Strony

Mieszkańcy

5 sierpnia 2015

Od Kiary - CD. Cassie

A niech to! – pomyślałam. Byłam zła, że dzisiaj mi się nie powiodło, ale z drugiej strony było to dziwne, że tak nagle Książę i jego koń uciekli! Ktoś lub coś musiał ich ostrzec. Hm… tak… Konkurencja ostrzy zęby na moich łupach i nie tylko. Cóż! Dzisiaj się nie udało, to następnym razem się uda. Już się odwracałam, żeby wsiąść na konia i niezauważalnie odjechać, gdy nagle zobaczyłam dziwnie znajomy sztylet wbity w jedno z drzew jakiegoś domu… Mocno go złapałam i zaczęłam przewracać w rękach. Wydawało mi się, że gdzieś widziałam ten sztylet! Zachodziłam w głowę gdzie… I nagle już wiedziałam! To był sztylet tej dziewczyny, co wczoraj spotkałam! A niech ją! To na pewno ona wystraszyła księcia i jego konia! Muszę przyznać, że jest cwana, jak na nowicjuszkę w królestwie Tierra’y. Tym nawet lepiej! Bo nie będę się nudzić! Znowu uśmiechnęłam się pod nosem i lekko podniosłam głowę w górę, żeby dać znać tajemniczej dziewczynie, że wiem że to ona zrobiła. Podniosłam sztylet w prawej ręce, by go zobaczyła, po czym rzuciłam sztyletem i wbił się głęboko w drzewo z kąt prawdopodobnie powędrował sztylet. Oczywiście, nie wiedziałam czy stamtąd przyleciał, ale miałam takie przeczucie. Wsiadłam szybko na konia i miałam już ruszać galopem, gdy nagle ktoś z mieszkańców krzyknął:
- To ta rozbójniczka! Zielona Ladrona!!! ( po hiszpańsku złodziej ). Łapać ją! – krzyknął jakiś tubylec, bo normalny wieśniak, by mnie nigdy nie wydał. No, bo przecież ja im po części pomagałam, bo rozdawałam częściowo łupy biednym... Ach tak!
To przezwisko było prawie najczęstsze, gdy ktoś mnie widział bądź, gdy myślał, że kogoś okradłam... Nie sądziłam, że ktoś taki będzie chciał mnie atakować, ale cuda się zdarzają! Ludzie stali i patrzyli się na niego z pogardą. Ten nie wiedział dlaczego, wiec zaczął krzyczeć do niewielkiego tłumu:
- Wy głupcy! To przecież rozbójniczka! Za nią jest list gończy, a wy nic nie robicie?! - krzyczał ciągle. Było pewne, że dopiero, co się przeprowadził do królestwa Tierra’y. Mimo, iż wiedziałam, że mieszkańcy mnie nie zaatakują, to wolałam jednak mimo wszystko nie ryzykować. Popędziłam konia, a ta ruszyła galopem. Podczas, gdy tamten głupiec kłócił się z resztą mieszkańców, ja zniknęłam szybko niczym duch czy zjawa. Tylko jedna osoba mogła w miarę zobaczyć, jak zniknęłam! Tak... Mówię o tej nieznajomej dziewczynie. Bardzo ciekawiło mnie ki ona jest, ale raczej nie prędko poznam odpowiedź. Pewnie się dziwiła, że nikt mnie nie chciał atakować... A niech sobie trochę pogłówkuje! Może w tedy dowie się kim jestem, ale ja też muszę wiedzieć i kim ona jest! Gdy jechałam galopem i schowałam się w bujnych drzewach i krzakach, zsiadłam szybko z mojej klaczy i dałam jej w nagrodę jedną rzepę. Klacz cichutko zarżała na znak, że się ucieszyła i zaczęła szybko konsumować swoje smakołyki. Ja oparłam się plecami o drzewo i energicznie rozmyślałam. Byłam pewna, że nie jeden raz jeszcze nasze drogi się skrzyżują z tą dziewczyną!

< Cassie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz