Strony

Mieszkańcy

17 sierpnia 2015

Od Ashlyn - CD. Axela

Rozejrzałam się po ogromnej sali jadalnej, w której właśnie odbywała się uroczystość, z tego co się dowiedziałam, na moją cześć. Wyglądam nie różniła się specjalnie od tej w Asgardzie, tak że czułam się prawie jak w domu (co niestety trudno uznać za komplement). No, może była odrobinę większa, ale urządzona z takim samym, surowym przepychem. Obrazy przodków sprawującego rządy od pokoleń rodu Avenlope, zimne posadzki z marmuru oraz ciemne, kamienne stoły - nic co dawałoby przebywającym tu poczucie bezpieczeństwa. Widać, że to rodzina Mer przykładała do tego rękę.
Zerknęłam na nią kątem oka w poszukiwaniu jakiś oznak znudzenia, ale widać było, że bawi się wyśmienicie. Nic dziwnego, z tego co zdążyłam zauważyć, lud Fuego należy do najbardziej wybuchowych i.. .rozrywkowych, jeśli można tak powiedzieć, w całej Amazji. Poza tym, po stołach krążył już piaty dzban wina, a to raczej nie zwiastowało rychłego końca imprezy.
Ja jednak wciąż pozostawałam przy jednym kieliszku szkarłatnego płynu, które sączyłam od ponad dwóch godzin, czym wywoływałam niezmierne zdziwienie na twarzach moich nowych pobratymców. I nie żebym miała coś przeciwko alkoholowi, ale wolałam nie upijać się w pierwszym dniu pobytu w zamku, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że siedzący naprzeciw mnie brat Mer, co chwile rzucał mi znaczące spojrzenia.
Posłusznie przegryzłam wargę, starając się wyglądać jak najbardziej zalotnie, co po latach praktyk nie było znowu takim trudnym zadaniem. Chciałam tylko sprawić, żeby jego twarz przybrała wyraz mówiący "błagam, chodź ze mną do łóżka".
Jednak wciąż miał ten sam nieporuszony wyraz twarzy, co mogło świadczyć o tym, że:
1) ślubował życie w czystości
2) został wykastrowany
3) jest uparty i nie ma zamiaru zapewnić mi rozrywki tego wieczora
Kiedy kolejny raz spojrzał na mnie tym swoim beznamiętnym wzrokiem, nie wytrzymałam i rozglądając się dyskretnie, czy nikt mnie nie obserwuje (wszyscy byli tak nawaleni, że zdawało się to niemożliwe. Zaczynałam powoli lubić ten naród), wstałam od stołu i skierowałam się w stronę pilnie strzeżonych prywatnym apartamentów królowej, rzucając przy tym znaczące spojrzenie Axelowi.
Idziesz albo zmarnujesz jedyną okazję w swoim życiu na zaliczenie kobiety, która nie będzie jego żoną a także nie będzie dziwką. Cóż za emocje, prawda?
Dogonił mnie w połowie korytarz i bardzo dobrze, bo niespecjalnie wiedziałam dokąd iść, choć za żadne skarby bym się do tego nie przyznała. Zanotowałam w pamięci, aby do jutra sporządzić w głowie pełny plan zamku. Tak na wszelki wypadek.
- Mam nadzieję, że przedstawiliśmy się już dostatecznie panno Blanchard. - powiedział dorównując mi kroku. Ach tak, fałszywe nazwisko. Sprawa z buntem rodu Verheyenów na północy była na tyle głośna i wciąż dość świeża, że wolałam nie przyznawać się do królewskiego tytułu.
Zastanowiłam się, jak powinnam zareagować. Może bardziej flirciarsko, skoro miałam zamiar za chwilę zaciągnąć go do łóżka? Albo tajemniczo, żeby wzbudzić jego ciekawość.
Bądź po prostu sobą. Miałaś zacząć nowe życie, zapomniałaś? Zero kłamstw i potrójnych osobowości.
- Wystarczy Ash. - odpowiedziałam najnaturalniej jak potrafiłam. Tak zareagowałaby prawdziwa Ashlyn, prawda?
Problem w tym, że sama nie do końca wiedziałam, kim była prawdziwa Ashlyn .
- W takim razie, Ash, ośmielę się spytać, czemu twój pobyt tutaj jest tak uprzywilejowany? Dawno nie widziałem, aby Mer tak zaprzyjaźniła się z gościem w zamku.
Boże Wszechmogący, ten facet naprawdę nie potrafił flirtować.
- Zaprzyjaźniłam się z nią.
- Jak? - dociekał, jednocześnie otwierając przede mną drzwi swojego apartamentu.
Westchnęłam, nie tylko z powodu jego dociekliwości, ale także ze względu na widok, bo tak można to nazwać, który rozpościerał się przede mną. „Apartament” był co najmniej sześć razy większy od tego, w którym obecnie mieszkałam i trzy razy od tego w Asgardzie. Cóż, chociaż formalnie nosiłam tytuł królewski, w swoim własnym państwie nigdy tak naprawdę nie traktowano mnie jako księżniczkę, a więc nie dane było mi mieszkać w tego typu luksusie.
Aby opisać te kilkanaście pokoi, które składały się na apartament księcia Axela, potrzeba by mi było jeszcze kilka stron tekstu, a raczej wolałabym tego uniknąć. Wyobraźcie sobie po prostu największe jednopiętrowe mieszkanie jakie mieliście okazję zobaczyć, pełne mebli najwyższej kasy, w większości pozłacanych, wartych pewnie milion piętników. A pośrodku wszystkiego łoże. Tak, zdecydowanie łóżko to najlepszy punkt programu. Ogromne, lecz nie za wysokie (przy moim wzroście wysokie meble to poważny problem), podejrzewałam, że idealnie miękkie, z wiszącym nad nim baldachimem.
- Ładny masz apartament .- zignorowałam jego pytanie, przestępując krok do przodu. Widząc, że Axel nie ruszył się nawet o milimetr, rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Czyżby się bał? Ach nie ma się czego bać, nie ryzykowałabym zabicia królewskiego potomka Fuego w pierwszy dzień pobytu tutaj.
Pociągnęłam go za rękę w stronę Bardzo Pociągającego Łoża i gdy po kilku sekundach wciąż nie było z jego strony żadnego satysfakcjonującego odzewu (czyt. nie rzucił się na mnie), wreszcie zrozumiałam o co chodzi.
I wybuchnęłam śmiechem.
- Ty nigdy tego nie robiłeś, prawda? – nie musiałam nawet czekać na odpowiedź, żeby wiedzieć, że moje przypuszczenie było słuszne. Widziałam to po jego minie.  – I właśnie dlatego mnie tutaj ściągnąłeś?
- Zasadniczo tak.
Zbliżyłam się do niego, jednocześnie zrzucając mu z ramion wojskową marynarkę. Poczułam jak jego mięśnie się napinają, przez co miałam ochotę pogłaskać go po główce i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nigdy nie pieprzyłam się z kimś, kto byłby mniej doświadczony ode mnie.
- W takim razie jaką ty masz reputację w tym pałacu? Książe musi mieć autorytet. – podkreśliłam ostatnie słowo, czując że mój ton głosu powoli zmieniał się w wyuczony przez lata praktyk. Słodki, zbyt słodki , aby mógł być prawdziwy. Ale nie potrafiłam inaczej. Od dziesięciu lat zawsze postępowałam tym samym schematem, uwodzić, dać się przelecieć, zabić (w wyjątkowych przypadkach) i zniknąć.
- Mam reputację przystająca księciu Fuego. – odpowiedział rzeczowym tonem, wciąż nieporuszony moimi słowami. Ciężka będzie z nim sprawa.
- W takim razie jestem tutaj, aby ją zepsuć. – uśmiechnęłam się, przegryzając wargę. Ech, jak ja nienawidziłam tego gestu. Jakże sztuczny… - Wiesz, możemy zawsze zawrzeć umowę. .
Zrobiłam pauzę, czekając na reakcję Axela. On jednak wciąż milczał, czekając na moje dalsze słowa.  Postępował rozważnie, nie reagował pochopnie i zbyt gwałtownie… całkowite przeciwieństwo swojej siostry.
- Co ty na to, abyśmy spotykali się, dajmy na to, raz w tygodniu, w ramach przyjacielskiej znajomości, a ja uczyłabym cię różnych przydatnych rzeczy? – zapytałam, niemal pewna, że odmówi. Ale naprawdę pilnie potrzebowałam takiej „znajomości”, jeśli nie miałam ochoty zostawać stałym bywalcem Przylądku Płatnej Miłości (o którego istnieniu usłyszałam przypadkowo przy królewskim stole)

(Axelu kochany? Jeśli nie przyjmiesz tej propozycji, to będzie największy błąd Twojego życia xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz