Strony

Mieszkańcy

21 sierpnia 2015

Od Alexandry

Nigdy ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień, chyba, że zdarzy się wyjątek, którego nie ma. Człowiek przy zmianie charakteru i osobowości, pracuje nad nim przez wiele długich dni, tygodni i miesięcy. Ja także się zmieniłam, z każdym dniem było coraz gorzej, bo tak naprawdę tej zmiany nie chciałam.
Powoli zamykałam się w sobie. Trudno nie zapomnieć dnia, kiedy upokorzyła mnie przed całą szkołą "koleżanka". Chyba żadne z was nie zobaczyło wychodząc ze szkoły wymalowany swój biały rower z bardzo brzydkim napisem. Oczywiście wszyscy się śmiali, bo kogo teraz nie śmieszy znęcanie się nad innymi? Wsiadłam na rower ze łzami w oczach i odjechałam.
Pełno ludzi, którzy byli traktowani jak ja, zmieniają swoją osobowość na inną. Nie jest ona taka jak moja, oni zmieniają się w takich samych znęcających się ludzi, tylko są jeszcze gorsi. Ja od roku nie zwracam uwagi na wszystkie słowa dochodzące pod mój adres. W głębi duszy nawet się śmieję, bo tak naprawdę ten kto mnie nienawidzi, poświęca swój cały czas na rozmyślaniu o mnie. Ale mniejsza o to. Kto by się teraz przejmował bawiącymi się w różne głupoty osiemnastolatkami, jak można wyjechać z tego miasta przykrych wspomnień i znów wyjechać w niesamowitą podróż? Tak zrobiłam ja.
Po zakończeniu roku szkolnego wróciłam do maleńkiego mieszkanka, w którym spałam i załatwiałam potrzeby, tylko i wyłącznie. Uczyć uczyłam się w lesie. A więc, gdy przyjechałam moim "pięknym" rowerem do chałupki, z prędkością światła chwyciłam łuk, który należał do mojego ojca. Zrobił go kilka dni przed zaginięciem, był to najpiękniejszy łuk jaki zrobił w całym swoim życiu; jeśli nie żyje. Łuk wraz ze strzałami powędrował na moje plecy. Chleb i biały ser schowałam do koszyka, do którego włożyłam książkę mojej mamy, którą uwielbiałam czytać na okrągło. Gdy wszystko zapakowałam, wyruszyłam w drogę zostawiając na drzwiach karteczkę "Na sprzedaż. Do gotowego "wejścia". Za darmo."
Kolejne dni mijały bardzo powoli, gdyż jeżdżenie na rowerze z bagażami utrudniały mi uzyskać większą prędkość. Przy podróży towarzyszył mi znajomy ptak, który zawsze przylatywał, gdy byłam w pobliżu lasu. Był moim najdroższym przyjacielem. Siadał na koszyku przede mną i śpiewał dla mnie, by umilić mi wycieczkę. Uwielbiam jego śpiew, dawał mi on spokój i relaks.
Szóstego dnia podróży, trasa, którą jechałam, zmieniła się o 360 stopni. Ani żadnego znaku, ani nic. Koniec trasy. Świetnie. Przede mną rozciągał się piękny las. Jedyne co mnie pocieszało, to to, że nie był gęsty i bez trudu mogę poprowadzić rower obok drzew. Ptak wydawał się bardzo uradowany, chociaż widząc moją reakcję, tylko wzruszył skrzydłami i z trudem powstrzymał się od pofrunięcia do niego.
Co chwila rower zahaczał o różne gałęzie albo o szyszki, których w lasach jest pełno. Sześć to długo, bardzo długo. Nie myłam się ani nie zmieniałam ubrań - oczywiście o nich zapomniałam. Postanowiłam zrobić w lesie szałas. Nie opodal rozciągała się rzeczka, więc mogłabym "wyprać" moje ubrania. Jest świetna pogoda do tego, ponieważ wieje wiatr, szybko ubrania wróciły by na moją skórę. Ptaszek poleciał sprawdzić, czy nie ma nikogo w pobliżu, więc zaczęłam szukać większych gałęzi na zbudowanie szałasu.
Nie wiem, jak mi się udało, ale w końcu skończyłam robić mały leśny domek. Czas na wielkie pranie! Zaczęłam z siebie ściągać ubrania, które co chwile były moczone w wodzie, ja zaś wzięłam sznurek, który wzięłam podczas "ewakuacji" i przylepiłam do niego gęsto liście. Spódnicę już mam, świetnie. Drugi sznurek też znalazłam, więc zrobiłam tak samo, tylko liść na liściu i nieco wydłużyłam, więc mam już bluzkę. Haha, jestem genialna - śmiałam się w duchu.
Po godzinie przyleciał ptaszek odpowiadając na moje pytania skinieniem głowy. Żadnego człowieka w okolicy, świetnie. Postanowiłam zebrać na opał gałązki, dlatego wybrałam się głębiej w las. Czujność mam bardzo dobrą, więc nie uszło mi na uwadze ciche nawoływanie. Odwróciłam się rozrzucając zebrane gałązki i skuliłam. Ale przecież ptak powiedział, że nie ma tu żadnej istoty. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się. Wtedy zobaczyłam drzwi, które mieściły się w pniu ogromnego drzewa. Niepewnie podeszłam do nich spoglądając na błyszczącą, złotą klamkę. Dotknęłam ją, po czym zobaczyłam ciemność.
Obudziłam się na drodze, raziło mnie w oczy słońce, więc przyłożyłam sobie dłoń do czoła, bym lepiej widziała. Pierwsze co zauważyłam i poczułam, to nowy strój. Był brązowy i krótki. Spodobał mi się, choć nie przepadam za takimi ubraniami. Chciałam wstać, gdy ujrzałam przed sobą dłoń.
- Witaj - powiedziała osoba trzymająca swoją rękę przede mną.
- Cześć - wyszeptałam podnosząc się szybko i spuszczając głowę.

Ktoś dokończy?

1 komentarz: