Strony

Mieszkańcy

1 września 2015

Od Nerona - CD. Sygny

- Co? !  Dlaczego? !  wrzasnąłem zdziwiony
- Bo tak...  warknęła omijając mnie szerokim łukiem. Szybko zeszła po stopniach na dół, wbiegła do salonu i wzięła z sofy swoją granatową pelerynę. Zjechałem po poręczy schodów i w mgnieniu oka stanąłem za nią, łapiąc ją mocno w tyle.
- Puszczaj mnie...  syknęła, zniżając dłoń w stronę swojego uda. W porę zorientowałem się że sięgnęła tam po sztylecik. Złapałem ją za dłoń w której miała broń i momentalnie jej ją wyrwałem, wyrzucając za siebie.
- Oj nie ładnie, panno Sygno...  szepnąłem jej do uszka
- Czego ode mnie chcesz? !  zaczęła się wyrywać
- Szczerej rozmowy... wtedy puszczę cię wolno...  odparłem łagodnie
- Prędzej się uwolnię...  prychnęła
- Choćby ci się udało mi wyrwać, jestem tutaj dosyć wpływowym człowiekiem więc straż we wszystkich królestwach dała by sobie z tobą radę... uśmiechnąłem się triumfalnie
- To się nazywa szantaż!  odparła zbulwersowana
- Nie, transakcja wiązana...  wyszczerzyłem się a moje błękitne oczy, błysnęły
- Nigdy nie zaufam temu kto ma krew na rękach moich braci...  spojrzała na mnie z nienawiścią, wbijając mi ostre paznokcie w skórę przedramienia aż do krwi. Syknąłem cicho z bólu i przygwoździłem ją do ściany by nie mogła się ruszyć.
- Uspokój się... chcę pogadać pokojowo...  westchnąłem
Kobieta milczała, słyszałem tylko jej rytmiczne bicie serca oraz nieregularny oddech.
- Neron...  wyszeptała moje imię po kilku minutach zastanowienia
- Powiedz mi, dlaczego tak bardzo ci na mnie zależy?  dodała
Przygryzłem wargi, odwracając od niej wzrok.
- Jest kilka konkretnych powodów...  zmarszczyłem delikatnie brwi
- Domyślam się jakich, lecz kiedy poznałbyś moje prawdziwe ja, od razu zmieniłbyś do mnie nastawienie...  rzekła, łagodnym tonem
- Co masz na myśli?  zmrużyłem oczy
- Jeżeli obiecasz że nikomu mnie nie wydasz i potem pozwolisz mi odejść bez scen ...  
- Dlaczego miałbym cię wydać? Do tej pory tego nie zrobiłem...
- Teraz sytuacja mocno się pokomplikowała...  nie może mnie tu być...
- To moja wina? Przeze mnie?  
- W pewnym sensie... zrozumiesz gdy ci pokażę...  
- Próbujesz się wykręcić ...  uciekniesz gdy cię puszczę ...  już ja cię dobrze znam ...  
Kobieta spojrzała na mnie poważnie.
- Nie tym razem...  to za poważna sprawa...  burknęła
- Eh, no dobrze ...  uległem, puszczając ją. Odsunąłem się trochę od niej.
- Chodź za mną...  pociągnęła mnie za rękę. Wyszliśmy na oświetloną pochodniami ulicę by zniknąć daleko za murami miasta w ciemnym lesie.
Kobieta odeszła kilka kroków ode mnie, coś wymruczała pod nosem. Nagle uniosła się w powietrze, jej postać zajaśniała dziwnym blaskiem.
Cofnąłem się do tyłu pod wpływem silnego powiewu wiatru. Gdy otworzyłem oczy, przede mną ukazał się najprawdziwszy, młody smok o barwie truskawkowej wielkości dorosłego konia.
Byłem w szoku. Moje serce zaczęło szybciej bić, podskakiwało mi prawie do gardła. Przecież jestem bez broni, mogła mnie z łatwością zabić...
Jednak ona tego nie zrobiła. Spojrzała na mnie tylko swoimi szkarłatnymi ślepiami po czym wzbiła się w powietrze i zniknęła mi z oczów.
Byłem wstrząśnięty tym co przed chwilą zobaczyłem. Dość że ta tajemnicza kobieta jest poszukiwaną złodziejką to w dodatku umie zmienić się w smoka...
Ale przecież jej nie wydam... teraz przynajmniej zrozumiałem o co jej chodziło... chciałem jej wszystko wyjaśnić...
Wróciłem do domu no bo cóż mi innego pozostało? Wniosłem rzeczy kobiety które tu zostawiła do jej pokoju a sam udałem się na spoczynek do swojej sypialni. Padłem zmęczony na łoże.

~Rano~

Obudził mnie rano hałas, otwieranych drzwi. Zapomniałem je z tego wszystkiego wieczorem zamknąć. Szybko wybiegłem z pomieszczenia do salonu z myślą że kobieta wróciła po swoje rzeczy.
Przed moimi oczami ukazała się jednak postać Ramzesa.
- O, witaj bracie...  uśmiechnął się ciepło
- A to ty... burknąłem, wkładając ręce do kieszeni spodni
- Coś się stało żeś taki przygnębiony?  spytał troskliwie
- Spieprzyłem pewną sprawę...  wyciągnąłem fajkę i podpaliłem ją wychodząc przed dom
- No więc opowiadaj, może doradzę...
- Nie mam ochoty...
- Mi możesz o wszystkim powiedzieć, na prawdę...
Westchnąłem tylko cicho, zaciągając się kolejny raz. Nie czułem się najlepiej z tym faktem że dziewczyna mogła już nie wrócić.
- A gdzie ta nasza nowa współlokatorka?  wwiercił we mnie swe przenikliwe spojrzenie
Nic nie odpowiedziałem, patrzyłem się tylko w pustą przestrzeń przed sobą.
- Hm... więc o nią chodzi...  usiadł obok mnie, na schodach przed domem
- Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. Zawsze łazisz zadowolony, pełno lasek kręci się dookoła ciebie.  mruknął zdziwiony
- Zamierzam z tym skończyć, chciałbym się ustatkować...  westchnąłem
- Ale z nią? No proszę cię. Jest tyle fajnych lasek jak np.  Ashlyn albo Caroline...
- To twój gust.  odparłem ostro
- Dziwne. Zawsze myślałem że wolisz starsze i do tego brunetki, szatynki, rude... Nie wierzę że się zakochałeś...  zarechotał
- Nie śmiej się ze mnie, ona na prawdę zawróciła mi w głowie...  rzekłem poważnie
- Hm... dobra. Ale dalej nie rozumiem w czym jest problem?
- Ona odeszła i nie wiadomo czy wróci bałwanie! Znienawidziła mnie za to że zabijam smoki...  warknąłem
- Hehe to cud że ja jeszcze nie leżę pod twoimi nogami...  wyszczerzył się złośliwie
- Rodziny nie krzywdzę...  wystawiłem mu język
- Czyli ona też potrafi zmieniać się w smoka? A to ci dopiero! Myślałem że jestem jedyny...  wrzasnął uradowany
Nagle nad naszymi głowami przeleciał sztylet i wbił się w pień drzewa przed nami. Obróciliśmy się a kilka metrów za nami stała Sygna.
- Co ty robisz, chcesz nas zabić? jęknął przerażony Ramzes
- Powiedziałeś mu! Obiecałeś że nikomu nie wygadasz!  warknęła wkurzona dziewczyna
- Ufam mu.  odparłem pewnie
- Ja tobie też ufałam i na nic się to zdało... to był mój największy błąd...  zacisnęła pięści ze złości
- Sygna...  podszedłem do niej a ta cofnęła się do tyłu
- Jesteś zwykłym śmieciem!  Nic nie wartym dupkiem!  Kiedyś poderżnę ci gardło!  ryknęła
- Uuu ostro...  zachichotał Ramzes a ja tylko zmierzyłem go lodowatym spojrzeniem
- Proszę cię, pogadajmy. To wszystko nie tak jak ci się wydaje...  mruknąłem poważnie
- Myślisz że mam ochotę rozmawiać ze zdrajcom i mordercom w jednym?  prychnęła
- A czy ty nie miałaś odejść i nigdy tu nie wracać?  wtrącił się jak zawsze mój kretyński braciszek
- Owszem, zrobię to. Przyszłam tylko po swoje rzeczy...  wpadła do swojego pokoju a ja za nią. Zamknąłem drzwi za sobą gdyż nie miałem innego wyjścia.
- Posłuchaj mnie. Ja nie zabijam animagów... rzadko kiedy też smoki... zacząłem ale mi przerwała
- Zamknij się. Nieistotne jest to czy jest to prawdziwy smok czy animag, nie rozpoznał byś i zabił od razu bez zastanowienia...  
- Zabijam tylko osobniki chore lub na prawdę stare, ewentualnie te które zagrażają mieszkańcom królestwa... Tak, złe smoki również istnieją...
- Fajną bajeczkę sobie wymyśliłeś. Pewnie to pułapka i zaraz wpadnie tu chorda strażników zewsząd...  prychnęła
- Przestań, nie wygaduj głupot...  podszedłem do niej, łapiąc ją za ramiona
- Daj mi spokój... nie chcę cię znać...  spojrzała mi w oczy
- Sygna, proszę cię... daj mi drugą szansę...  jęknąłem błagalnie


Sygna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz