Strony

Mieszkańcy

5 września 2015

Od Wintera - CD. Nastii

Słyszałem szepty niektórych zwierząt o tym, że w stronę Dżungli nadchodzi jakiś jeździec, jednak nie zwracałem na to zbyt wielkiej uwagi. Las był ogromny, rozciągał się prawie na całej długości Królestwa Tierra’y, a ci których szepty słyszałem, zwykle lubili przesadzać.
Jakie więc było moje zaskoczenie, kiedy idąc z torbą pełną świeżo zebranych ziół w stronę domu - zmęczony i zły, na swojej drodze spotkałem tą, o której wciąż rozprawiały otaczające mnie ptaki. Siedziała na swoim koniu, a ciemnorude włosy latały we wszystkie strony wznoszone przez wiatr. Była równie zdziwiona moim widokiem, jak ja jej, jednak w spojrzeniu tej dziewczyny było coś jeszcze. Nie można było powiedzieć, że ucieszyła się, spotykając mnie na swojej drodze.
Coś w niej nie dawało mi spokoju. Nie mogłem przestać się jej przyglądać. Choć było to niemożliwe, kogoś mi przypominała. To, w jaki sposób siedziała na klaczy, w jaki przyglądała mi się szarymi błękitnymi oczami.
“To niemożliwe” powtarzałem sobie, przenosząc wzrok na konia dziewczyny. Nie mogłem na nią patrzeć, bo głęboko w sercu, w miejscu, którego przysiągłem sobie nigdy więcej nie otwierać, czułem narastający ból. Ból straty.
“Będziesz tu tak stał i się gapił, zboczeńcu?” usłyszałem rżenie klaczy. Jej poważny, choć trochę krzykliwy głos rozbrzmiał w mojej głowie zupełnie bez ostrzeżenia. Żyłem z tym darem od dziecka, a jednak wciąż do niego nie przywykłem. Wciąż wzdrygałem się, gdy nagle usłyszałem coś, czego usłyszeć nie powinienem. Na przykład takie ptaki… niektórych rzeczy naprawdę wolałbym nie słyszeć, ale one gadają w kółko i o wszystkim. Czasem naprawdę ciężko się przy tym skupić.
Postanowiłem zignorować uwagę klaczy zastanawiając się, gdzie już słyszałem podobne słowa i zwróciłem się do dziewczyny z uśmiechem.
- Masz pięknego konia. Mogę? - Dziewczyna nic nie odpowiedziała, ale mimo to zbliżyłem się, wyciągając rękę w stronę zwierzęcia.
“Dotknij mnie, a bardzo tego pożałujesz” rozległo się w mojej głowie.
Ale czemu od razu tak agresywnie? Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.
“Ale ja zrobię tobie krzywdę, jeśli zaraz nie zrobisz pięciu kroków w tył” Klacz parsknęła na mnie gniewnie i przestąpiła kilka razy z nogi na nogę, zmuszając mnie do cofnięcia się. Zerknąłem z powrotem na dziewczynę, wciąż nie mogąc uwierzyć, jak wielki ból sprawia mi samo przemawianie do niej.
- Ma charakter.
- Rozmawiasz z nią? - spytała z lekkim błyskiem w oku. Moja niezwykła zdolność musiała ją zainteresować, bo nagle przestała patrzeć na mnie jak na najobrzydliwszą rzecz w całych pięciu królestwach. - Rozumiesz co mówi ? I ona rozumie ciebie?
W odpowiedzi skinąłem głową potwierdzając wszystkie jej domysły. Nie wiedziałem, czy uzna mnie za wariata, jak już wielokrotnie się zdarzało, czy potraktuje to poważnie. Do tej pory, tylko jednej osobie wyjaśniłem, na czym dokładnie polega moja moc i w tamtej chwili bałem się, że mogę nie powstrzymać słów, które bardzo chciały zostać wypowiedziane.
- Co tu robicie? Niedługo zajdzie słońce, nie boisz się błądzić po Dżungli po zmroku?
Doskonale wiedziałem, co w miastach mówi się o Sekretnej Dżungli i nie były to zbyt pochlebne opinie. Miedzy innymi z tego właśnie powodu sam do niej trafiłem, ale wielu ludzi po prostu jej unikał. Bali się tego, co mogą w niej spotkać, w tym mnie. Słyszałem plotki, jakie krążyły w pobliskich wioskach na mój temat. “Mężczyzna wychowany przez drzewce”. Według niektórych plotek, nie znałem nawet tutejszego języka. Posługiwałem się tą samą mową, którą opisują tajemnicze runy. Ale ta dziewczyna nie wyglądała, jakby zabłądziła, lub chociaż obawiała się tego miejsca.
- A powinnam się bać?
- Jeśli kiedykolwiek słyszałaś o dzieciach lasu… - mówiąc to starałem się wyglądać nonszalancko. Wszyscy znali plotki o dzieciach lasu - dzieciach mieszkających w pniach drzew, żywiących się roślinami, drobnymi zwierzętami… i podróżnymi, którzy odważyli się wtargnąć do Sekretnej Dżungli. Była to bajka, którą opowiadało się dzieciom, by nie zgubiły się w gęstwinie drzew, jednak niektórzy naprawdę wierzyli w małe dzieci-ludojady. Co więcej, składali im ofiary z nielubianych sąsiadów lub krewnych. Okrutne, jednak oni wierzyli, że słuszne.
Dziewczyna przyglądała mi się przez chwilę ze ściągniętymi brwiami analizując moje słowa.
- To tylko bajka. Głupi przesad. Dzieci lasu nie istnieją.
- Mógłbym się z tobą zgodzić - sam nie wiedziałem, czemu zacząłem tę rozmowę. Może po prostu chciałem wykurzyć ją z lasu? Mieć pewność, że już jej nie spotkam, że nie będę musiał patrzeć, na jej piękną twarz i czuć, jak moje serce na nowo umiera. - W końcu każde dziecko kiedyś dorasta, prawda?
Przez chwilę patrzyłem na jej zdziwioną twarz. Prawie można byo dostrzec, jak pracuje jej umysł starający się pojąć, o co mi chodziło. Nie dałem jej jednak szansy zadania mi kolejnego pytania lub udzielenia jakiejkolwiek odpowiedzi. Odszedłem i wiedziałem, że drzewa idealnie maskowały moją sylwetkę sprawiając że z perspektywy dziewczyny, wyglądałem prawie jakbym rozpływał się wśród gęstej roślinności i wzbijającej się mgły.

<Nastia? Co teraz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz