Strony

Mieszkańcy

22 sierpnia 2015

Od Zefira - C.D. Margles

Nie wiedziała.
Za każdym razem, gdy ktoś pytał mnie o imię, stawałem przed wyborem, aby skłamać, lub wyznać prawdę. Moje kredo brzmiało - Maska noszona zbyt długo staje się twarzą. Była to przykra konsekwencja zachowania błogiej anonimowości - maska, kaprut i fałszywe nazwisko.
Zefirem stawałem się bardzo rzadko, ona nawet nie miała pojęcia, jak rzadko. Wiele moich alter ego było poszukiwanych listami gończymi. Za każdym razem zmieniałem maskę, w każdym mieście, w każdym królestwie byłem kimś innych.
Teraz stałem przed wyborem:
"Którą maskę przedstawisz?"
Nie miało to znaczenia. Każda moja maska miała krew na rękach. Każda.
- To nie ma znaczenia - powiedziałem, co było prawdą. I tak miałem zamiar ją odstawić do najbliższej wioski. Nie dałem jej zaprotestować, chociaż szybkie mówienie zapierało mi dech i pompowało krew do ust - Masz jakąś rodzinę? - spytałem.
Koni nigdzie nie znalazłem. Przeklęta kobyła, musiała zwiać. Pewnie dziewucha nawet ich nie przywiązała... Świetnie, po prostu wspaniale.
- Nie - odezwała się po chwili milczenia - Mieszkam sama.
- Aha - odparłem zamyślony. Tym lepiej. Problem będzie miała jednak z sąsiadami. Może tutaj, w wiosce nikt jej nie rozpozna...
- Gdzie mieszkasz? - kontynuowałem.
- W slumsach.
Idealnie.
- Myślisz, że nikt by nie zauważył twojego zniknięcia?
Umilkła. Dłuższe nieudzielanie mi odpowiedzi zaczęło mnie z lekka irytować. Odwróciłem się i, chcąc powtórzyć swoje pytanie, jednak gdy zobaczyłem jej twarz, zauważyłem poważny niepokój i strach. Powiał lekki wiatr, poruszając słupkiem ognia.
Wtedy do mnie dotarło, o co jej chodziło. Mój błąd. Nie byłbym.jednak sobą, gdybym się do niego przyznał.
- Mów - warknąłem.
Wzdrygnęła się i spuściła wzrok.
- Nie - wypowiedziała drżącym głosem.
Kiwnąłem głową. Naprawdę robiłem takie straszliwe wrażenie?
- Dobrze - powiedziałem - Jeśli przefarbujesz włosy, istnieje spora szansa, że straż cię nie złapie. Ta biel zbyt mocno rzuca się w oczy, skorwonku - powiedziałem.
Dziewczynie widocznie ulżyło, jednak dla mnie nie miało to większego znaczenia. Podniosłem trochę popiołu z ziemi po ciałach, przetarłem je w palcach i spojrzałem na jej włosy.
- To powinno załatwić sprawę - stwierdziłem, gdy nagle ona, ni z tego, ni z owego, zapytała:
- Dlaczego mi pomagasz?
Jak to baba. Zawsze chciała wszystko wiedzieć. W głowie wpadły mi wszystkie najbardzuej egoistyczne wytłumaczenia jakie potrafiłem sobie wyobrazić.
Bo stwarzasz ryzyko, chciałem jej powiedzieć. Bo jesteś kłopotem, problemem, którego muszę się pozbyć możliwie ludzkim sposobem. Bo nie mam po co cię zabijać. Bo wierzę, że potrafię działać nie tylko ostrzem noża.
Prychnąłem.
Przecież jej tego nie powiem.
- Bo jesteś za głupia, żeby nie wpakować mnie w kłopoty bez mojej pomocy - powiedziałem grubiańsko - Jutro o mnie zapomnisz. Jutro stwierdzisz, że nic się nie wydarzyło. I nie masz udawać - zraziłem ją wzrokiem - Ty masz tym żyć.

(Chciałabyś. Nie ten poziom, skarbie. XD Pisz dalej, Margles.)

1 komentarz:

  1. No, spoczko Xd, Ale musisz wiedzieć, ze ona nie mieszka w slumsach. Ma starą ruderę, niedaleko lasu :)

    OdpowiedzUsuń