Jagody zmieniały kolor wraz z dotykiem. Raz spotykałam je różowe, raz czerwone i tak na okrągło. Dobrze, że mama kiedyś dała mi poradnik z tymi wszystkimi odcieniami różnych leśnych przysmaków, dzięki czemu wiem, które trafią do mojego brzucha, a które zostaną tam, gdzie były. Las spodobał mi się przez tętniące w nim życie. Czasami tu i ówdzie przechadzał się jelonek, czy wilk, a nawet lis. Nie spodziewałam się tego, że ktoś będzie na mnie czekał przy dróżce, więc spokojnie uznałam, że to nikt do mnie. Spojrzałam na zapełniony leśnymi owocami koszyk i powędrowałam ku osobie stojącej przy drzewie. Z lekkim uśmiechem na twarzy opuściłam las i przeszłam obok mężczyzny opierającego się o pień. Spojrzałam na domki i stanęłam jak wryta. To nie jest Królestwo, do którego należę! Obróciłam się na pięcie w stronę lasu i zobaczyłam stojącego przed sobą tego samego mężczyznę, który jakby czekał, aż zrozumiem, że to nie moje miejsce.
- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem i dygnęłam. On jednak dalej miał surową minę, więc spróbowałam z innej strony - Moja koleżanka wskazała mi złą drogę. Nie tutaj się umawiałyśmy - zrobiłam zmartwioną minę - Będę musiała zawrócić - oznajmiłam i zrobiłam krok w przód, by go ominąć.
- Zaraz, zaraz - powiedział niskim głosem, po czym zaczął się głośno śmiać - Nie wypuszczę cię stąd.
- Dlaczego? - zapytałam cicho opuszczając głowę. Może chce mnie za to zamknąć? O nie!
- Wydaje mi się, że nie jesteś z tego Królestwa, czyż nie? - uśmiechnął się pokazując przy tym żółte zęby z próchnicą.
Nie odpowiedziałam. Jednak za wszelką cenę musiałam opuścić to Królestwo jak najprędzej. Uśmiechnęłam się, po czym wybuchnęłam śmiechem. Miałam nadzieję, że tym niespodziewanym wybuchem odpędzę gościa, jednak on popatrzył na mnie z wyrzutem, potem spuścił głowę by zobaczyć co mam w koszyku.
- Ty... Ty jesteś... Wiedźmą? - zapytał łamiącym się głosem. To już coś.
- Nie. Te prawdziwe siedzą tam - pokazałam mu na trzy siedzące starsze panie, które kiedyś spotkałam. Śmiały się ze mnie, bo miałam "nie taką" fryzurę - Właśnie mają sabat - oznajmiłam wyprostowując się.
Zaczął się śmiać. Miałam nadzieję, że mnie teraz przepuści, ale niestety to nie był koniec.
- Wydajesz mi się sympatyczną dziewczyną. Chodź ze mną pokażę ci Królestwo - powiedział wyciągając do mnie rękę.
To nie tak miało wyjść. Miał mnie przepuścić i dać mi spokój. Ależ oczywiście, uwielbiam przeszkody na drodze.
- Z największą przyjemnością, ale wydaje mi się, że powinnam wracać, muszę zrobić dla mojego miasteczka zupę z jagód, a jeszcze nie zebrałam wystarczająco - powiedziałam zmartwiona spoglądając na koszyk przepełniony jagodami - Może chcesz trochę?
On spoglądał na mnie jak na rozjechaną przed chwilą kupę. Fajnie.
- Spójrz - otworzyłam swój poradnik na stronie jagód - one nie są trujące, nie chcę cię otruć, jeśli to chodzi ci po głowie - Uśmiechnęłam się zachęcająco.
Podszedł do mnie powoli i wziął garść jagód po czym ukłoniłam się i poszłam w stronę lasu mając nadzieję, że koniec przedstawienia. Niestety doszedł mnie jeszcze głos jednej z pań, które siedziały na ławce. Okazało się, że jedna stoi tuż za mną.
- Jesteś strasznie spięta. Od miesięcy chowasz się w innym Królestwie - powiedziałam z uśmiechem odwracając się do nienawidzącej mnie staruszki.
- Ciekawe dlaczego? - prychnęła.
- Bo jesteś chora... Na głowę - przesłałam jej całusa i pobiegłam mając nadzieję, że ta wiedźma mnie nie dogoni. Miałam rację.
Po drodze zebrałam jeszcze kilka garści jagód, które nieść musiałam bardzo powoli, aby mi nie pospadały. Może byłam zbyt surowa i okrutna? Pamiętając to jak ona wraz z przyjaciółkami ( choć starsze ode mnie i to o wiele, to paskudne z charakteru ) upokarzały mnie przy każdej okazji, która się natrafiała. Haha, chyba dobrze zrobiłam. Gdy wróciłam z lasu, ugotowałam zupę i zrobiła sobie pyszny deser. Palce lizać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz