybko Arię i ruszyłam w stronę lasu. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na ziemię. W oddali dało się słyszeć pierwsze grzmoty. Łzy zaczęły płynąć niepowstrzymanie.
Dlaczego akurat dzisiaj ? Cofnęłam się o cztery lata. Dokładnie widziałam przed oczami zamarłą w niemym krzyku twarz. Znajomą twarz. Shuu. Nie ruszał się. Już nigdy miał się nie poruszyć.
Przytuliłam się bardziej do Arii, a ona przyspieszyła. Nie wytrzymam dłużej. Gwałtownie zatrzymałam klacz. Zeskoczyłam z niej i pobiegłam przed siebie. Nie martwiłam się o to czy Arii nic się nie stanie. Nie miało prawa nic się jej stać. Była dobrze wyszkolona. Nie ruszy się z miejsca bez pozwolenia. Nikt jej nie dosiądzie, chyba, że zna specjalne hasło, dzięki któremu będzie mógł spokojnie na nią wsiąść.
Biegłam przed siebie coraz szybciej. Coraz bardziej pogrążona w żalu. Przez łzy nie widziałam dokąd biegnę. Dlatego już po chwili potknęłam się o jakiś wystający korzeń i upadłam na ziemię. Nie byłam już w stanie wstać. Skuliłam się pod jakimś drzewem i pogrążyłam się w rozpaczy.
Lecz i tym razem nie mogłam pobyć sama. W oddali usłyszałam czyjeś kroki. Kto w taką pogodę ( oprócz mnie ) wychodzi z domu ?

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz