<Zefir?>
Strony
▼
Mieszkańcy
▼
13 sierpnia 2015
Od Margles
Tego dnia w zamku było na prawdę dużo pracy. Krople potu przecierałam brudną ręką, dzięki czemu wyglądałam jak potwór. Umyłam chyba wszystkie możliwe okna na pierwszym piętrze. Graniczyło to z cudem, ale dzięki temu dostałam parę groszy więcej. Cieszyłam się. Ostatnio rozmyślałam, czy nie wyremontować mojego starego domu. To była istna ruina, ale o tak atrakcyjną działkę było trudno. Dzięki świetnemu ulokowaniu nie miałam daleko do miasta i jednocześnie czułam spokój natury, jak na wsi. Kiedy wychodziłam z zamku było już kompletnie ciemno. Na niebie srebrzył się księżyc i jego towarzyszki, gwiazdy. Robiło się też zimno. Wiatr gnał, niczym szybki ogier w galopie, a na ulicach nie było widać żywej duszy. Przynajmniej mi się tak wydawało. Idąc wąską uliczką nie czułam strachu. W końcu, co mogło mi się stać? Jak bardzo się myliłam. Dosłownie znikąd wyskoczył wysoki, umięśniony mężczyzna. W jego dużej dłoni lśniło ostrze noża. Wystraszyłam się. Nerwowo powtarzałam w duchu, że wyszedł się przewietrzyć i nic mi nie zrobi, jednak widząc jak kieruje się w moją stronę zamarłam w bezruchu. Rozejrzałam się dookoła, ale miasto już spało i nikt nie mógł mi pomóc. Zbir jednym ruchem wyrwał mi z dłoni sakiewkę z pieniędzmi i przystawił nóż do gardła. Byłam sparaliżowana strachem. Kiedy myślałam, że już po mnie, pojawił się zakapturzony mężczyzna. Ostatnim, co pamiętam były jego bordowe, mieniące się w ciemności oczy. Potem zemdlałam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie obrazisz się, jeśli będę odpisywała rzadziej, prawda? Dobre pisadło wymaga u mnie czasu. ;w;
OdpowiedzUsuńNie ma problemu ;)
Usuń